Aktualności

2015-02-05 12:50

Żywot i Bolesna Męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Matki Jego Maryi – Błogosławiona Anna Katarzyna Emmerich (1774-1824)

SPIS TREŚCI

NAUKI I CZYNY JEZUSA W KAFARNAUM I W OKOLICY. KAZANIE NA GÓRZE

Setnik Korneliusz.

 

Z Gabary udał się Jezus do posiadłości królika Serobabela koło Kafarnaum. W domu znajdowali się zarządca, służba i uzdrowiony syn Serobabela, wszyscy już ochrzczeni. Wkrótce przybyli do Jezusa z podziękowaniem dwaj trędowaci, których Jezus za ostatnią Swą bytnością w Kafarnaum uzdrowił. Jezus nauczał do wieczora i uzdrowił wielu chorych, o zmierzchu zaś poszedł w dolinę Kafarneńską do domu Swej matki, podczas gdy uczniowie do swoich rodzin się rozbiegli. U Maryi zebrane były wszystkie święte niewiasty, przejęte wielką radością. Maryja i niewiasty prosiły jeszcze raz gorąco Jezusa, by raniutko przeprawił się na drugą stronę jeziora, bo tu niebezpiecznie dlań zostawać, tak rozjątrzona jest na Niego komisja Faryzeuszów. Jezus, świadom tego, co ma czynić, uspokoił ich obawy i rady tej nie przyjął. Spokojniejsza już nieco Maryja wstawiała się do Niego za chorym niewolnikiem setnika Korneliusza, popierając prośbę tym, że Korneliusz — to bardzo dobry

 

446

 

człowiek, bo, chociaż poganin, z przychylności dla żydów wybudował im synagogę; prosiła Go również o uzdrowienie chorej córki naczelnika synagogi Jaira, mieszkającego w małej osadzie koło Kafarnaum. Nazajutrz rano poszedł Jezus z kilku uczniami ku domowi setnika Korneliusza, położonemu na wzgórzu na północ od miasta. Wtem, koło domu Piotra, zabiegli Mu drogę dwaj Żydzi, których Korneliusz już przedtem raz był posyłał do Niego. Ci prosili Go teraz powtórnie, by ulitował się nad jego niewolnikiem, tym bardziej, że Korneliusz zasługuje na to, bo jako przyjaciół Żydów wybudował im bożnicę i za zaszczyt sobie poczytywał, że mógł to uczynić. Dowiedziawszy się, że Jezus właśnie tam idzie, posłali prędko gońca, by uprzedzić Korneliusza o przybyciu Jezusa. Przybywszy przed Kafarnaum, zboczył Jezus przy bramie na prawo, na drogę między miastem a murem, minął celę jakiegoś trędowatego, wykutą w murze, a uszedłszy jeszcze kawałek, ujrzał w dali dom Korneliusza. Na wieść, że Jezus się zbliża, wyszedł Korneliusz z domu; ujrzawszy z dala Jezusa, ukląkł, a mieniąc się niegodnym być przy Jezusie i rozmawiać z Nim, wysłał doń naprzód posłańca, który rzekł: „Panie! setnik kazał Ci rzec te słowa; „Panie! nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale rzeknij tylko słowo, a będzie zdrów sługa mój. Gdyż jeśli ja, człowiek mały, poddany mych przełożonych, mogę powiedzieć do mych sług; czyń to czyń owo, a oni wypełniają moje rozkazy, o ileż łatwiej musi być dla Ciebie rozkazać twemu niewolnikowi wyzdrowieć i by on rzeczywiście wyzdrowiał‖ Usłyszawszy te słowa Jezus, zwrócił się do otaczających Go i rzekł; „Zaprawdę, powiadam wam nie znalazłem takiej wiary w Izraelu. Wiedzcie przeto, że wielu przyjdzie ze wschodu i zachodu słońca i zasiądą w królestwie niebieskim z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem; a wielu Izraelitów, dzieci królestwa Bożego, popadnie w bezdenne ciemności, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów!” A zwróciwszy się do sługi setnika, rzekł; „Idź! Niech ci się stanie według wiary twojej!” Słowa te powtórzył posłaniec klęczącemu setnikowi, a ten, pokłoniwszy się do ziemi, powstał i pospieszył do domu. Ledwie wszedł, napotkał dotychczas chorego sługę, który zdrów już zupełnie, wyszedł, otulony w płaszcz i z owiniętą głową. Niewolnik ten nie był tutejszy, lecz jakiś cudzoziemiec, o żółto brązowej barwie skóry. Jezus tymczasem skierował się zaraz z powrotem do Kafarnaum. Gdy przechodził znowu koło celi trędowatego wybiegł tenże, upadł Mu do nóg i rzekł: „Panie, jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić” Jezus kazał mu wyciągnąć rękę, dotknął się jej i rzekł: „Chcę. Bądź oczyszczony!” Trąd opadł z chorego natychmiast, a wtedy Jezus kazał mu stawić się przed kapłanami do oględzin, złożyć ofiarę, a zresztą uzdrowienia tego nie rozgłaszać. Uzdrowiony, poszedł zaraz do kapłanów Faryzeuszów i kazał się zbadać, czy rzeczywiście jest czystym. Kapłani, dowiedziawszy się, kto go uzdrowił, źli byli strasznie, surowo i skrupulatnie badali go, ale w końcu musieli mu wydać świadectwo oczyszczenia. Tylko na odchodnym wszczęli z nim kłótnię, a w końcu wyrzucili go za drzwi. Jezus wszedł tymczasem w ulicę prowadzącą, do środka miasta. Czekało tu już na Niego mnóstwo chorych i opętanych, zebranych przeważnie w szałasach koło studni. Jezus uzdrawiał dobrą godzinę, poczym wyszedł z miasta i poszedł z uczniami w wąwóz, położony nad Magdalum, niedaleko Damny, gdzie była publiczna gospoda. Tu czekały już na Niego wdowa Maroni z Naim i poganka Lais także z Naim, z dwiema córkami, Sabią i Atalią, które Jezus niedawno uwolnił w Meroz od diabła. Maroni przybyła tu błagać Jezusa, by poszedł uzdrowić jej dwunastoletniego syna Marcyalisa, który, jak mówiła, tak był chory, że nie spodziewała się go za powrotem do domu zastać przy życiu. Jezus kazał jej spokojnie wrócić, obiecał przyjść, ale kiedy, nie powiedział. Zostawiwszy przyniesione podarki w gospodzie, wybrała się zaraz Maroni ze służącym z

 

447

 

powrotem do domu, dokąd miała około 9 godzin drogi. Była to zamożna, poczciwa niewiasta, matka i opiekunka wszystkich ubogich dzieci w Naim. Powoli zaczęli się tu schodzić uczniowie, i tak przybył Bartłomiej z synkiem swej siostry, wdowy, Jozesem, zapewne by go dać ochrzcić; dalej Tomasz przyprowadził ze sobą Jeftego, uzdrowionego synka setnika Achiasza z Giszali. Samego Achiasza nie było, przybył za to z nimi Judasz Iskariot z Meroz. — Lais i obie jej córki już w Naim przeszły na żydowską wiarę wyrzekłszy się wobec kapłanów praktyk pogańskich. Odbył się przy tym pewnego rodzaju chrzest, polegający na pokropieniu wodą i różnych oczyszczeniach. W takich wypadkach chrzczono u Żydów i kobiety. Ale Jezus ani Jan nie czynili tego wcale przed Zielonymi świętami. W Kafarnaum zebrani są teraz wszyscy przyszli apostołowie oprócz Mateusza, bardzo wielu uczniów i krewnych Jezusa, tak mężczyzn jak kobiet. Przybyła także z podarunkami do Maryi jej najstarsza siostra, Maria Heli, licząca z górą 70 lat, z drugim swym mężem Obedem. Mieszkała ona w Jafa, małej miejscowości, najwyżej godzinę drogi oddalonej od Nazaretu, gdzie mieszkał przedtem Zebedeusz i gdzie przyszli na świat jego synowie. Cieszyła się bardzo na myśl, że ujrzy znowu swych trzech synów, obecnie uczniów Janowych: Jakuba, Sadocha i Heliachima. Jakub był już w tym wieku, co Andrzej; jest to ten sam, który wraz z uczniem Kefasara i jakimś Janem miał sprzeczkę z Pawłem co do żydowskiej ceremonii obrzezania. Był to najznakomitszy i najstarszy z pomiędzy 70 uczniów, po śmierci Jezusa został kapłanem, zwiedził później z Jakubem Starszym, Hiszpanię, archipelag, Cypr i kraje pogańskie na granicy Palestyny. Pierwszym biskupem jerozolimskim był nie on, lecz Jakub Młodszy, syn Alfeusza i Marii Kleofy.

 

Uzdrawiania Jezusa. Dlaczego uczył przez porównania

 

Faryzeusze i Saduceusze uchwalili stawić dziś Jezusowi prawdziwy opór i umyślili albo wypchnąć Go z synagogi, wśród przygotowanego z góry zgiełku — do czego najęli ludzi — albo Go pochwycić, Lecz stało się inaczej. Oto Jezus rozpoczął Swoją naukę w synagodze bardzo ostrą przedmową, jako taki, który ma władzę i moc tak przemawiać. Zapamiętałość rozjuszonych Faryzeuszów wzrosła do tego stopnia, że już mieli rzucić się na Niego, gdy wtem wielkie powstało w synagodze zamieszanie. Oto człowiek opętany przez diabła i zwykle z powodu szaleństwa związany, rozerwał pęta podczas nieobecności stróżów, którzy właśnie znajdowali się w synagodze, i wpadł jak jędza do synagogi, przedarł się z przeraźliwym krzykiem przez tłum, roztrącając go na bok, a dobiegłszy do miejsca, gdzie Jezus nauczał, wołał: „Jezusie Nazareński! Co mamy z Tobą do czynienia? Tyś przybył, aby nas wypędzić! Wiem, kto jesteś; Tyś jest Święty Boży!” Ale Jezus, nie poruszony tym wcale, obrócił się zaledwie do niego ze Swego wzniesienia, pogroził tylko ręką, i rzekł spokojnie: „Milcz i wyjdź z niego !” Wtedy uspokoił się ów człowiek i upadł, szarpany na wsze strony. Szatan umknął, a w powietrzu unosiły się z niego jakby czarne kłęby dymu. Człowiek ów zaś, blady całkiem i uspokojony, upadł twarzą na ziemię i płakał. Wszyscy byli świadkami tego strasznego a zarazem cudownego zjawiska mocy Chrystusa. Strach ich zamienił się w podziw i szeptanie, a Faryzeusze stracili teraz do szczętu odwagę i zdumieni mówili tylko między sobą: „ Co to za człowiek? Rozkazuje duchom, a one Go słuchają.‖ Tymczasem Jezus nauczał dalej, a owego uwolnionego od diabła, zupełnie osłabionego, zanieśli krewni i jego żona, która była wówczas w synagodze, do domu.

 

448

 

Przyszedłszy do sił, wrócił do synagogi i czekał na Jezusa przy drzwiach; gdy Jezus wychodził, złożył Mu podziękowanie i zasięgał Jego rady na przyszłość. Wtedy Jezus upominał go, aby już więcej nie dopuszczał się sprośności, gdyż może się mu stać jeszcze gorzej, i zachęcał go do pokuty i chrztu, Ów człowiek był sukiennikiem, wyrabiał owe delikatne, wąskie, bawełniane szale, które noszono na szyi. Teraz uspokojony i uzdrowiony, powrócił do swych zajęć. Nieczysty duch zwykł był owładać takich ludzi, którzy bez miary oddawali się namiętnościom. Po tym wypadku stracili Faryzeusze zupełnie otuchę, by mogli dzisiaj targnąć się na Jezusa i dlatego zachowywali się całkiem spokojnie aż do końca nauki, którą miał Jezus, wykładając bez przeszkody, poważnie, a nawet surowo lekcję szabatową z Mojżesza i Ozeasza. Cała postawa Jego i sposób mówienia był dzisiaj o wiele ostrzejszy, aniżeli zwykle; mówił jako taki, który ma moc do tego. Po skończonym kazaniu udał się Jezus do domu Maryi, gdzie były zgromadzone niewiasty, wielu krewnych i uczniów, Według moich obliczeń było wszystkich świątobliwych niewiast aż do śmierci Jezusa przeszło siedemdziesiąt, a teraz naliczyłam ich już około 37, między którymi były w czasie ostatnich wędrówek i córki Lais z Naim, imieniem Sabia i Atalia. Za czasów świętego Szczepana osiadły one w Jerozolimie. Na drugi dzień nauczał Jezus również bez przeszkód w synagodze. Faryzeusze bowiem tak się naradzili między sobą: „Teraz musimy sobie dać z Nim spokój, bo jeszcze powaga Jego jest za wielka, więc tylko stawiajmy Mu tu i ówdzie przeszkody; trzeba o wszystkim donieść do Jerozolimy i czekać aż do świąt Wielkanocnych, gdy przyjdzie do świątyni.” Dzisiaj znowu leżało bardzo wiele chorych znów po ulicach, z których jedni przywlekli się jeszcze przed szabatem, a inni nie dowierzali do tego czasu; teraz jednakowoż na wiadomość o uzdrowieniu owego opętanego, zeszli się ze wszystkich zakątków miasta. Niektórzy z nich byli tu już po kilkakroć, ale jeszcze bez skutku, bo byli to ludzie obojętni, oziębli, leniwi i jeszcze ociężałej się nawracający, aniżeli wielcy grzesznicy. Tak np. Magdalena po nawróceniu swoim upadała znowu, ale przecież potem przezwyciężyła się mocą charakteru, podobnie Dina, Samarytanka, i Maria Sufanitka; w ogóle wszystkie wielkie grzesznice nawracały się bardzo szybko i gorliwie, jak i święty Paweł, który jakby piorunem rażony, od razu się nawrócił. Tymczasem Judasz chwiał się wciąż, aż nareszcie upadł. Zauważyłam także, że Jezus według wyroków Swojej mądrości uzdrawiał ciężko chorych natychmiast, a to dlatego, że tacy chorzy, jak np. opętani, pozostawali w swym opłakanym stanie, albo wbrew swej woli, albo też wskutek choroby nie mogli już kierować swą wolą; innych zaś chorych, którzy dlatego tylko nie grzeszyli zbyt, że im choroba trochę przeszkadzała, albo którzy nie nawracali się, odprawiał Jezus z niczym, albo z upomnieniem, aby się poprawili, a co najwyżej, uśmierzał trochę ich boleści, aby przez nacisk więzów choroby, poskromić i uszlachetnić ich dusze. Jezus jest w stanie wszystkich zarówno uzdrowić, ale uzdrawia tylko tych, którzy wierzą i pokutę czynią, przestrzegając ich przed powtórnym upadkiem. Lekko chorych uzdrawiał Jezus nieraz szybko, jeśli to z pożytkiem było dla ich duszy. Lecz nie zawsze tak robił; bo też nie przyszedł na to, by uzdrowiwszy ciało, czynić je przez to sposobnym do grzechu, lecz by przez uzdrowienie ciała uratować i odkupić duszę grzesznika. Zauważyłam, że w każdym rodzaju choroby tkwiła myśl Opatrzności Bożej, że każda była obrazem winy ciążącej na kimś, czy to własnej, czy to cudzej, za którą trzeba było odpokutować przez chorobę, świadomie, czy nieświadomie, albo też choroba taka była pewnego rodzaju kapitałem próby i cierpliwości, który to kapitał można było zwiększyć przez cierpliwe poddanie się, tak, że właściwie nikt niewinnie i daremnie nie cierpiał.

 

449

 

Któż bowiem jest niewinnym, jeśli sam Syn Boży musiał na Siebie przyjąć grzechy całego świata, by je zgładzić? Chcąc Go więc naśladować, musimy cierpliwie nieść za Nim swój krzyż. Ponieważ cierpliwość w cierpieniach, radość w doznawaniu tychże, tudzież łączność naszych cierpień z cierpieniami Jezusa Chrystusa należy do doskonałości, przeto chęć wyłamywania się od nich jest niedoskonałością. Doskonałymi stworzył nas Bóg i doskonałymi powinniśmy się odrodzić. Wszelkie przeto uzdrowienie jest wyłącznie niezasłużoną łaską dla nas biednych grzeszników, którzy zasłużyliśmy więcej jak na chorobę, bo na śmierć; lecz Pan przez Swą śmierć wybawił z niej tych, którzy wierzą w Niego i podług tej wiary działają. I dziś uzdrawiał Jezus znowu wielu opętanych, chromych, cierpiących na wodną puchlinę, krwotok, lub reumatyzm, niemych, ślepych i w ogóle ciężko chorych. Mimo wielu zaś, którzy mogli jeszcze stać, przechodził kilkakrotnie, nie zatrzymując się. Byli między nimi tacy, którzy już nieraz doznali od Niego złagodzenia cierpień, ale oni mimo to nie nawrócili się i upadali znów tak na duszy, jak na ciele. Widząc, że Jezus pomija ich, zaczęli wołać: „Panie! Panie! wszystkich ciężko chorych uzdrawiasz, a nas nie! Panie, zlituj się! Znów jestem chory!” Jezus zapytał: „Dlaczego nie wyciągniecie ku Mnie rąk?” Uczyniwszy to, rzekli: „Oto nasze ręce!” A Jezus rzekł wtedy: „Tak, to ręce wasze wprawdzie wyciągacie, ale rąk serca waszego nie mogę ująć; cofacie je i zaciskacie, gdyż pełni jesteście ciemności.” O tym nauczał Jezus obszerniej i uzdrowił wielu takich, którzy się nawrócili; innym złagodził tylko cierpienia, innych wreszcie pominął całkowicie. Po południu poszedł Jezus z wszystkimi uczniami i krewnymi ku jezioru. Na południowym krańcu doliny znajdował się letni ogród kąpielowy, w którym się zatrzymali. Ogród ten zwilżały wody potoku, płynącego z Kafarnaum. Tu obrano miejsce na chrzest Najśw. Panna poszła także przechadzką ku Betsaidzie, powyżej domów trędowatych, a z nią święte niewiasty, między nimi Dina, Maria, Lais, Atalia, Sabia i Marta. Obozowała tam karawana pogan, w której było wiele niewiast z Górnej Galilei, a wszystkie siedziały w koło na wzgórku; Maryja przyłączyła się do nich, i jużto siedząc, jużto przechadzając się, pouczała je i pocieszała. Niewiasty wypytywały się to o to, to o owo, a Maryja wyjaśniała im wszystko, opowiadała o patriarchach i prorokach i o Jezusie. Nieco później nauczał Jezus w przypowieściach zgromadzone tłumy. Lecz nawet uczniowie nie zrozumieli Go, więc później, gdy był z nimi na osobności, tłumaczył im znaczenie przypowieści o siewcy, o kąkolu i pszenicy, i mówił, dlaczego jest niebezpiecznie wyrywać kąkol z pszenicą. Głównie Jakub Starszy mówił to Jezusowi w imieniu wszystkich, że nie rozumieją Go, i zapytał, dlaczego wyraźniej nie mówi. Jezus odrzekł na to, że wszystko im wyjaśni, ale dla słabych na duchu i pogan, nie może być królestwo Boże bez osłony podane. Już teraz lękają się tych słów, bo przy ich ciemnocie wydają się im za ciężkie, muszą więc najpierw przez porównania poznać te prawdy i muszą one w nich wzejść, jak nasienie, które samo ukryte w ziemi, mieści kłos w sobie. Przypowieść powyższą zastosował Jezus do ich powołania, polegającego na pracy, na zbieraniu plonów. Mówił potem w ogóle o naśladowaniu Go, zapowiadał im, że wkrótce wspólnie z Nim będą odbywać wędrówki i że wtedy wszystko im wyjaśni. Wysłuchawszy wszystkiego, zapytał Jakub Starszy: Dlaczego, Nauczycielu, chcesz wyjawiać to nam, prostakom, byśmy to rozgłosili? Wyjaw raczej lepiej Janowi Chrzcicielowi, który tak wielką ma wiarę, kim Ty jesteś, a on najlepiej będzie umiał to rozpowszechnić i rozgłosić!”

 

450

 

Wieczorem nauczał Jezus znowu w synagodze. Faryzeusze, ochłonąwszy już trochę z przestrachu, zaczęli znowu w końcu dyskutować z Nim co do tego, jakim prawem odpuszcza grzechy. Zarzucali Mu wypowiedziane w Gabara do Marii Magdaleny słowa, że grzechy są jej odpuszczone. „Skądże — pytali — wie On to? Jakim prawem może tak mówić? Przecież to jest bluźnierstwo przeciw Bogu. — Działo się to w przedsionku synagogi. Jezus wkrótce zbił ich zarzuty i zmusił do milczenia. Wtedy oni, chcąc Go podrażnić, mówili, że On jest Bogiem, nie człowiekiem, lecz i te słowa obrócił Jezus na ich niekorzyść. W końcu podnieśli Faryzeusze wielki krzyk i zgiełk i zaczęli się cisnąć ku Niemu. Lecz Jezus wmieszał się w tłum tak, iż nie wiedzieli, gdzie się podział, poczym przeszedłszy ogród poza synagogą, dostał się do ogrodów Serobabela i bocznymi drogami przybył do domu Swej Matki. Tu przepędził część nocy i przez posłańca kazał powiedzieć Piotrowi i innym uczniom, by za Nim poszli nazajutrz do Naim i zeszli się z Nim po drugiej stronie doliny, powyżej miejsca, gdzie Piotr ryby łowił. Nim odszedł, zapytywali Go się setnik Korneliusz i jego niewolnik, co mają teraz czynić. Jezus polecił im przyjąć chrzest z całą rodziną.

 

Wskrzeszenie młodzieńca z Naim

 

Do Naim wiodła droga powyżej miejsca, gdzie Piotr łowił ryby, w poprzek przez dolinę Magdalum, po wschodniej stronie góry, wznoszącej się nad Gabarą, następnie przez dolinę na wschód od Betulii i Giszala. Jezus wędrował z uczniami może dziewięć do dziesięć godzin; raz trzeba było nawet przeprawiać się przez potok Kison. Po drodze nauczał Jezus, między innymi i o tym, po czym się fałszywych proroków poznaje. Wreszcie zatrzymali się w gospodzie, należącej do pasterzy; stąd było jeszcze trzy do czterech godzin drogi do Naim. Naim, zwane także Engannim, jest pięknym miastem o trwałych budynkach. Położone jest na uroczym pagórku od strony południowej, nad potokiem Kison. O niecałą godzinę drogi wznosi się góra Tabor, a w kierunku południowo zachodnim widać Endor. Jezrael leży więcej na południe, lecz dla wyniosłości gruntu jest niewidoczne. O trzy do czterech godzin drogi stąd leży Nazaret. Przed miastem rozciąga się piękna równina Ezdrelon. Okolica obfituje bardzo w zboże, owoce i wino; wdowa Maroni np. posiada całą górę z winnicą, pełną najpiękniejszych latorośli. Około dziewiątej godziny rano zbliżył się Jezus do Naim, mając przy Sobie około trzydziestu towarzyszów. Pagórkowata droga była tu węższa, więc też część uczniów szła naprzód, część w tyle, a Jezus w środku. Zbliżywszy się do bramy miasta, spotkali orszak pogrzebowy. Gromadka żydów, odzianych w płaszcze żałobne, wychodziła właśnie ze zwłokami z bramy miasta. Zwłoki, złożone w skrzyni, niosło czterech mężczyzn na poprzecznych marach, w środku wgiętych. Skrzynia ta, przypominająca kształtem ciało ludzkie, lekka była jak pleciony kosz, a u góry przymocowane było wieko. Za zwłokami szła matka zmarłego w licznym orszaku niewiast; wszystkie miały zasłony na twarzy i w głębokim smutku były pogrążone. Jezus, ujrzawszy orszak, przeszedł środkiem uczniów, ustawionych w dwa szeregi przy drodze, przystąpił do niosących trumnę, oparł na niej rękę i rzekł: „Zatrzymajcie się i postawcie trumnę na ziemi!” Ci uczynili tak i ustąpili na bok, a uczniowie stanęli po obu stronach. Niewiasty zatrzymały się także, a matka, stojąca na przedzie, płakała cicho, myśląc zapewne w duchu: „Ach! Za późno już przychodzi!” Na twarzach wszystkich malował się smutek i współczucie, gdyż kochano bardzo tę wdowę dla jej szczodrobliwości i uczynności względem sierot i ubogich. Kilku tylko było nieprzychylnych, złych. Coraz więcej ludzi nadchodziło z miasta. Wzruszył Jezusa ten smutek ogólny; na żądanie Jego przyniósł jeden z

 

451

 

uczniów kociołek wody i gałązkę hyzopu i podał Mu je. Jezus zaś rzekł do niosących: „Otwórzcie trumnę i rozwiążcie opaski!” Po zdjęciu wieka ukazały się zwłoki, poowijane opaskami jak dziecko w pieluchach. Kilku podparło zwłoki rękami, a inni odwinęli opaskę otulającą ciało i ręce, i odkryli oblicze; teraz okryte było ciało tylko wielką chustą. Podczas tego wzniósł Jezus oczy do nieba i tak się modlił: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, żeś te rzeczy zakrył przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, upodobało się Tobie. Wszystkie rzeczy dane mi są od Ojca Mego i nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, ani nikt nie zna Ojca, tylko Syn i ten komu Syn zechce objawić. Pójdźcie do Mnie wszyscy, którzy pracujecie i obciążeni jesteście, a Ja was ochłodzę. Weźmijcie jarzmo Moje na siebie, a uczcie się ode mnie, gdyż jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie odpoczynek duszom waszym. Albowiem jarzmo Moje wdzięczne jest, a brzemię Moje lekkie!” Następnie pobłogosławił Jezus wodę, zamaczał w niej gałązkę i pokropił zebrany tłum. Wtem ujrzałam, jak z niektórych wychodziły małe, czarne potworki, jak owady, chrząszcze, ropuchy, węże i małe ciemne ptaki, szybko znikające w dali; ludzi zaś ogarnęło wzruszenie wewnętrzne, czuli się jakby czystsi, jaśniejsi. Wtedy pokropił Jezus gałązką zmarłego młodzieńca i uczynił ręką krzyż nad nim; i znowu ujrzałam, jak z ciała zmarłego wyszła czarna postać, podobna do chmury. Potem rzekł Jezus do młodzieńca: „Powstań !‖ a on usiadł zaraz w trumnie i rozglądał się zdziwiony w koło z ciekawością. Jezus kazał mu podać suknie; nałożono więc nań jakiś płaszcz, a on stanąwszy na nogi, rzekł: „Co to jest? Skąd się tu wziąłem?” Podano mu sandały; nałożył je i wyszedł z trumny, a Jezus, wziąwszy go za rękę, oddał go w objęcia matki, spieszącej już doń, i rzekł: „Zwracam ci syna, lecz zażądam go znowu od ciebie, już odrodzonego przez chrzest.” Biedna matka nie posiadała się z radości, podziwu i czci dla Jezusa; nie myślała teraz o dziękowaniu, tylko płacząc rzewnie, ściskała swego syna. Potem udali się wszyscy do domu wdowy wśród śpiewu hymnów pochwalnych, wraz z nimi szedł Jezus z uczniami. Dom wdowy, otoczony ogrodami i podwórzami, obszerny był, ale ledwie mógł pomieścić coraz liczniej przybywających przyjaciół i znajomych. Wszystko cisnęło się, by ujrzeć młodzieńca. Okąpano go i ubrano w białą sukienkę, przepasaną paskiem. Jezusowi zaś i uczniom umyto nogi i podano przekąskę. Potem wśród powszechnej wesołości zaczęło się szczodre rozdzielanie różnych podarunków ubogim, którzy zebrali się przed domem dla złożenia życzeń swej dobrodziejce. Rozdawano suknie, chusty, zboże, chleb, jagnięta, drób i pieniądze. Jezus nauczał tymczasem ludzi, zgromadzonych na podwórzu. W owej białej sukience biegał Marcyalis wesoło na wszystkie strony, rozdzielał z innymi jałmużny i pozwalał każdemu siebie oglądać; w twarzy jego znać było dziecięce zadowolenie. Pocieszny to był widok, gdy na podwórze weszły dzieci szkolne pod przewodnictwem nauczycieli, a on się do nich zbliżył. Dzieci na widok jego przestraszyły się, jakby ujrzały ducha, a gdy podbiegł ku nim, cofały się trwożliwie. Niektóre jednak, udając bohaterów, wyśmiały je, a podając na powitanie rękę Marcjalisowi, spoglądały z uczuciem dumy na bojaźliwych; z podobnym uczuciem dotyka się starszy chłopiec konia, lub innego zwierzęcia, do którego boi się zbliżyć mały jego braciszek, lub siostrzyczka. Potem zastawiono w domu i na podwórzach stoły do uczty, w której wszyscy wzięli udział. Piotr, jako krewny wdowy (była bowiem córką brata jego teścia), obracał się tu swobodnie jak u siebie, i zastępował poniekąd pana domu. — Jezus przywoływał często do siebie wskrzeszonego chłopca i niby mówiąc do niego, nauczał zarazem wszystkich obecnych, bardzo trafnie wszystko do nich stosując.

 

452

 

Mówił zaś do chłopca, jakoby strasznego losu uniknął; śmierć, która przez grzech przyszła na świat, skrępowała go, i w grobie miała mu zgubę przynieść; w stanie ślepoty miał być wrzucony w ciemności i tam dopiero, za późno niestety, przejrzeć, bo tam nie ma miłosierdzia, nie ma pomocy. Przed wejściem jednak do grobu oswobodziło go z więzów miłosierdzie Boże, przez pamięć na pobożność rodziców i zasługi kilku jego przodków. Teraz za to powinien przez chrzest uwolnić się od choroby grzechowej, aby nie popaść w straszniejszą jeszcze niewolę. Jezus mówił dalej, jak to cnoty rodziców wychodzą nieraz później na pożytek dzieciom i jak dla sprawiedliwości patriarchów kierował Bóg dotychczas narodem izraelskim i oszczędzał go. Potem tak rzekł: „Teraz jednak naród ten leży w więzach śmierci grzechowej i jak ten chłopiec, jest już na kraju grobu; po raz też ostatni podaje Bóg miłosierny Swemu narodowi rękę pomocną. Jan przygotował drogi, nawołując potężnym głosem do ocucenia serc z letargu śmiertelnego, a Ojciec, litując się, po raz ostatni otwiera oczy do życia tym, którzy zatwardziałe ich przed Nim nie zamykają. Podobny więc jest naród w ślepocie swej do tego zamkniętego młodzieńca w trumnie, którego spotkało ocalenie za bramami miasta tuż przed grobem. Jakże strasznym byłoby to, gdyby niosący go nie byli usłuchali głosu Mego, nie postawili trumny na ziemi, nie otworzyli jej i nie rozwinęli ciała z opasek, tylko w zatwardziałości swej poszli, nie zatrzymując się, i pogrzebaliby biednego chłopca! Podobnie czynią fałszywi nauczyciele, Faryzeusze. Odpychając biedny naród od życia pokuty, ściskają go więzami swych praw, zamykają w trumnę swych drobnostkowych obrzędów i zwyczajów, i tak prowadzą w grób ku wiecznemu zatraceniu. Przyjmijcie więc okazane wam miłosierdzie Ojca Mego niebieskiego, spieszcie do życia, do pokuty, do chrztu. Ostatnie słowa wymówił Jezus prawie błagalnie, upominając gorąco obecnych, by usłuchali rad Jego. Niezwykłym było to, że Jezus używał tu do kropienia wody świeconej, by wypędzić złe duchy, w których mocy byli niektórzy, obecni przy wskrzeszeniu młodzieńca. Źli ci ludzie czuli złość ku Jezusowi i zazdrość i przepełniała ich radość szatańska, bo sądzili, że Jezus nie potrafi wskrzesić młodzieńca. Jak już widzieliśmy, uczucia ich zmieniły się wkrótce. Gdy Jezus, wskrzeszając młodzieńca, pokropił go wodą, wyszła z jego ciała mała chmurka, jak cień, pełna różnych wstrętnych gadów i znikła w ziemi. Nie tak było, gdy Jezus wskrzeszał innych; wtedy przywoływał duszę zmarłego, która oddzielnie od ciała, stała w kole swych występków; dusza wracała na Jego rozkaz, wchodziła w ciało, a martwy przychodził do życia. Tu jednak przy wskrzeszeniu młodzieńca wydawało się, że śmierć dźwiga się z ciała, jako przygniatający je ciężar. Po uczcie udał się Jezus z uczniami do pięknego ogrodu wdowy Maroni, położonego w południowej stronie miasta. Idąc przez miasto, uzdrawiał Jezus kaleki i chorych, których mnóstwo stało przy drodze. W całym mieście panował ruch ogromny. O zmierzchu przybył Jezus do ogrodu, gdzie już obok wdowy zebrali się krewni, domownicy i kilku nauczycieli z synagogi; wskrzeszony młodzieniec był tam także z kilku innymi chłopcami. W ogrodzie stały tu i ówdzie altany; jedna z nich, piękniejsza, wsparta była na kolumnach, między które można było wstawiać ruchome ściany. Przed nią, wśród drzew palmowych umieszczona była pochodnia, oświecająca wnętrze. W jej świetle błyszczały jasno długie, zielone liście, a pozostałe jeszcze owoce widać było dokładniej jak za dnia. Piękny wieczór letni nabierał w ogrodzie tym jeszcze więcej czaru. Jezus przechadzał się z początku, a później zasiadł w altanie, lecz wciąż nauczał i opowiadał. Na nocleg udano się do domu Maroni, gdzie w oficynach wszyscy się pomieścili. Na wieść o bytności Jezusa w Naim i wskrzeszeniu młodzieńca zeszło się z całej okolicy mnóstwo ludzi zdrowych i

 

453

 

chorych, i ci stanąwszy w długich rzędach przed domem Maroni, czekali na Jezusa; cała ulica zapchana była nimi. Część ich uzdrowił Jezus zaraz rano, poczym pogodził wiele małżeństw zwaśnionych przy następującej okazji: Co chwila przychodziły doń niewiasty, prosząc Go o wydanie książeczki rozwodowej, bo — jak mówiły — nie mogą żyć dłużej ze swymi mężami. Właściwie jednak czyniły to z namowy Faryzeuszów. Ci bowiem, zawstydzeni cudami Jezusa, a nie mogąc nic wskórać przeciw Niemu, tym większą złością ku Niemu zapałali i chcieli skusić Go do wydania w sprawie rozwodowej jakiegoś wyroku, niezgodnego z prawem, by potem mogli Jezusa oskarżyć o szerzenie fałszywej nauki. Lecz i tym razem zawiedli się srodze. Na skargi i zażalenia niewiast odrzekł Jezus: „Przynieście Mi naczynie z mlekiem i drugie naczynie z wodą, a dam wam odpowiedź!” Przyniesiono Mu żądane rzeczy z pobliskiego domu, a wtedy Jezus, zmieszawszy mleko z wodą, rzekł: „Jeżeli teraz potraficie oddzielić mleko od wody, to i Ja wam dam książeczki rozwodowe.” Naturalnie nie potrafiły tego niewiasty uczynić, a wtedy Jezus zaczął im tłumaczyć, że małżeństwo jest nierozerwalnym i tylko dla zatwardziałości serc ich pozwolił Mojżesz na rozwód. Całkiem nie mogą się nigdy rozdzielić, bo tworzą teraz jedno ciało; nawet gdyby małżonkowie nie żyli razem, mąż ma obowiązek utrzymywać żonę i dzieci, a żadne z nich obojga nie może zawierać powtórnych związków małżeńskich. Dawszy im takie wyjaśnienie, poszedł Jezus z nimi do ich mężów; tu pomówił najpierw z tymi ostatnimi, a potem przywoławszy żony, obwiniał i mężów i żony, że są przyczyną niezgody; zawsze jednak większą winę, przypisywał niewiastom. W końcu za Jego wpływem pogodzili się wszyscy wśród łez i żyli odtąd przykładniej i szczęśliwiej niż przedtem. Faryzeuszów zaś nowa złość zajęła, że zamiar ich podstępny się nie udał. Tegoż rana przywrócił Jezus wielu ślepym wzrok w ten sposób, że rozrabiał w ręku ziemię ze śliną i błotem i tym pomazywał im oczy.

 

Jezus w Megiddo. Uczniowie Jana

 

Przy odejściu Jezusa z Naim odprowadzali Go Maroni, młodzieniec, domownicy wdowy, uzdrowieni i wielu innych Mu życzliwych, śpiewając psalmy i trzymając przed Nim zielone gałązki. Jezus poszedł z uczniami ku zachodowi wzdłuż północnego brzegu Kizonu, mając po prawej ręce góry, okalające dolinę Nazaret. Wieczorem przybył na przedmieście miasta Megiddo, położonego na wzgórzach, za którymi rozciąga się dolina Zabulon. Ludzie pracujący na polach, ujrzawszy Jezusa zbliżającego się w orszaku uczniów, przywdziali suknie, które w czasie roboty pozdejmowali. Zaszedłszy do gospody, nauczali Jezus jeszcze wieczorem przed domem. Megiddo, miasto nieco podupadłe, leży na wyżynie. W środku miasta widać jakieś ruiny trawą porosłe; tu i ówdzie ujrzysz jeszcze resztki arkad. Stał tu zapewne dawniej zamek królowi Kanaanu. Słyszałam, iż w tej okolicy miał także swego czasu Abraham przebywać. W lepszym stanie i więcej ożywione jest przedmieście, gdzie się Jezus zatrzymał. Jest to długi szereg domostw, stojących u podnóża wyżyny, przez którą prowadzi gościniec handlowy z Ptolomaidy. Co krok widać obszerne, wygodne gospody. Mieszkający tu celnicy przysłuchiwali się nauce Jezusa i pod jej wpływem nakłonili się do czynienia pokuty ochrzczenia się; gorszyli się tym bardzo miejscowi Faryzeusze. Zebrało się już wielu chorych, a wciąż nowi przybywają. Jezus kazał im przez uczniów oznajmić, że wieczorem przybędzie do nich, zarazem kazał im się odpowiednio uporządkować. Zaprowadzono więc wszystkich chorych na wielki plac przed miastem, porosły murawą, otoczony murami i krużgankami, i tam odpowiednio ich rozmieszczono.

 

454

 

Tymczasem chodził Jezus z uczniami po polach okolicznych i przez stosowne porównania pouczał robotników, zajętych zasiewami. Pomagali Mu w tym uczniowie; niektórzy szli do robotników dalej pracujących i pouczali ich, zanim Jezus przyszedł, to znowu wracali do tych, którzy już słyszeli naukę, wyjaśniali im niezrozumiałe rzeczy i opowiadali o cudach Pana. Wszystkim powtarzał Jezus to samo, więc gdy potem zeszli się razem, mogli pojętniejsi tłumaczyć słyszano słowa innym. Upał był wielki, jak tu zwykle w lecie bywa, to też robotnicy przerywali często pracę i odpoczywali; w takich to przerwach nauczał ich Jezus, lub też wtenczas, gdy zasiadali do spożycia posiłku. Podczas gdy Jezus tam był zatrudniony, nadeszło czterech uczniów Jana; przepasani byli rzemieniami, a szyje owinięte mieli paskami skóry. Jan ich tu nie przysłał, bo właściwie uczniami jego byli tylko z imienia i zwyrodnieli całkiem od rzeczywistych uczniów. Stosunek ich z Janem ograniczał się do tego, że czasem z nim i z jego uczniami obcowali. Mieli stosunki także z Herodianami i ci to właśnie wysłali ich tu na przeszpiegi, by się dowiedzieć, co Jezus naucza o Swym przyszłym królestwie. W zachowaniu się byli więcej skrupulatni i uprzejmi niż uczniowie Jezusa. Przyszedłszy tu, przywitali się z uczniami i przysłuchiwali się ich nauczaniu. W parę godzin po nich przybyła druga gromadka uczniów Jana, tym razem rzeczywistych. Było ich dwunastu; dwóch wysłał sam Jan, a inni przyłączyli się tylko jako świadkowie. Ponieważ Jezus powracał właśnie do miasta, udali się za Nim. Niektórzy, nich byli świadkami ostatnich cudów Jezusa, i wróciwszy zaraz do Jana, opowiadali mu o tym. Również przy wskrzeszeniu młodzieńca z Naim było obecnych kilku uczniów Jana i ci pobiegli zaraz do Macherus, wypytując gorączkowo Jana: Co to jest? Co nas czeka? Widzieliśmy wszystkie Jego czyny i wszystkie słowa słyszeli! Uczniowie Jego mniej krępują, się przepisami prawa, niż my. Za kim mamy pójść? Kto On jest? Dlaczego uzdrawia wszystkich chorych? Dlaczego pociesza i wspomaga obcych zupełnie, a nie przedsiębierze nic dla uwolnienia ciebie?” Jan miał wciąż kłopot z swymi uczniami. Nie chcieli oni bowiem w żaden sposób go opuścić. Wysyłał ich tak często do Jezusa tylko dla tej przyczyny, by poznawszy Go dobrze poszli za Nim. Nie łatwo to jednak było, gdyż z swej godności, jako uczniowie Jana, byli nadzwyczaj dumni. Dlatego to nieraz kazał Jan prosić Jezusa, by wyjawił publicznie, kim jest, bo wtenczas pewnie uczniowie jego poszli by za Nim, a i wszystka ludność nawróciłaby się doń. Gdy więc, jak wyżej wspomnieliśmy, znowu przyszli do niego uczniowie ze zwątpieniem i niepewnością w sercu, i dręczyli go pytaniami co do Jezusa, postanowił niejako zmusić Go do jawnego wyznania, że jest Mesjaszem, Synem Boga, i dlatego wysłał do Niego dwóch uczniów ze stanowczym zapytaniem. Przybywszy do miasta, udał się Jezus zaraz na ów okrągły plac, gdzie zgromadzili się chorzy z całej okolicy. Była to zbieranina chorych wszelkiego rodzaju: chromych, ślepych, niemych, głuchych, nawet opętanych. Chodząc w koło, uzdrawiał Jezus najpierw opętanych i to w różny sposób. Ci nie szaleli tutaj tak, jak gdzie indziej; mieli powykrzywiane członki i rzucali się niespokojnie. Przechodząc, uzdrawiał ich Jezus z dala samym rozkazem. Szatan uchodził z nich w postaci rzadkiej smugi dymu zgęszczającego się powoli, który jużto się rozpływał w powietrzu, jużto zapadał w ziemię. Opętani popadali w chwilowe omdlenie, a przyszedłszy do siebie, czuli się całkiem zdrowymi; tak działo się tutaj. Kiedy indziej znowu widziałam nieraz, jak szatan, wyszedłszy z opętanego w postaci ciemnej pary o kształtach ludzkich, krążył jeszcze długo między ludźmi i potem dopiero znikał. Zaledwie Jezus zaczął uzdrawiać, gdy zastąpili Mu drogę wysłani uczniowie Jana, jak gdyby byli uprawnioną do tego komisją urzędową, i chcieli się z Nim rozmówić. Jezus, nie zważając wcale na nich, uzdrawiał dalej, co

 

455

 

się im wcale nie podobało, bo nie umieli sobie tego wytłumaczyć. — W ogóle byli uczniowie Jana przeważnie zaślepieni i po części zazdrośni. I nic dziwnego. Jan nie czynił cudów tak, jak Jezus, wynosił pod niebiosa Jezusa, a Ten nie starał się nawet uwolnić go z więzienia. Czasami przekonywały ich cuda i nauka Jezusa, lecz wkrótce znowu dawali chętne ucho pomrukom, mówiącym: „Któż to jest właściwie ten Jezus? Przecież znają wszędzie Jego ubogich krewnych!” — Wreszcie nie mogli zrozumieć słów Jezusa, obiecujących przyszłe królestwo. Nie widzieli nigdzie tego królestwa, ani nie zauważyli przygotowań do zbudowania go. Widząc, że Jan, czczony i poważany prawie przez wszystkich, mimo to siedzi w więzieniu, sądzili czasami niezawodnie, że Jezus mu dlatego nie pomaga i dozwala mu nędznie marnieć, ażeby własną sławę móc rozpowszechnić. Gniewało ich i to, że uczniowie Jezusa mieli większą swobodę. Uważali to za zbytek pokory ze strony Jana, że tak wysławia Jezusa i wciąż posyła do Niego z prośbą, by wyjaśnił, kim jest, i publicznie dał się poznać. Jezus dawał zawsze wymijające odpowiedzi, a oni nie przeczuwali, że Jan dlatego właśnie wysyła ich do Jezusa, by Go poznali i poszli za Nim; przy takim więc ich usposobieniu trudniej im było rozpoznać się i zrozumieć rzecz, niż prostemu dziecku. Uzdrawiając chorych po kolei, przystąpił Jezus do jednego chorego z Nazaretu, który znał Go już dawniej; ten zaraz się pytał Jezusa, czy przypomina go Sobie z tego czasu, gdy po śmierci dziadka Jego obcowali często z sobą. Miał tu na myśli drugiego czy trzeciego męża Anny, który umarł, gdy Jezus miał 25 lat. Jezus przyznał, że go zna, ale nie wdawał się dłużej w szczegóły, tylko zwrócił rozmowę na jego cierpienie i grzechy. Widząc w nim szczery żal i wiarę, uzdrowił go, dał mu stosowne napomnienia i zaraz zwrócił się ku innym. Gdy Jezus obszedł już wszystkich chorych w koło, stanęli znów przed Nim uczniowie Jana, którzy dotychczas, stojąc w środku, przypatrywali się z podziwem wszystkim Jego cudom, i rzekli: „Jan Chrzciciel posłał nas do Ciebie i kazał Cię zapytać, czy jesteś Tym, który ma przyjść, czy też mamy innego oczekiwać?” — Na to odrzekł im Jezus: „Wróciwszy, oznajmijcie Janowi, coście widzieli i słyszeli! Ślepi widzą, głusi słyszą, chromi chodzą, trędowaci bywają oczyszczeni, umarli zmartwychwstają, wdowy doznają pociechy, ubogim głosi się słowo Boże. Co wczoraj było krzywym, dziś jest prostym; błogosławiony, który się ze Mnie nie gorszy!” To rzekłszy, odwrócił się od nich, a oni zaraz odeszli do domu. Jezus nie mógł wyraźniej mówić o Sobie; któż by Go był zrozumiał? Uczniowie Jego, po części krewni, byli to ludzie prości, dobrzy, zacni i pobożni, lecz do zrozumienia takich rzeczy jeszcze niezdolni; zgorszyliby się tylko, lub całkiem na wspak zrozumieli słowa Jego. Lud nie dorósł jeszcze wcale do przyjęcia prawdy; szpiedzy otaczali Go wszędzie. Nawet między uczniami Jana mieli Faryzeusze i Herodianie swych płatnych zauszników. Po odejściu wysłańców Jana zaczął Jezus zaraz na miejscu naukę, której słuchali uzdrowieni, tłumy ludu, miejscowi doktorowie zakonni, uczniowie i pięciu celników, którzy tu mieszkali. Gdy wieczór zapadł, nauczał Jezus dalej przy świetle pochodni, a nawet reszta chorych przy świetle tym została uzdrowiona. Za przedmiot nauki obrał Jezus odpowiedź, jaką dał uczniom Jana. Napominał do pokuty i nawrócenia się, i uczył, jak należy użytkować dobrodziejstwa otrzymane z ręki Boga. Wiedział Jezus dobrze, że niektórzy obecni Faryzeusze, korzystając z Jego krótkiej, ogólnikowej odpowiedzi, jaką dał uczniom Jana, chcieliby wmówić teraz w lud, że Jezus ma za nic Jana, że dozwala mu ginąć marnie, aby tylko Sobie przysporzyć sławy; więc też teraz objaśniał ludowi tę odpowiedź i powód nawoływania do pokuty, powołując się na świadectwo samego Jana, na słowa

 

456

 

jego, które wyrzekł o Nim, a które przecież wszyscy słyszeli. „Dlaczego więc” — mówił — „wątpicie i co chcecie jeszcze znaleźć w Janie? Kogo wyszliście widzieć, idąc do Jana? Trzcinę, chwiejącą się od wiatru? Człowieka, w miękkie, wspaniałe szaty obleczonego? Oto ci, którzy w miękkie szaty się obłóczą i zniewieściale żyją, mieszkają w pałacach królewskich. Więc coście chcieli widzieć, szukając go? Proroka? Zaprawdę powiadam wam, więcej niż proroka! Bo on tym jest, o którym napisano: Oto Ja posyłam anioła Mego przed obliczem twoim, który zgotuje drogę twoją przed tobą! Zaprawdę, powiadam wam, nie powstał między narodzonymi z niewiast większy prorok nad Jana Chrzciciela; a przecież najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest, niźli on. A od dni Jana Chrzciciela aż dotąd królestwo niebieskie gwałt cierpi, a gwałtownicy porywają je. Bo wszyscy prorocy i zakon aż do Jana o tym prorokowali; a jeśli chcecie przyjąć, to jest on właśnie tym Eliaszem, który ma przyjść. Kto ma uszy ku słuchaniu, niechaj słucha.” Wszystkich obecnych wzruszyły bardzo słowa Jezusa, wszyscy też zaraz chcieli się dać ochrzcić; tylko uczeni zakonu szemrali, gorsząc się szczególnie tym, że Jezus wdaje się z obecnymi tu celnikami. To też Jezus przypomniał im wszystko, co wciąż na Niego i na Jana wygadywali, i jak Mu zarzucają, iż obcuje z celnikami i grzesznikami. Następnie udał się Jezus do domu jednego z celników, gdzie też przyszli i czterej inni, i tam nauczał, a oni pod wpływem nauki nawrócili się i gotowi byli przyjąć chrzest. Dom tego celnika stał blisko placu, na którym Jezus dopiero uzdrawiał. Drugi taki dom stał przy wejściu do Miasta, inne zaś dalej za miastem. W pierwszej połowie drogi z Naim można było widzieć Dabbeset, miejsce zamieszkania Bartłomieja; w dalszej drodze, bliżej Megiddo, zasłaniała nań widok wyniosła wyżyna Megiddo. Dabbeset leżało nad potokiem Kison u progu doliny Zabulon, o półtorej godziny drogi w kierunku zachodnim od Megiddo.

 

Jezus odchodzi z Megiddo. Uzdrowienie trędowatego

 

Za nastaniem święta Nowiu wyruszył Jezus z powrotem do Kafarnaum. Towarzyszyło Mu około 24 uczniów, owych czterech podejrzanych uczniów Jana i kilku celników z Megiddo, którzy chcieli w Kafarnaum przyjąć chrzest. Drogę odbywano powoli, przystawano często i w miejscach przyjemniejszych odpoczywano. Szli zaś drogą, wiodącą z Megiddo na północny wschód przez wyżyny i dolinę Nazaretu ku północno zachodniej stronie Taboru. Przez całą drogę nauczał Jezus, starając się przygotować uczniów do rychłego, rzeczywistego powołania ich na apostołów i powierzenia im posłannictwa. Upominał ich, by pozbyli się wszelkich trosk ziemskich i wyniszczyli w sobie przywiązanie do dóbr doczesnych. Słowa Jego mile poruszały serca uczniów. Raz zerwał Jezus w czasie nauczania kwiatek rosnący przy drodze i rzekł do uczniów: „Ten nie troszczy się o nic! Przypatrzcie się, poza piękną barwą, co za delikatne żyłki! Zaprawdę, nie piękniej odziany był mądry Salomon w całej swej wspaniałości!” —Tego porównania używał Jezus często. Jezus przemawiał także w ten sposób, że w słowach Jego mógł każdy z apostołów znaleźć wierne odbicie swego charakteru. Tłumaczył im, by nie ubiegali się tak chciwie o urzędy w przyszłym Jego królestwie, i nie przedstawiali sobie tego królestwa w sposób tak doczesny. Mówił zaś tak dlatego, bo po to głównie przyszli na przeszpiegi owi czterej mniemani uczniowie Jana, tajemni stronnicy Herodian. Upominał uczniów, kogo mają się najbardziej strzec w przyszłości, i przy tym tak dosadnie tychże Herodian opisał, że nie można się

 

457

 

było co do osoby pomylić. Między innymi uprzedził ich, że mają się strzec ludzi w skórach z długimi rzemieniami, mówiąc: „Strzeżcie się uczonymi w skórach owczych z długimi pasami!” — Rozumiał przez to owych uczniów Jana, szpiegów Herodian, którzy na wzór rzeczywistych uczniów Jana ubierali się w rodzaj stuły ze skóry owczej, przewieszonej przez grzbiet i piersi. Jak mówił Jezus, mieli ich uczniowie po tym poznać, że nie mogą patrzeć drugim prosto w oczy. — Gdy zaś — mówił Jezus — zwrócicie się ku nim z sercem przepełnionym radością i zapałem i zechcecie podzielić je z nimi, wtedy zamkną swe serce przed wami i wymykać się wam będą, jak zwierz wijący się na wszystkie strony. — Tu wymienił Jezus jakiegoś chrząszcza, jak to on, zamknięty zewsząd, szuka otworu, przez który mógłby się wymknąć. Wreszcie ujrzawszy przy drodze krzak ostu, uchylił gałązki i rzekł do uczniów: „Patrzcie, czy znajdziecie tu jakie owoce!” Kilku z nich zaglądnęło rzeczywiście dobrodusznie, a Jezus rzekł: „Czyż szuka kto fig na ostach, lub winogron na cierniach?” Około wieczora przybyli do miejscowości, leżącej od północnego zachodu u stóp góry Tabor; domów wszystkich było około 20 wraz ze szkołą, a wszystkie stały rzędem. Do Nazaretu było stąd półtorej do dwu godzin drogi na zachód, zaś do miasta Tabor pół godziny. Poczciwi mieszkańcy tutejsi znali już Jezusa z poprzednich lat, gdy z przyjaciółmi przebiegał okolice Nazaretu. Byli to przeważnie pasterze; teraz właśnie oprócz paszenia bydła zajęci byli zbieraniem bawełny. Czapki mieli ze surowej skóry; w szkole nakrywali nimi głowy, przy robocie zaś mieli głowy odkryte. Ujrzawszy Jezusa, zebrali bawełnę do mat, zanieśli do domu i zaraz wyszli naprzeciw Niego. Przy studni umyli Jezusowi i uczniom nogi i podali im posiłek. Synagogi tu nie było, tylko szkoła, a przy niej nauczyciel. Tam też udał się Jezus i nauczał zebranych przez przypowieści. Miejscowość ta była własnością pewnego znakomitego męża; dom jego, większy od innych, stał nieco na uboczu. Za grzechy dawniejsze dotknięty został ów człowiek trądem i dlatego nie żył obecnie ze swoją żoną; mieszkającą w tym domu, a on mieścił się w bocznym budynku. Choroby swej nie podawał do wiadomości, by nie być narażonym na uciążliwe odosobnienie, przepisane prawem; wiedziano wprawdzie o tym, lecz patrzano na to przez palce. Obok jego domu prowadziła zwyczajna droga publiczna, ponieważ jednak wiedziano o jego chorobie, nie chodzono tam tędy, tylko ścieżką boczną. Uczniowie wiedzieli już o wszystkim od ludzi. Trędowaty ten dawno już żałował szczerze za grzechy i z utęsknieniem czekał przybycia Jezusa. Teraz więc dowiedziawszy się o Jego przyjściu, przywołał ośmioletniego chłopaka, który, będąc jego niewolnikiem, obsługiwał go, i rzekł mu: „Idź do Jezusa z Nazaretu i tam czekaj na sposobność; jeśli Jezus stanie na uboczu, lub pójdzie oddzielnie od uczniów, padnij przed Nim na twarz i powiedz: „Nauczycielu! pan mój jest chory i wierzy głęboko, że Ty mógłbyś mu pomóc, gdybyś tylko zechciał przejść drogą koło naszego domu, którą nikt nie chce chodzić. Prosi Cię pokornie, byś się nad nim nędznym zlitował i przeszedł tą drogą, a pewnie wyzdrowieje!” Chłopiec przyszedł do Jezusa i wywiązał się należycie z polecenia, a Jezus mu rzekł: „Powiedz panu twemu, że jutro tam będę.” Mówiąc to, ujął go Jezus za rękę, a drugą położył mu na głowie. Działo się to w czasie, gdy Jezus szedł że szkoły do gospody. Przewidując przybycie chłopca, pozostał umyślnie nieco w tyle za uczniami. — Chłopiec miał na sobie żółtą sukienkę. Posiadłość Anny leży o godzinę drogi na zachód od Nazaretu, na wyżynie między dolinami: nazeretańską i Zabulon. Do Nazaretu prowadzi stąd wąwóz, obsadzony drzewami. Odwiedzając Maryję, nie potrzebowała Anna wcale przechodzić przez miasto. Zaraz rano, jeszcze o zmierzchu, wyszedł Jezus z uczniami z gospody i udał się na drogę prowadzącą koło domu trędowatego. Widząc to uczniowie,

 

458

 

przestrzegali Go, by nie szedł tędy, Jezus jednak na ich przestrogę nie zważał i kazał im iść za Sobą. Poszli więc uczniowie lecz z trwogą i obawą, by skutkiem tego nie narobiono na nich jakich plotek w Kafarnaum. Wspomniani uczniowie Jana nie poszli tam z nimi. Chłopiec ujrzał już z daleka Jezusa i oznajmił o tym swemu panu; ten wyszedł na ścieżkę, prowadzącą do drogi, i gdy Jezus się zbliżył, wołał doń z odległości: „Panie! nie zbliżaj się do mnie! Jeśli tylko zechcesz pomóc mi, pewnie odzyskam zdrowie.” Uczniowie zatrzymali się, a Jezus poszedł doń, dotknął go i rzekł: „Chcę tego!” Trędowaty upadł przed Nim na twarz i w tej chwili opadł zeń trąd. Powstawszy, opowiedział Jezusowi swoje położenie, a Jezus polecił mu połączyć się znów z żoną, a z czasem i z ludźmi zacząć obcować, jak przedtem. Następnie skarcił go za popełnione grzechy, kazał mu pokutować, przyjąć chrzest i rozdać pewne jałmużny. Poczym powrócił Jezus do uczniów i idąc dalej, uczył ich, że dla niesienia pomocy można śmiało dotykać się i trędowatych, jeśli się tylko ma czyste serce i silną wiarę. Tak uzdrowiony trędowaty, wykąpał się, wdział inne suknie i udawszy się do żony, opowiedział jej, jaki to Jezus cud zdziałał. Kilku zawistnych mieszkańców tutejszych doniosło o tym zaraz Faryzeuszom i kapłanom miasta Tabor, a ci napadli niebawem biednego człowieka, jakby jaka komisja śledcza, wybadywali go surowo, czy rzeczywiście jest uzdrowiony, i pociągali do odpowiedzialności, że zatajał swoją chorobę. Tak to z zawiści do Jezusa narobiono tyle hałasu w sprawie, którą przedtem pomijano milczeniem. Tymczasem Jezus wędrował z uczniami przez cały dzień; szli szybko, tylko od czasu do czasu zatrzymywali się i posilali. Po drodze mówił Jezus przypowieści, o królestwie Bożym. Mówił, że nie może im teraz dokładnie wszystkiego objaśnić, lecz przyjdzie czas, że wszystko zrozumieją. Nauczał, jak to trzeba wyrzec się dóbr doczesnych i wszelkich trosk o odzienie i pożywienie; wkrótce będzie więcej głodnych, niż starczy żywności, i będą Go się pytać, skąd wziąć tyle jedzenia, a przecie wystarczy i zostanie jeszcze wiele. Następnie kazał im budować i umacniać domy, jak gdyby za swoje wysiłki i poświęcenie się mieli otrzymać te domy, tj. urzędy i godności w przyszłym Jego królestwie. Naturalnie pojmowali to uczniowie w znaczeniu doczesnym, materialnym. Judasz, uradowany, wyrwał się skwapliwie przed innymi, że z pewnością będzie gorliwie pracował i spełni swoją powinność. Na to zatrzymał się Jezus i rzekł: „Na tym nie koniec; nie zawsze będzie wszystkiego pod dostatkiem, nie zawsze będą was dobrze przyjmować i karmić. Przyjdzie czas, że będą was zewsząd wyrzucać i prześladować, że nie będziecie mieli kawałka chleba, sukien, obuwia, ani dachu nad głową. Namyślcie się dobrze i przygotujcie do opuszczenia wszystkiego, albowiem przeznaczam was do ważnych rzeczy. Dwa królestwa stoją naprzeciw siebie, a nikt nie może dwom przeciwnym sobie panom naraz służyć. Faryzeusze i ich poplecznicy stroją się w swej fałszywości w larwy i maski, nauczają i przestrzegają tylko dopełniania czczej formy, a pomijają to, co jest jądrem i właściwą treścią, tj. miłość, pojednanie się i miłosierdzie. Ja zaś powiadam wam, że łupina bez ziarna jest martwą, bezpłodną; treść musi poprzedzać prawo; ziarno musi wzrastać z łupiną.” — Nauczał ich Jezus jeszcze, że powinni się modlić w samotności, a nie jawnie z chełpliwością, — i wiele innych rzeczy. W ogóle, ilekroć szedł Jezus z uczniami, zawsze w ten sposób przygotowywał ich do lepszego zrozumienia tego, co miało być przedmiotem Jego nauk publicznych, by potem łatwiej mogli objaśniać lud i dawać mu wskazówki. Często nauczał tego samego, tylko innymi słowy i w innym porządku. Z towarzyszących Mu uczniów najczęściej zapytywali Go o coś Jakub Starszy, Judasz Barsabas, czasem Piotr. Judas także wyrywał się nieraz nie wcześnie. Andrzej przywykł już więcej do wszystkiego. Tomasz skupiony jest w sobie, jak gdyby zastanawiał się nad czymś. Jan przyjmuje

 

459

 

wszystko z miłą ufnością dziecka. Uczeni uczniowie milczą, jużto ze skromności, jużto, by się nie zdradzić, że nie wszystko rozumieją. Idąc tak przez cały dzień dolinami, stanął Jezus tuż przed nadejściem szabatu w dolinie, położonej na wschód od Magdalum; równocześnie prawie nadeszli z przeciwnej strony poganin Cyrynus z Dabrat i setnik Achiasz z Giszali, którzy dążyli do Kafarnaum przyjąć chrzest. Zbliżając się do Kafarnaum, polecał Jezus przede wszystkim uczniom, by już teraz ćwiczyli się w posłuszeństwie, w przygotowaniu do przyszłego posłannictwa, i uczył ich, jak mają zachowywać się w drodze, gdy ich wyśle lud nauczać. Tuż przed rozstaniem się, podał im kilka ogólnych prawideł, jak mają postępować względem niektórych niepożądanych towarzyszy; był to przytyk dla owych czterech stronników herodiańskich, którzy aż tu przywlekli się za uczniami. Rzekł więc Jezus: „Jeśli w przyszłych waszych wędrówkach przyłączą się do was uczeni, których łatwo poznacie po ich słodkiej a badawczej, podstępnej mowie, i jeśli nie dadzą się zbyć czym bądź, tylko będą was o wszystko wypytywać, i jużto potakiwać, jużto składnie się sprzeciwiać i będą wam mówić rzeczy miłe sercu waszemu, starajcie się usilnie uwolnić się od nich; słabi jeszcze jesteście i nie doświadczeni i moglibyście łatwo wpaść w pułapkę, zastawioną przez tych szpiegów. Co do Mnie, to nie ustępuję im z drogi; znam ich na wylot, więc dozwalam im słuchać Moich nauk.”

 

Jezus naucza w synagodze w Kafarnaum i uzdrawia dwóch trędowatych

 

Podróż odbywała się teraz spiesznie, bo już zachodził szabat. Droga wypadała znowu przez posiadłość królika Serobabela. W ogrodach tegoż mieszkali od niejakiego czasu dwaj trędowaci w umyślnych budynkach; chodzili w czerwonych płaszczach, otulających ciało, obsypane obrzydliwymi wrzodami. Byli to dwaj młodzi uczeni zakonni, liczący około 25 lat, którzy przez swe rozpustne życie wpadli w trąd. Dawniej obracali się także koło Magdaleny w Magdalum, potem tłumili się kędy indziej, aż ostatecznie zeszli do tej nędzy, wystawieni na ogólną pogardę i poniewierkę. Powodowany litością, pozwolił im Serobabel mieszkać w swoich ogrodach. W czasie ostatniej bytności Jezusa w tej miejscowości, wstydzili pokazać się Mu na oczy; teraz jednak, nasłuchawszy się o Jego naukach i miłosierdziu, kazali się zanieść na drogę, którą miał Jezus przechodzić, i stanąwszy na boku, błagali Go o pomoc. Jezus przeszedł mimo nich, nie zatrzymując się, rzekł tylko do dwóch sług Serobabela, którzy biegli za Nim, wstawiając się za nieszczęśliwymi, by chorych przyniesiono do synagogi w Kafarnaum i tam umieszczono w przybudowanych do synagogi piętrowych kruchtach, aby z zewnątrz mogli się przysłuchiwać Jego nauce. Kazał im to zrobić, gdy lud zgromadzi się już do synagogi. Trędowaci mieli się modlić, żałować i czekać cierpliwie, aż ich zawoła. Usłyszawszy to słudzy, wrócili natychmiast do trędowatych i krótszą drogą, prowadzącą przez dziki wąwóz ogrodowy, zanieśli ich do Kafarnaum. Przybywszy przed synagogę, wyciągnęli ich z trudem po stopniach w murze na taras krużganku; tu wsparci na oknach synagogi, mogli trędowaci słyszeć naukę Jezusa w synagodze, będąc sami pod gołym niebem, i ze skruszonym sercem czekać na Odkupiciela. Umywszy nogi i odpasawszy suknie, udał się Jezus z uczniami także do synagogi. Na katedrze zakonnej siedział już któryś z nauczycieli i czytał głośno, lecz ujrzawszy Jezusa, powstał i ustąpił Mu miejsca. Jezus wziął zaraz jedną z ksiąg i zaczął nauczać o tym, jak Laban dognał Jakuba, jak ten ostatni walczył z aniołem, potem pojednał się z Ezawem, dalej o uwiedzeniu Diny, poczym objaśniał proroka Ozeasza. Zaraz z początku, gdy Jezus bez wahania zajął

 

460

 

miejsce na katedrze, i zaczął czytać, zaśmiali się Faryzeusze szyderczo, chcąc przez to okazać, że Jezus nie zna się na grzeczności. Słyszeli oni już o wskrzeszeniu młodzieńca z Naim i o innych licznych uzdrowieniach i źli byli, że Jezus znowu się tu pojawił. Z natężoną uwagą czekali więc, jak Jezus będzie tu Sobie postępował. — Prawie cała rodzina Jezusa była dziś obecną w synagodze, jak również wszystkie niewiasty. Po nauce, gdy zgromadzeni zaczęli się już rozchodzić, a Jezus z uczniami także z synagogi wychodził, zbliżyli się doń Faryzeusze, chcąc jeszcze w przedsionku wszcząć z Nim dysputę. Wstrzymała ich jednak od tego niespodziewana dla nich okoliczność; Jezus bowiem, wyszedłszy przez drzwi, zwrócił się ku krużgankowi, w którym byli dwaj trędowaci i kazał im zejść na dół. Ci ze wstydu i z bojaźni przed Faryzeuszami nie usłuchali natychmiast, więc Jezus powtórzył rozkaz w jakimś imieniu, którego sobie nie przypominam. Ku wielkiemu zdumieniu wszystkich, zeszli trędowaci zaraz, bez niczyjej pomocy. Przedsionek oświecony był pochodniami dla wygody wychodzących. Jakaż złość zdjęła Faryzeuszów, gdy poznali po czerwonych płaszczach, owych biednych, pogardzonych grzeszników. Ci zaś upadli przed Jezusem na kolana, a On włożył na nich ręce i tchnąwszy w ich oblicza, rzekł: „Odpuszczają się wam wasze grzechy!” Poczym upominał ich do powściągliwości na przyszłość i do przyjęcia chrztu pokutnego, i kazał im porzucić nauki zakonne, obiecując, że Sam wskaże im drogę do prawdy. Trędowaci powstali, i oto, w oczach wszystkich zaczęła ustępować szpetna choroba, wrzody schły i wygładzały się, trąd opadał; wreszcie znikły wszelkie ślady choroby, a uzdrowieni, podziękowawszy ze łzami w oczach Jezusowi, odeszli do domu ze sługami Serobabela. Życzliwi im ludzie cisnęli się w około nich, radując się z ich uzdrowienia i szczerej pokuty. Teraz jednak gniew Faryzeuszów, dotąd hamowany, wybuchł z całą siłą. „Jak to! — krzyknęli — w szabat uzdrawiasz! Grzechy odpuszczasz! Skąd masz do tego władzę? Czarta chyba masz w Sobie i ten Ci pomaga. Szaleniec jesteś! Poznać to łatwo, bo włóczysz się wszędy, nie mogąc usiedzieć na jednym miejscu. Zaledwie tu skończył wyprawiać dziwowiska, a oto już w Naim wskrzeszałeś z martwych, potem w Megiddo hałasu narobiłeś, a teraz znowu tu jesteś. Coś podobnego nie potrafi człowiek przy zdrowych zmysłach. Zły duch pomaga Ci swoją potęgą. Niech tylko Herod załatwi się raz z Janem, a przyjdzie kolej i na ciebie, jeśli tylko nie ulotnisz się gdzie do tego czasu.” Takie pogróżki miotali Faryzeusze, lecz Jezus, nie zwracając na to uwagi, przeszedł środkiem nich i poszedł do domu. Lecz za to strach przejmował biedne niewiasty, krewne Jezusa, które, nie poszedłszy do domu, oczekiwały nań w pobliżu i słyszały wszystko; płakały też i narzekały, przejęte obawą niebezpieczeństwa, jakie mogło grozić Jezusowi ze strony rozwścieczonych Faryzeuszów. Wyszedłszy z miasta, skierował Jezus Swe kroki na wyżynę, wznoszącą się nad doliną, gdzie stał dom Maryi. Po drodze są krzaki i groty, w których się modlił. Później wstąpił na chwilę do domu Maryi, by pocieszyć niewiasty, poczym znowu wyszedł na całonocną modlitwę. Następnego dnia udał się Jezus do ogrodu, położonego w pobliżu domu Piotra. W ogrodzie tym, otoczonym parkanem, przyrządzone już było wszystko do chrztu. Stało tam sześć okrągłych, murowanych chrzcielnic, a wkoło każdej rów, do którego spuszczało się wodę z płynącego mimo potoku: Długa altana ogrodowa podzielona była zasłonami i ściankami na komórki, w których przebierali się przyjmujący chrzest. Do nauczania było osobne miejsce na podwyższeniu. Uczniowie byli wszyscy obecni, a do przyjęcia chrztu zgłosiło się około 50 ludzi, między nimi krewni św. Rodziny, starzec i trzech młodzieńców z Seforis, stamtąd również chłopiec, którego Jezus uzdrowił, i staruszka, która niedawno była w

 

461

 

Abez u Jezusa. Był dalej Cyrynus z Cypru, setnik rzymski Achiasz, i uzdrowiony przez Jezusa synek jego, Jefte z Gischali, setnik Korneliusz i jego żółty uzdrowiony niewolnik z większą, częścią domowników, wielu pogan z Górnej Galilei, ciemnoskóry niewolnik Serobabela, pięciu celników z Megiddo, wielu chłopców, między nimi Jozes, siostrzeniec Bartłomieja. Byli także wszyscy uzdrowieni trędowaci i opętani z okolicy, jak również dwaj wczoraj uzdrowieni uczeni zakonni. Na tych ostatnich nie znać już było choroby, tylko policzki mieli zapadłe, wychudzone. Przyjmujący chrzest ubrani byli w suknie pokutnicze z szarej wełny, a na głowie mieli czworokątne chusty. Po przygotowawczej nauce poszli do altany i ubrali się do chrztu w długie, białe koszule. Chustę, okrywającą przedtem głowę, zarzucali na plecy i tak z obnażonymi głowami, z rękami skrzyżowanymi na piersiach, wstępowali do rowu, otaczającego chrzcielnicę. Andrzej i Saturnin chrzcili; Tomasz zaś, Bartłomiej, Jan i inni kładli na nich ręce jako ojcowie chrzestni. Chrzczony, mając plecy obnażone, pochylał się na poręczy nad brzegiem chrzcielnicy; jeden z uczniów przynosił wodę, pobłogosławioną przez Jezusa, a uczeń chrzczący nabierał wody ręką i polewał nią trzykroć głowę chrzczonego. Tomasz był ojcem chrzestnym Jeftego, syna Achiasza. Chrzczono więcej osób naraz, a przecież zajęło to czas aż do drugiej godziny po południu.

 

Wskrzeszenie córki Jaira, przełożonego synagogi

 

Nieco później nauczał Jezus w Kafarnaum na placu przed synagogą i uzdrawiał zebranych chorych. Wtem przystąpił do Niego przełożony synagogi Jair, upadł Mu do nóg i prosił Jezusa, by przyszedł doń uzdrowić już konającą jego córkę. Jezus właśnie zamierzał z nim iść, gdy wtem przybył do Jaira posłaniec z domu, mówiąc: „Córka twoja umarła już, nie trudź więc daremnie Mistrza!” Zasmucił się głęboko Jair, a Jezus, widząc to, rzekł do niego: „Nie obawiaj się, ufaj Mi tylko, a pomogę ci. Przyszedłszy przed dom, zastali przed drzwiami i w przysionku pełno pachołków pogrzebowych i płaczek, do których rzekł Jezus: „Czego tak płaczecie i narzekacie? Ustąpcie stąd! Nie umarła dzieweczka, ale śpi.” Wyśmiewały się z Niego płaczki i szydziły, wiedząc dobrze, że dziewczynka umarła; jednak na rozkaz Jezusa musiały wyjść, poczym bramę zamknięto. Jezus wziął z Sobą tylko Piotra, Jakuba Starszego i Jana, i z tymi trzema wszedł do domu, gdzie pogrążona w smutku matka, zajęta była już że służebną szyciem całunów dla nieboszczki. Oboje rodzice zaprowadzili Jezusa do izdebki, gdzie leżała zmarła. Jezus stanął przy łożu, rodzice za Nim, a uczniowie po prawej ręce w nogach łóżka. Matka nie podobała mi się od pierwszego wejrzenia; obojętna była zupełnie i nie miała wcale zaufania do Jezusa; ojciec także, nie bardzo gorliwy przyjaciel Jezusa, nie chciał zadzierać z Faryzeuszami i tylko trwogą i potrzebą przynaglony, udał się o pomoc do Jezusa. Zresztą według swego rozumowania nie tracił nic w każdym razie; gdyby Jezus uzdrowił mu córkę, to w zamian za niechęć Faryzeuszów odzyskiwał dziecko, w przeciwnym razie ułatwiał Faryzeuszom tryumfowanie nad Jezusem. W ostatnich jednak czasach wielkie wrażenie na nim zrobiło uzdrowienie sługi Korneliusza i odtąd większego nabrał zaufania ku Jezusowi. Zmarła córeczka wyniszczona była bardzo przez chorobę. Malutka wzrostem, mogła liczyć najwyżej 11 lat, ale wcale jak na swój wiek nie była rozwiniętą; dziewczęta u żydów nieraz już w 12 latach są zupełnie rozwinięte. Leżała martwa na posłaniu, owinięta w długą suknię. Jezus podniósł ją lekko ramieniem, przycisnął do piersi i tchnął na nią. I oto ujrzałam cudowne zjawisko: po prawej stronie trupa pojawiła się przejrzysta postać w kole świetlistym, która, przybrawszy kształt ludzki, wpadła w chwili, gdy Jezus tchnął

 

462

 

na zmarłą, jako mała, jasna figurka, w usta dziewczęcia. Potem złożył Jezus dzieweczkę na powrót na posłaniu; ujął ją za ramię powyżej przegubu i rzekł: „Dzieweczko! tobie mówię, wstań!” Na te słowa dzieweczka usiadła zaraz na łożu, a po chwili, trzymana wciąż przez Jezusa za rękę, powstała z oczyma szeroko otwartymi i zeszła z posłania. Rodzice przypatrywali się początkowo z obojętnością i tajemnym lękiem, powoli jednak opanowało ich drżenie i wzruszenie wielkie; teraz zaś, gdy Jezus im oddał w objęcia córkę żywą, choć mocno jeszcze osłabioną, nie posiadali się z radości. Jezus kazał dziecku dać jeść i polecił tej sprawy zbytecznie nie rozgłaszać. Ojciec złożył Jezusowi podziękowanie, poczym Jezus powrócił drogą na dół do miasta. Matka, zawstydzona i odurzona tym wszystkim, nie zdobyła się na należytą podziękę. Między płaczkami rozeszła się natychmiast wieść, że dzieweczka żyje. Usuwały się więc z drogi Jezusowi, wstydem powodowane; niektóre wprawdzie, podłe, uśmiechały się jeszcze niedowierzająco, lecz i te opamiętały się, gdy wszedłszy do domu, ujrzały, że dzieweczka nie tylko żyje, ale i smacznie pożywa. W powrocie do miasta mówił Jezus z uczniami o wskrzeszeniu dzieweczki: rodzice jej wprawdzie nie mieli silnej wiary i nie odznaczali się życzliwością ku Niemu, lecz wskrzesił ich córkę dla niej samej i na chwałę królestwa Bożego. Śmierć cielesna nie była dla niej złem; bardziej strzec się musi przed śmiercią duszy. Jezus poszedł prosto na plac miejski, uzdrowił chorych czekających tu nań, a potem nauczał w synagodze do końca szabatu. Faryzeusze tak byli na Niego rozgoryczeni i rozjątrzeni, że pewnie byliby się nań targnęli, gdyby dał im do tego choć najmniejszy powód. Znowu zaczęli swe obmowy, że Jezus działa cuda za pomocą sztuki czarnoksięskiej. Jezus, nie wdając się z nimi, wyszedł z miasta ogrodami Serobabela. Uczniowie rozproszyli się także w różne strony. Część nocy przepędził Jezus znowu na osobności na modlitwie. Jezus zwykł był wszystko czynić na sposób ludzki, abyśmy umieli i mogli Go naśladować. Więc i o szczęśliwe spełnienie Swego posłannictwa modlił się do Ojca niebieskiego. A modlitwy Jego miały taki skutek, że przez nie nawracali się grzesznicy a podstępne plany Faryzeuszów wikłały się i spełzły na niczym. Podług naszego sposobu pojmowania nieraz mogło się zdawać, że Faryzeusze rozedrą Jezusa na miejscu; a jednak Jezus uchodził z ich rąk, i już następnego dnia nauczał znowu i uzdrawiał przed synagogą, nawet w szabat. Dziwnym się więc może wydawać, dlaczego nie wygnali chorych, lub nie zakazali Jezusowi nauczania w synagodze. Otóż od dawna już mieli prorocy i nauczyciele prawo nauczać w synagogach, nieść pomoc i uzdrawiać. Nie mogli Mu więc tego zakazać Faryzeusze, mogli tylko starać się podchwycić Go na bluźnierstwie, lub błędnym nauczaniu; ale, jak widzimy, nie mogli tego Jezusowi udowodnić. O to, że Jezus chrzci ludzi, nie troszczyli się, a nawet nie pojawiali się tam. Gościniec bowiem publiczny nie prowadził doliną, lecz szedł przez wyżynę do Betsaidy. Doliną wiodły tylko ścieżki do jeziora, wydeptane przez rybaków i rolników. Marta, święte niewiasty z Jerozolimy, Dina i inne powróciły już do domu zaraz po odejściu Jezusa do Naim. Wdowa Maroni ma teraz kłopot ze swoim synem; zewsząd cisną się ludzie, by ujrzeć wskrzeszonego chłopca, tak, że nawet musi się kryć przed nimi. Z okazji uzdrowienia sługi wyprawił setnik Korneliusz gody na które zeszło się doń bardzo wielu pogan, szczególnie ubogich. Zaraz, po wyzdrowieniu sługi doniósł był Jezusowi, że złoży ofiarę całopalną ze zwierząt wszelkiego gatunku. Jezus kazał mu na to odpowiedzieć, że lepiej zrobi, gdy zaprosi swych wrogów i pojedna się z nimi, gdy pouczy przyjaciół, wspomoże ubogich i ugości wszystkich mięsem ofiarnym; inaczej bowiem Bóg nie ma upodobania w całopaleniach. Wyprawił więc Korneliusz ucztę, na którą zeszło się mnóstwo pogan.

 

463

 

Jezus udał się znów z uczniami na miejsce chrztu. Ku wielkiej radości Saturnina przyjęli tu chrzest dwaj jego młodsi bracia i wuj, wszyscy poganie. Jest tu i matka jego, która już dawniej przeszła na wiarę żydowską. Saturnin był potomkiem rodu królewskiego, rodem z Patras, gdzie jego rodzice mieszkali. Ojciec już nie żył, pozostała tylko macocha z dwiema córkami i dwoma synami. Wiadomość o narodzeniu się Jezusa i o pojawieniu się gwiazdy otrzymał po raz pierwszy z ust pewnego męża, który należał do orszaku jednego z Trzech Królów, należącego do rasy brunatnej; zetknął się z nim w swych podróżach. Potem udał się do Jerozolimy, a po wystąpieniu publicznym Jana był jednym z pierwszych jego uczniów. Po chrzcie Jezusa przeszedł z Andrzejem na ucznia Jezusowego. Macocha jego przesiedliła się w ślad jego z obiema córkami do Jerozolimy, a chłopcy zostali przy wuju; obecnie zebrali się tu wszyscy. Cała ta rodzina posiadała wielki majątek. Ochrzczono jeszcze około dwanaście mężczyzn. Przyjmujący chrzest wstępowali w rów, okalający chrzcielnicę, podkasywali długą białą koszulę, w którą się ubierali do chrztu, a w czasie chrztu pochylali się nad krawędzią chrzcielnicy; po chrzcie szli do altany i tam przebierali się w inne suknie. Żydzi nie troszczyli się o takich ochrzczonych pogan; jeśli taki ochrzczony nie zjawi się przed kapłanami z prośbą o obrzezanie, to nie karcą tego. Zapewne niewiele im zależało na takich poganach, byli zupełnie oziębli i nie chcieli narażać się na jakiekolwiek trudy. Korneliusz, który żył z żydami i nawet im synagogę wybudował, będzie zapewne musiał dać się obrzezać, jeśli zechce utrzymać z nimi dalej ścisłe stosunki. Stąd udał się Jezus przez wyżynę, ciągnącą się za domem Maryi i Piotra ku Betsaidzie i zeszedł aż na brzeg jeziora; tu nauczał na jeziorze niedaleko miejsca, gdzie Piotr łowił ryby. Brzegi jeziora są koło Betsaidy w ogóle strome, tylko tu zniżają się łagodnie i powoli aż ku zwierciadłu wód, tak, że łódki rybackie mogą wygodnie przybijać do lądu. Niedaleko brzegu kołysała się tu na falach łódź Piotra i łódka Jezusa, ta ostatnia mniejsza, mogąca pomieścić najwyżej 15 osób.

 

Jezus naucza z łodzi. Powołanie Mateusza

 

Na brzegu zebrała się liczna gromada pogan, którzy byli obecni na uczcie u Korneliusza. Jezus zaczął naukę, lecz widząc, że ścisk jest coraz większy, wsiadł z kilku uczniami na swą łódź, podczas gdy reszta uczniów i celnicy wsiedli na łódź Piotra. Odbiwszy o parę kroków od brzegu, nauczał Jezus z łodzi zebranych na brzegu pogan, mówiąc im przypowieść o siewcy i roli, zarosłej chwastami. Po nauce popłynął Jezus na drugą stronę jeziora. Na łodzi Piotra wiosłowali uczniowie na przemian, a łódka Jezusa, przyczepiona do tamtej łodzi, płynęła spokojnie sama. Jezus siedział na wywyższeniu pod masztem, a wkoło na krawędziach łodzi reszta uczniów. Na pytanie uczniów, co oznacza powyższa przypowieść i dlaczego naucza przez porównania, wytłumaczył im Jezus wszystko. Wyładowali między doliną Gerazą a BetsaidąJulias. Od brzegu wiodła droga do mieszkań celników i tą drogą poszli czterej celnicy, którzy płynęli z Jezusem; Jezus zaś udał się z uczniami drogą na prawo wzdłuż brzegu jeziora. Nieopodal drogi stał dom Mateusza, obok którego przechodzili, a z drogi wiodła boczna ścieżka do jego komory celnej. Przed komorą zajęci byli właśnie słudzy jego i celnicy składaniem towarów. Jezus poszedł ścieżką prosto ku nim, co widząc uczniowie, zatrzymali się, nie śmiejąc iść dalej. Mateusz, ujrzawszy Jezusa, cofnął się do wnętrza chaty, powodowany wstydem; Jezus jednak, podszedłszy bliżej, zawołał nań z drogi, wzywając go do Siebie. Na rozkaz Pana wyszedł Mateusz spiesznie z domu i upadł przed Jezusem na twarz, mówiąc, że nie czuł się godnym rozmawiać z Nim. Jezus jednak rzekł mu: „Mateuszu,

 

464

 

powstań i chodź ze Mną!‖ Mateusz, podniósł się i zmieniony w tej chwili wewnętrznie, mówił, iż chce ochotnie wszystko porzucić i pójść za Jezusem. Poszli teraz na drogę, gdzie stali uczniowie, a ci podali uprzejmie Mateuszowi rękę na przywitanie. Zadowoleni byli z tego obrotu sprawy szczególnie Tadeusz, Szymon i Jakub Młodszy, jako bracia przyrodni Mateusza po ojcu Alfeuszu; ten bowiem, zanim wziął za żonę córkę Marii Kleofy, miał z poprzedniej żony syna, tego właśnie Mateusza. Mateusz prosił teraz wszystkich na gościnę do swego domu, lecz Jezus odmówił, obiecując, że jutro wstąpią da niego; poczym poszedł z uczniami w dalszą drogę, Mateusz zaś powrócił do domu. Dom Mateusza, oddalony o kwadrans drogi od jeziora, stoi nad kotliną wyżyny; blisko niego płynie z Gerazy rzeczka i zasila swą wodą jezioro. Z domu jest z jednej strony widok na jezioro, z drugiej na obszerne pola. Mateusz był żonaty i miał czworo dzieci. Był już w wieku Piotra, a więc człowiek starszy i śmiało mógłby być ojcem swego brata przyrodniego, Jozesa Barsaby. Był silnej budowy ciała, krępy i kościsty, włosy miał czarne i takiż zarost. Już od czasu poznania Jezusa na drodze do Sydonu zmienił się na lepsze; zaraz wtenczas przyjął chrzest z rąk Jana i urządził swój sposób życia według zasad najściślejszej sumienności. Rozstawszy się teraz z Jezusem, przybiegł z radością do żony, oznajmując jej o szczęściu, jakie go spotkało, i mówiąc, że teraz opuści wszystko i pójdzie za Jezusem. Żona uradowała się tym również. Mateusz kazał jej przyrządzić na jutro ucztę i sam zajął się zaproszeniami i przygotowaniami do uroczystości. Chcąc już od razu przygotować się do opuszczenia wszystkiego, najął zaraz jednego z przewoźników łodzi Piotrowej i zdał mu tymczasowo swój urząd aż do bliższego rozporządzenia. Jezus tymczasem przeszedł wyżynę, ciągnącą się za domem Mateusza, i około północy przybył na dolinę BetsaidaJulias, gdzie właśnie obozowały wędrowne karawany pogan. Przed udaniem się na spoczynek miał jeszcze naukę. Na drugi dzień powrócił Jezus z uczniami około południa do domu Mateusza, gdzie już zebrało się sporo celników. W drodze przyłączyła się jeszcze do Jezusa garstka Faryzeuszów i kilku uczniów Jana. Faryzeusze nie weszli jednak do wnętrza domu, lecz chodząc po ogrodzie z uczniami, mówili: „Jak możecie to ścierpieć, że Mistrz wasz tak poufale zawsze obcuje z grzesznikami i celnikami?” — „Powiedzcie Mu to sami!” — odparli uczniowie. Na to odrzekli Faryzeusze: „Nie dogadałby się z takim człowiekiem, który zawsze chce mieć słuszność po swojej stronie!” Mateusz przyjął mile a z pokorą Jezusa i Jego towarzyszów i umył im nogi; bracia jego przyrodni uściskali Go serdecznie na przywitanie. Potem przyprowadził Mateusz do Jezusa żonę i dzieci. Jezus rozmawiał z nią chwilę, a dzieci pobłogosławił; te odeszły zaraz i nie pojawiły się już więcej. Dziwnym mi się to wydawało, a przecież tak zwykle było, że dzieci, pobłogosławione przez Jezusa, odchodziły zaraz i już się nie pokazywały. Gdy Jezus usiadł, ukląkł Mateusz przed Nim, a Jezus włożył nań rękę, pobłogosławił i dodał kilka słów pouczających. Mateusz nazywał się właściwie Lewi i teraz dopiero otrzymał od Jezusa imię „Mateusz.” Ucztę zastawiono w otwartym przedsionku na stole ustawionym w krzyż; w koło Jezusa siedzieli celnicy. W przerwach wstawano od stołu i rozmawiano, a potem znowu zasiadano do nowego dania. Koło domu, jak wiadomo, wiodła droga do miejsca, w którym przeprawiano się przez jezioro. Od czasu do czasu przechodzili więc koło domu biedni podróżni, a uczniowie zatrzymywali ich i udzielali im potraw ze stołu. Uczniowie nie siedzieli przy stole, tylko chodzili w koło lub stali koło Jezusa. Podczas uczty zbliżyli się do nich Faryzeusze i zaczęły się wzajemne rozmowy i spory, opisane w ewangelii św. Łukasza roz. 5, 30 — 39. Rozmowa toczyła się głównie na temat postu, a to z

 

465

 

dwóch głównie powodów; po pierwsze dlatego, że wieczorem zaczynał się dzień postny, obchodzony przez zbyt skrupulatnych żydów na pamiątkę spalenia ksiąg Jeremiasza przez króla Joachima; po drugie, że Jezus pozwalał uczniom rwać owoce, rosnące przy drodze, co nie było w zwyczaju u Żydów judejskich. Na niejedno ich pytanie, skierowane do uczniów, odpowiadał Jezus sam od stołu, zwracając ku nim głowę. W Kafarnaum zaczyna się teraz ruch bardziej ożywiony, niż zwykle. Zjeżdżają się zewsząd obcy, przeciwnicy i przyjaciele Jezusa, by Go widzieć i słyszeć, głównie poganie; ci udają się najliczniej do Serobabela i Korneliusza.

 

Ostatnie powołanie Piotra, Andrzeja, Jakuba i Jana. Uciszenie burzy na morzu.

 

Na drugi dzień rano poszedł Jezus nad jezioro, oddalone o kwadrans drogi od mieszkania Mateusza. Piotr i Andrzej siadali właśnie do łodzi, zamierzając zarzucić sieci na głębinie; Jezus jednak, zbliżywszy się, rzekł do nich: „Chodźcie za Mną! Uczynię was łowcami dusz ludzkich.” Zawołani zaprzestali natychmiast pracy, przybili do brzegu i wyszli z łodzi. Jezus zaś poszedł brzegiem nieco dalej ku łodzi Zebedeusza, który właśnie wraz z obu synami, Jakubem i Janem, zajęty był przyrządzaniem, sieci. I znowu wezwał Jezus Jakuba i Jana do pójścia za Nim, a oni usłuchali i zaraz wysiedli na ląd. Zebedeusz pozostał z najemnikami na łodzi. Nowo powołanym polecił Jezus udać się w góry do obozujących tam pogan i ochrzcić tych, którzy by tego pragnęli; do chrztu przygotowywał pogan sam Jezus już wczoraj i przedwczoraj. Teraz wskazywał własnoręcznie uczniom kierunek, w którym mają się udać i polecał, by wieczór zeszli się znowu razem u Mateusza. Inni uczniowie czekali tymczasem na drodze w górze. Zszedłszy się razem, pożegnali się, poczym powyżej wspomniani udali się w góry chrzcić, jak im Jezus kazał, Jezus zaś poszedł z Saturninem i resztą uczniów w inną stronę. Właściwie już o wiele dawniej powołał Jezus tych rybaków na Swych uczniów, lecz od czasu do czasu powracali oni za Jego przyzwoleniem wciąż do swego dawnego zatrudnienia; nie było też jeszcze koniecznym, by bez przestanku byli przy Jezusie, gdyż jeszcze sami nie nauczali; zresztą żeglugą swą po jeziorze i obcowaniem z pogańskimi karawanami oddawali wielką przysługę Jezusowi, bawiącemu w Kafarnaum. Bawiąc po minionej Wielkanocy dłuższy czas przy Jezusie, nauczali wprawdzie trochę, a nawet uzdrawiali, ale to ostatnie nie zawsze im się udawało, bo nie mieli jeszcze silnej wiary. Niektórzy cierpieli już nawet prześladowanie dla Jezusa; mianowicie w Gennabris pojmano ich i związanych stawiono przed Faryzeuszów, a ci kazali ich wtrącić do więzienia. W tym także czasie otrzymali od Jezusa władzę błogosławienia wody do chrztu. Władzy tej udzielił im Jezus nie przez włożenie rąk, tylko przez pobłogosławienie ich. Piotr nie tylko zajmował się żeglugą i rybołówstwem, posiadał prócz tego gospodarstwo rolne i trzody bydła. Posiadał wielki dom koło Kafarnaum, przed domem było podwórze, w koło zaś przysionki, oficyny i szopy. Przepływający tędy z Kafarnaum strumyczek zatrzymano i przekształcono tamami w piękny stawek, w którym hodowano ryby. W koło była piękna murawa, na której bielono płótno i rozpinano sieci. Przy tak pięknym gospodarstwie trudniej było Piotrowi niż innym, wyrzec się wszystkiego; martwiło go przy tym poczucie, że niegodnym jest takiej godności i że, jak przypuszczał, nie potrafi należycie nauczać; to wszystko utrudniało mu jeszcze więcej stanowczą rozłąkę. Andrzej już dawniej zaprzestał swych zajęć i więcej od nich odwykł. Jakub zaś i

 

466

 

Jan wciął jeszcze dotąd wracali do rodziców. W ewangeliach nie mogły być przedstawione szczegółowo wszystkie wędrówki Jezusa z uczniami, tylko krótki wyciąg; dlatego położono na początku to odwołanie rybaków od zamierzonego rybołówstwa i powołanie ich na łowców dusz ludzkich i przedstawiono to jako całkowite powołanie świętego Piotra, Andrzej, Jakuba i Jana. Dodano do tego niektóre cuda, przypowieści i nauki Jezusowe, jako zbiór przykładów, bez oznaczonego porządku chronologicznego i lokalnego. Stosownie do polecenia Jezusa udali się Piotr, Andrzej, Jakub i Jan do obozowiska pogan, gdzie Andrzej zabrał się do ich chrzczenia. Wielką miednicę napełniono wodą z pobliskiego potoku. Przyjmujący chrzest klękali w koło ze złożonymi na piersiach rękami; byli między nimi i chłopcy od trzech do sześciu lat. Piotr trzymał miednicę, a Andrzej nabierał z niej ręką wodę, polewał nią po trzykroć głowy chrzczonych, wymawiając przy tym odpowiednią formułkę. Inni uczniowie szli od jednych do drugich i wkładali na nich ręce. Gdy ochrzczono jednych, przystępowali na ich miejsce nowi. W przerwach opowiadali uczniowie dostępne już ich umysłom przypowieści, mówili o nauce i cudach Jezusa i objaśniali nieznane jeszcze poganom prawa i obietnice Boże, dane Izraelitom. Piotr szczególnie opowiadał gorliwie z żywą gestykulacją; Jan i Jakub mówili także bardzo pięknie. — W tym czasie nauczał Jezus w innej dolinie, a Saturnin chrzcił. Wieczorem zeszli się wszyscy w domu Mateusza. Gości było tu jeszcze dosyć i ci się zbyt naprzykrzali Jezusowi, co Go męczyło; to też wziąwszy dwunastu Apostołów i Saturnina, wsiadł do łodzi Piotra i kazał im jechać w szerz przez całe jezioro ku Tyberiadzie. Zdawało się, jak gdyby Jezus chciał wypocząć, znużony natarczywością ludzi; położył się bowiem w zagłębieniu, na środkowym stopniu tarasu, otaczającego maszt, gdzie zwykle spoczywali strażnicy, a że był strudzony, zaraz usnął. Stąd był widok na wszystkie strony, a przecież z wierzchu było się osłoniętym. Wioślarze stali o wiele wyżej. Przy odpływaniu panowała piękna pogoda i cisza była w powietrzu. Wtem, gdy wpłynęli mniej więcej na środek jeziora, zerwała się gwałtowna burza. Dziwiło mnie to, że choć niebo pokryło się czarnymi chmurami, widać było dobrze gwiazdy. Od czasu do czasu muskał wzburzone fale jasny blask: zapewne się błyskało. Gwałtowny wicher miotał falami wody, pędząc przed sobą bałwany, a te uderzały o boki łodzi, rozpryskując się z hukiem. Spuszczono żagiel, lecz mimo to niebezpieczeństwo wzrastało coraz więcej. Nie mogąc opanować trwogi, zbudzili uczniowie wreszcie Jezusa, wołając: „Mistrzu! nie troszczysz się wcale o nas? Giniemy!” Jezus podniósł się, zaglądnął na wzburzone fale i spokojnie, poważnie, jakby rozmawiał z burzą, rzekł: „Ucisz się, ustąp!” W jednej chwili nastała cisza. Przestraszeni uczniowie szeptali jeden do drugiego: „Kto jest Ten, któremu fale wody są posłuszne!” Jezus zaś zganił im ich małą wiarę i obawę i kazał im nawrócić do Chorazin. Tak nazywa się od miasta Chorazin okolica wokoło komory celnej Mateusza, podobnie, jak okolica od Kafarnaum aż do Giszala nazwaną jest Genezaret. Łódź Zebedeusza powróciła wraz z łodzią Piotrową. Po drodze spotkali łódź, wiozącą podróżnych do Kafarnaum. Wraz z Jezusem było w łodzi około piętnastu mężów. Nie trzeba się dziwić, że wioślarze stali wyżej od miejsca, gdzie Jezus spał, a mimo to Jezus mógł widzieć wszystko dokoła. Ponieważ wiosła, umieszczone na wysokim kraju łodzi, daleko brały wodę, więc umieszczano je na wysokich burtach, przez co wioślarze musieli stać wyżej; dlatego też urządzano tarasy dokoła masztu, skąd poprzez burty widać było, co się dzieje na wodzie. Wylądowawszy, poszedł Jezus z uczniami na wyżynę, ciągnącą się na południe od doliny Chorazin, gdzie już czekały ogromne tłumy narodu, a nowi przybysze wciąż napływali. Nauka zapowiedziana, była na

 

467

 

parę dni naprzód, więc też zebrało się kilka tysięcy słuchaczów. Dla Jezusa przyrządzona była katedra kamienna. Chorazin leży stąd o godzinę drogi na północny zachód, a nieco dalej na północ od Gergezy, które leży niżej. Jezus uzdrowił tu wielka liczbę ślepych, chromych, niemych i trędowatych. Z początku nauki przeszkadzali Mu opętani, których tu sprowadzono, hałasem i krzykami. Na rozkaz Jezusa jednak umilkli zaraz i położyli się na ziemię, jakby lękliwe psy; tak leżeli bez ruchu przez cały czas nauki, dopóki Jezus nie przyszedł ku nim i ich nie oswobodził. Między uzdrowionymi przypominam sobie jednego człowieka z uschniętym zupełnie ramieniem i z nabrzmiałą, pokrzywioną ręką, Jezus przesunął ręką po jego ramieniu, wziął go za chorą rękę i prostował mu lekko palce, każdy z osobna, naciskając je nieznacznie. Działo się to prędko w tak krótkim czasie, jakiego potrzeba, by to opisać. Ręka chorego wyprostowała się na poczekaniu i wyzdrowiała, chory odzyskał w niej władzę. Początkowo była ta ręka wprawdzie sucha i słaba, ale szybko odzyskiwała na objętości. Wśród słuchaczów znajdowało się wiele kobiet z dziećmi różnego wieku. Te dzieci kazał Jezus przyprowadzać do Siebie i błogosławił je kolejno, a potem nauczał głośno tak, że i ludzie mogli słyszeć Jego słowa. Podczas nauki wziął raz jedno dziecko za rękę i obracając je na wszystkie strony mówił, że tak samo powinni ludzie stosować się do woli Bożej i dać się jej powodować spokojnie, cierpliwie i bez oporu. W ogóle Jezus wiele zajmował się dziećmi. Obecni słuchacze byli to przeważnie poganie, a częścią także Żydzi z Syrii i dziesięciu miast. Na wezwanie Jezusa nadciągnęli tu złączeni w liczne karawany, wraz z dziećmi, sługami i chorymi, zdrowi po to, by usłyszeć naukę i przyjąć chrzest, chorzy zaś, by odzyskać zdrowie. Jezus wyszedł tu naprzeciw nich, by nie wywołać zbyt wielkiego natłoku w Kafarnaum. Między ludźmi, przysłuchującymi się nauce Jezusa, byli także krewni kobiety cierpiącej na krwotok, znanej z ewangelii, która mieszkała w Kafarnaum, a mianowicie wuj jej nieboszczyka męża z Panei, dorosła jej córka i jakaś inna kobieta. Wypytywali się oni uczniów, jak się ma ich chora krewna i umawiali się z nimi o przewiezienie ich wieczorem do Kafarnaum. Przez cały dzień chrzczono w ten sam sposób, jak wczoraj, tj. że ludzie klękali tworząc koło. I znowu ochrzczono wiele małych chłopców; ci nie klękali, tylko stali z rękoma skrzyżowanymi na piersiach. Wodę donoszono w miechach z doliny Chorazin. Przybyli tu także na zwiady okoliczni Faryzeusze i fałszywi uczniowie Jana. Wieczorem poszedł Jezus z uczniami do domu Mateusza i tu opowiadał jeszcze przypowieści o skarbie, zakopanym w cudzej roli, który znalazłszy pewien człowiek, pozostawił go, a poszedłszy do domu, opuścił wszystko, co miał, i kupił tę rolę, by skarb posiąść. Chciał Jezus przez to wskazać, z jaką gorliwością poganie się starają o królestwo niebieskie, które też rzeczywiście zdobędą. Dla wielkiego natłoku nauczał Jezus z łodzi, nie odpływał jednak daleko i po nauce wysiadł zaraz na brzeg. Noc przepędził na modlitwie. Rano uwiadomili uczniowie Jezusowi, że Matka Jego prosi Go, by przyszedł jak najprędzej, bo Maria Kleofy, mieszkająca w domu Piotra koło Kafarnaum, jest bardzo chora i że wielu innych chorych, nawet z Nazaretu, oczekuje Go z utęsknieniem. Jezus nie poszedł zaraz, lecz nauczał nad brzegiem jeziora i uzdrowił wielu chorych; było znów wielu opętanych, a Jezus uwolnił ich od złego ducha. Tłumy zebranych rosną ciągle i coraz bardziej zwiększa się natłok; nie da się opowiedzieć słowami, jak Jezus niezmordowanie pracuje i każdemu niesie pomoc. Po południu wziąwszy wszystkich Apostołów, przeprawił się Jezus przez jezioro do Betsaidy. Dzisiaj wybrało się również wielu pogan na drugą stronę. Ci, którzy

 

468

 

tylko do Kafarnaum zamierzali się udać, pozostawili tu swoje wielbłądy, inni zaś przewozili wielbłądy i osły w skrzyniach, przyczepionych do łodzi, lub przeprowadzali je przez most na Jordanie powyżej jeziora. — Mateusz oddał tymczasowo zarząd cła jednemu z rybaków. W ogóle od czasu przyjęcia chrztu Jana sprawuje on swój urząd bardzo uczciwie; podobnie i inni celnicy są teraz sumienniejsi i łagodniejsi i rozdają ubogim hojne jałmużny. Przy takich okazjach szczególnie usłużnym okazuje się Judasz, zręczny nadzwyczaj, a nie zepsuty jeszcze całkiem, zajmuje się zawsze troskliwie rozdzielaniem i wszystko szybko oblicza. Około czwartej godziny przybył Jezus do Betsaidy; oczekiwały Go tu już Maria Maroni z synem, bawiąca tu już od dwóch dni, i inni; podano Mu też zaraz przekąskę. Synowie Marii Kleofasowej poszli zaraz odwiedzić chorą matkę, Jezus zaś nauczał do późnej nocy tłumy ludzi, zebrane przed domem Andrzeja i uzdrawiał chorych. Natłok obcych żydów i pogan w Kafarnaum zwiększa się ostatnimi czasy nie do pojęcia. W całej okolicy obozują wszędzie rzesze przyjezdnych; wszystkich obcych będzie do dwanaście tysięcy, a wszyscy przybyli wyłącznie dla słuchania nauk Jezusa. W dolinach i na ustroniach pasą się wszędzie osły i wielbłądy, niszcząc wiele krzaków obżeraniem z nich pączków. Gdzieniegdzie zaś stoją przywiązane i spożywają spokojnie podawany im obrok. — Na każdym kroku widać rozbite obozowiska. Zaprawdę, od czasu bytności tu Jezusa zwiększa się Kafarnaum i bogaci, wiele rodzin osiedla się tu na stałe, wielu obcych przynosi tu swe mienie, bogacąc mieszkańców. Ruch budowlany wzmaga się o tyle, że domy Serobabela i Korneliusza wkrótce złączą się z miastem, już znacznie rozszerzonym. Wskrzeszenie młodzieńca z Naim i inne cudowne uzdrowienia rozsławiły się już i wszystkich poruszyły. To też poznoszono do Kafarnaum chorych z bliższych i dalszych stron, a także i z Nazaretu. Z pełną ufnością w Jezusa posprowadzano nawet nieuleczalnie chorych i już konających. Podwórze w domu Piotra na przedmieściu, boczne budynki i szopy, przepełnione są nimi. Obok poustawiano namioty i rozmaite altany i zaopatrzono się w zapasy żywności. U Piotra mieszka jego krewna, wdowa z Naim, i Maria Kleofy, spokrewniona z nim przez swego trzeciego męża; ta ostatnia mieszka stale w Kanie i stamtąd zabrała ją tu z sobą wdowa z Naim wraz z jej ośmioletnim synkiem z trzeciego małżeństwa, Symeonem. Maria Kleofasowa przybyła tu już w gorączce, a teraz choroba jej wzmaga się coraz więcej. Jezus nie był jeszcze u niej. Między obcymi przybyszami są tu także i Grecy, a mianowicie mieszkańcy Patras, miejsca rodzinnego Saturnina.

 

Poselstwo Jana Chrzciciela do synagogi. Obfity połów ryb

 

Jeszcze przed szabatem przybyło od Jana z Macherus kilku uczniów w poselstwie do Kafarnaum. Byli to najdawniejsi i najzaufańsi uczniowie Jana, między nimi bracia Marii Kleofy, Jakub, Sadoch i Heliachim. Przybywszy tu, zwołali do przysionka synagogi przewodniczących i komisję Faryzeuszów i doręczyli im długi, wąski zwój, zwinięty w trąbkę. Był to list Jana, w tonie ostrym pisany, a zawierający wyraźne świadectwo o Jezusie. Podczas gdy Faryzeusze czytali list, i nieco zmieszani jego treścią, to i owo przebąkiwali, zebrał się w koło tłum ludu, co widząc uczniowie, głośno opowiedzieli ludowi, co Jan niedawno mówił w Macherus wobec Heroda, uczniów i licznie zgromadzonej ludności. Rzecz zaś miała się tak: uczniowie, wysłani przez Jana do Jezusa do Megiddo, powróciwszy z odpowiedzią, powiadomili go o cudach i nauce Jezusa, o prześladowaniu Go ze

 

469

 

strony Faryzeuszów, o różnych pogłoskach, krążących o Jezusie, i o tym, jak niektórzy zarzucają Jezusowi, że nie uwalnia go z więzienia. Widząc Jan, że daremnym jest nakłaniać Jezusa do dania świadectwa o Sobie samym, ujrzał się zmuszonym jeszcze raz publicznie poświadczyć, kim jest Jezus. Kazał więc powiedzieć Herodowi, by pozwolił mu mieć mowę do uczniów i do ludu, który się zgromadzi, bo i tak wkrótce już umilknie na zawsze. Herod zezwolił na to chętnie, bo chciał zyskać życzliwość ludu i wpoić weń przekonanie, że Janowi nie dzieje się krzywda w niewoli. Wpuszczono więc na dziedziniec zamkowy wszystkich uczniów i tłumy ludu. Sam Herod i jego przewrotna, nieprawa żona, siedzieli na podwyższeniu, otoczeni orszakiem żołnierzy. Wreszcie wyszedł Jan z więzienia i z wielkim zapałem zaczął nauczać o Jezusie. „Ja sam — mówił — przyszedłem tylko przygotować Mu drogę i nikogo innego nie głosiłem, tylko Jego. Wy jednak w zatwardziałości swojej nie chcecie Go uznać. Czyście zapomnieli, co nauczałem o Nim? Powtórzę wam to jeszcze raz dokładnie, bo koniec żywota mego już bliski.” Słowa te nadzwyczaj wzruszyły słuchaczów, a wielu uczniów nawet płakało. Herod także zaniepokoił się i zakłopotał, bo ani mu jeszcze przez myśl nie przeszło skazywać Jana na śmierć; miała wprawdzie takie pragnienie jego nałożnica, lecz umiała obłudę swą doskonale pokrywać i uchodzić za najlepszą. Jan tymczasem mówił dalej z wielką gorliwością; przypominał obecnym cud, jaki miał miejsce przy chrzcie Jezusa, świadczący o tym, że Jezus jest ulubionym Synem Boga, przepowiedzianym przez proroków. Co Jezus uczy, to pochodzi od Ojca Jego, co On czyni, czyni i Ojciec, i nikt nie dostanie się do Ojca, tylko przez Niego. Zbijał potem Jan zarzuty, stawiane Jezusowi przez Faryzeuszów, szczególnie co do gwałcenia szabatu. Każdy musi szabat święcić, lecz właśnie gwałcą go oni, nie słuchając nauki Jezusa, Syna Tego, który szabat ustanowił. Wiele jeszcze podobnych rzeczy mówił Jan, wskazując na Jezusa jako na tego, bez którego nie można być zbawionym, bo kto nie wierzy weń i nie słucha Jego nauki, potępionym będzie na wieki. Upominał potem uczniów, by udali się do Jezusa, by w zaślepieniu nie stawali przy nim na progu świątyni Bożej, lecz weszli do jej wnętrza. Skończywszy naukę, wysłał część swych uczniów ze znanym nam listem do synagogi w Kafarnaum. W liście tym dawał jeszcze raz wyraźne świadectwo Jezusowi, że jest Synem Boga i wypełnieniem obietnicy i że, co naucza i czyni, jest słusznym i świętym; odpierał wszystkie zarzuty Faryzeuszów, groził im sądem i zaklinał, by nie odtrącali od siebie zbawienia. Dał jeszcze drugi takiż list uczniom i kazał przeczytać go ludowi i powtórzyć wszystko, co on tu mówił. Jak widzieliśmy, spełnili uczniowie wiernie to polecenie. Przed synagogą zebrały się niezmierne tłumy ludu, bo w ten szabat szczególnie wielki natłok był w Kafarnaum. Ze wszystkich stron zgromadzili się tu żydzi. Wszyscy słuchali radośnie uczniów, gdy ci powtarzali im słowa Jana o Jezusie, na wszystkich twarzach malowała się radość, a wiara umocniona na nowo wstąpiła w ich serca. Wobec takiego usposobienia tłumów nie mogli Faryzeusze nic wskórać i musieli ustąpić; wzruszali wprawdzie ramionami i chwiali głowami na to wszystko, ale udawali życzliwych. Dla zaznaczenia jednak swej powagi, rzekli do uczniów Jana: „Nie wchodzilibyśmy Jezusowi w drogę, gdyby nie naruszał prawa i nie zakłócał spokoju. Prawda, że dziwną i cudowną władzę ma w Sobie, musimy jednak zważać na porządek, a wszystko ma swoje granice. Jan jest dobrym człowiekiem, ale trzymany w niewoli, nie obeznany jest dobrze ze wszystkim; z resztą w ogóle bardzo mało miał stosunków z Jezusem. Tymczasem zaszedł szabat. Wszyscy udali się do synagogi, gdzie też poszedł Jezus z uczniami. Słuchano tu Jego nauki z wielkim podziwem. Mówił zaś Jezus o sprzedaniu Józefa I Mojż. 37, 1— 41 i o pismach proroka Amosa 2, 6 — 3, 9,

 

470

 

gdzie grozi Izraelitom karą za grzechy. Nie przeszkadzano Mu wcale; Faryzeusze słuchali z tłumioną w sercu zawiścią, ale i z mimowolnym podziwem. I ich wzruszyło nieco świadectwo Jana, dane Jezusowi wobec wszego ludu. Nagle dał się słyszeć w synagodze straszliwy ryk. Przyprowadzono bowiem do synagogi pewnego opętanego z Kafarnaum, a ten dostał naraz napadu i wrzeszcząc, rzucił się na obecnych, chcąc ich kąsać. Jezus zwrócił się w stronę jego i rzekł: „Milcz! wyprowadźcie go!” W jednej chwili uspokoił się opętany, a gdy go wyprowadzono, położył się przed synagogą na ziemi, drżąc z bojaźni. Jezus tymczasem, skończywszy naukę sabatową, wyszedł z synagogi, a przystąpiwszy do owego opętanego, uwolnił go od złego ducha. Poczym udał się z uczniami do domu Piotra, stojącego nad jeziorem, gdyż tam większy panował spokój niż gdzie indziej. W nocy wyszedł jak zwykle, na modlitwę. Między wszystkimi chorymi, uzdrowionymi przez Jezusa, nie widziałam nigdy właściwych obłąkanych; jeśli byli tacy, to tylko jako opętani przez złego ducha. Faryzeusze pozostali jeszcze w synagodze i szperali w różnych starych księgach proroków, szczególnie Malachiasza, z którego jeszcze najwięcej wiedziano; badali ich naukę i żywot, porównywali naukę Jezusa, a jednak musieli Mu przyznać pierwszeństwo przed nimi i podziwiać Jego moc; w końcu jednak znaleźli i w Jego nauce coś do zganienia. Następnego ranka nauczał Jezus znowu w synagodze wobec licznie zgromadzonych tłumów. Tymczasem jednak tak się pogorszyło Marii Kleofasowej, że Najświętsza Panna posłała po Jezusa do synagogi, prosząc Go o natychmiastową pomoc. Jezus udał się zaraz na przedmieście do domu Piotra, koło chorej zebrani byli synowie i bracia chorej, Maryja i wdowa z Naim. Szczególnie odczuwał to nieszczęście ośmioletni synek chorej z trzeciego małżeństwa z Jonaszem, młodszym bratem teścia Piotra, któremu Jonasz pomagał w zajęciach rybackich, a umarł pół roku temu. Przyszedłszy do domu, przystąpił Jezus do posłania chorej, wycieńczonej zupełnie gorączką, pomodlił się i włożył na nią rękę; poczym ujął ją za ramię i rzekł, by przestała być chorą. Następnie kazał dać jej napić się co i przekąsić. Podobnie postępował Jezus ze wszystkimi chorymi, a miało to przypominać Przenajświętszy Sakrament, który później ustanowił. Jezus przeważnie potrawy te błogosławił. Nie do opisania była radość synów, a szczególnie małego Symeona, gdy Maria Kleofy wstała zupełnie zdrowa i zaraz zaczęła usługiwać chorym; Jezus bowiem wyszedł już był i zaczął uzdrawiać licznie koło domu zebranych chorych. Byli to po największej części nieuleczalnie chorzy, o których nie miano już żadnej nadziei wyzdrowienia, przyniesieni z dalekich stron, a nawet z Nazaretu niektórzy znajomi Jezusa z czasów młodości. Niektórzy byli tak słabi, że na pół martwych przynoszono ich na plecach przed Jezusa. Przybyli tu także uczniowie Jana, którzy przynieśli pismo do synagogi i pokornie oskarżali się sami, że dotychczas byli Mu niechętni, a to z tego powodu, że nie ujął się za ich mistrzem, wziętym do niewoli. Opowiadali, jak ostro pościli dla uproszenia Boga o natchnienie Jezusa, by uwolnił ich mistrza. Jezus pocieszał ich serdecznie i chwalił przed nimi Jana, jako najświętszego z ludzi. Rozmawiając potem z uczniami Jezusa, zapytywali się, dlaczego Jezus sam nie chrzci tak jak ich mistrz, który tyle sobie trudu przy tym zadawał. Odrzekli im na to uczniowie Jezusa: „Jan chrzcił, bo jest chrzcicielem, Jezus zaś uzdrawia, bo jest Zbawicielem, Jan przecież nie uzdrawiał, bo inne miał zadanie. Przybyli też z Nazaretu do Jezusa uczeni zakonni i prosili Go uprzejmie, by odwiedził przecież i ich miasto; zachowywali się tak, jakby chcieli się usprawiedliwić z tego, co tam zaszło. Jezus odrzekł im na to, że żaden jeszcze prorok nie miał znaczenia w swej ojczyźnie. Poczym udał się do synagogi i

 

471

 

nauczał aż do końca szabatu. Wychodząc, uzdrowił Jezus jeszcze jednego ślepego. Domem Piotra na przedmieściu zarządza jego żona; w drugim zaś, nad jeziorem, gospodarzą jego teściowa i pasierbica. — Jezus wyszedł z domu na modlitwę, a uczniomrybakom pozwolił na ich prośbę udać się na jezioro na nocny połów; było bowiem przy takim zdumiewającym natłoku obcych, wielkie zapotrzebowanie ryb. Potrzeba było także przewoźników, bo wielu ludzi przeprawiało się z jednego brzegu na drugi. Wyszedłszy na połów, łowili uczniowie całą noc, a nad ranem przewozili jeszcze ludzi. Jezus tymczasem z resztą uczniów zajęty był rozdzielaniem jałmużn między ubogich, uzdrowionych niedawno chorych i biedniejszych podróżnych. Nauczał przy tym, pocieszał i upominał, rozdając sam wszystko, własnoręcznie co kto potrzebował. Rozdzielano suknie tkaniny, nakrycia, chleb i pieniądze. Wszystko to dostarczyły niewiasty ze swych zapasów zebranych z datków dobroczynnych. Uczniowie nosili podarki w koszach i rozdzielali stosownie do rozkazu Jezusa. Nieco później nauczał Jezus nad jeziorem w miejscu, gdzie Piotr zwykł był łowić ryby. Łodzie Piotra i Zebedeusza stały niedaleko brzegu, zaś uczniowierybacy czyścili na brzegu sieci, w oddaleniu od rzeszy. Łódka Jezusa kołysała się na falach w pobliżu wielkich łodzi. Brzeg w tym miejscu był wąski, zamknięty z tyłu stromą skałą, a że ludzie zebrali się licznie, więc ścisk powstał nadzwyczajny. Widząc to Jezus, skinął na rybaków, by przyciągnęli Jego łódkę. W tym czasie zbliżył się do Niego pewien uczony z Nazaretu, który przybył tu z chorymi, uzdrowionymi wczoraj i rzekł: „Mistrzu, pójdę wszędzie za Tobą, gdzie tylko się zwrócisz!” Jezus odrzekł mu na to: „Liszki mają swe nory, ptaki niebieskie gniazda, lecz Syn człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił. Wsiadłszy na łódkę, kazał Jezus odbić nieco od brzegu, a płynąc wzdłuż i zatrzymując się co chwila, nauczał słuchaczów zebranych na brzegu; mówił kilka przypowieści o królestwie Bożym, tak np. o nieprzyjacielu, siejącym kąkol w pszenicy i o podobieństwie królestwa niebieskiego do sieci, zarzuconej w morze. Wieczór już zapadał, gdy Jezus rzekł do Piotra, by wyprowadził łodzie na głębinę i zapuścił sieci. Na to odrzekł Mu Piotr z pewnym zniechęceniem: „Całą noc pracowaliśmy i nic żeśmy nie ułowili; jednak na Twoje słowo zapuszczę sieci.” Zabrali więc zaraz sieci na łodzie i wypłynęli na jezioro. Jezus tymczasem rozpuścił lud, i wziąwszy z sobą Saturnina, syna Weroniki, przybyłego tu wczoraj, i kilku innych uczniów, popłynął w swej łódce za łodzią Piotra; po drodze objaśniał im jeszcze raz przypowieści, a gdy wypłynęli na pełną wodę, wskazał im miejsce, gdzie mają zarzucić sieć, poczym przepłynął w Swej łódce przez jezioro w stronę, gdzie stał dom Mateusza. Tymczasem zapadła noc. Rybacy zarzucili sieć, a dla łatwiejszego rozpoznawania zapalono na kraju łodzi, od strony sieci, pochodnie. Poczekali chwilę, a potem zaczęli płynąć ku Chorazin, ciągnąc sieć za sobą. Zaraz z początku poczuli, że sieć musi być pełna, bo ciężar był niezwykły; z trudem dopłynęli na płytsze miejsce, gdzie sieć spoczęła na dnie. Na wierzch nie mogli jej jednak wydobyć, bo pod ciężarem ryb zaczęła się rwać. By ulżyć ciężaru, popłynęli w małych czółenkach i zaczęli rękami wybierać ryby w mniejsze sieci i skrzynie, przyczepione wolno do łodzi. Do pomocy wezwali rybaków Zebedeusza, płynących obok na łodzi, którzy także zaczęli wybierać ryby z sieci. Tak obfity połów, jaki im się jeszcze nigdy nie zdarzył, wprawiał wszystkich w zdumienie i przerażenie. Piotra zastanowiło to szczególnie; poczuł, że dotychczas nie dość jeszcze ocenili Jezusa; cała ich troska o dobry połów nie była nic warta, całodzienne ich trudy daremne były, a oto na jedno słowo Jezusa więcej ułowili

 

472

 

ryb, niż kiedy indziej przez całe miesiące. Ulżywszy ciężaru, przybili do brzegu i wyciągnęli sieć; i znowu przestrach ich ogarnął na widok takiego mnóstwa ryb. Piotr zaś, zawstydzony, upadł na twarz przed Jezusem, stojącym na brzegu, i rzekł: „Panie! odejdź ode mnie, bom grzeszny człowiek!” — „Nie lękaj się, Piotrze!” — rzekł mu Jezus — na przyszłość będziesz łowczym dusz ludzkich.” Mimo to przygnębiony był bardzo Piotr swą nędzą i zbytnią troską o zysk. Działo się to między godziną trzecią a czwartą rano i właśnie zaczynało dnieć. Powybierawszy ryby z sieci, położyli się uczniowie w łodziach do snu. Jezus zaś udał się z Saturninem i synem Weroniki na wschód i wyszedł na północny kraniec grzbietu górskiego, na którego południowym końcu leży Gamala. Okolica tu pagórkowata, zarosła krzewami. Po drodze dawał Jezus towarzyszom wskazówki co do sposobu modlenia się i kazał im zastanowić się nad tym, poczym odłączył się od nich i poszedł na odosobnione miejsce. Oni zaś spoczywali, to chodzili, to modlili się. Ci drudzy uczniowie tymczasem zajęci byli przez cały dzień rybami. Sporą część rozdzielono między ubogich, mnóstwo zakupili poganie, a resztę przewieziono do Kafarnaum i do Betsaidy. Wszystkim opowiadali przy tym to cudowne zdarzenie. Obecnie doszli już do przekonania, że osobista ich troska o wyżywienie się do niczego nie prowadzi, że wszystko od Jezusa zależy. Niedawno uciszył Swym głosem burzę, a oto teraz ryby, posłuszne Mu, dały się złowić w takiej ilości. Rozprzedawszy ryby, popłynęli znów na wschodni brzeg, a że Jezus powrócił już z obu uczniami z dziennej wędrówki, więc wszyscy razem popłynęli do Kafarnaum. Wylądowawszy, poszedł Jezus do domu Piotra na przedmieściu i tu do późna w noc przy świetle pochodni uzdrawiał opuszczonych nieczystych chorych obojga płci. Byli to tacy, których nie wolno było wraz z innymi publicznie przyprowadzać, i dlatego uzdrawiał ich Jezus podczas nocy na podwórzu Piotra. Niektórzy między nimi już od wielu lat żyli w zupełnym opuszczeniu zdała od społeczeństwa ludzkiego. — Resztę nocy przepędził Jezus na modlitwie.

 

Kazanie na górze. Uzdrowienie paralityka

 

Rano przeprawił się Jezus przez jezioro z liczną rzeszą uczniów i wysiadł na brzeg o godzinę drogi na północ, od domu Mateusza. Na górze, gdzie Jozue miał nauczać, zebrały się już tłumy pogan, uzdrowionych niedawno przez Jezusa i ochrzczonych; wkoło leżały obozowiska pogan. Uczniowie-rybacy zapytywali się Jezusa, czy mają także z Nim pójść, bo wobec tak obfitego połowu nie potrzebowali się już tymczasowo starać o żywność, a zresztą przekonali się, że i tak wszystko leży w mocy Jezusa. Jezus nie wziął ich ze Sobą, lecz polecił im ochrzcić tych, którzy jeszcze pozostali w Kafarnaum, a przez resztę dnia pozwolił im oddać się swym zwykłym zajęciom, gdyż dla tak licznie zgromadzonych tłumów potrzeba było także dużo żywności. Jeszcze przed odejściem z Kafarnaum miał Jezus do uczniów ogólnikową przemowę, w której zebrał krótko całą Swą naukę o ośmiu błogosławieństwach, bo w najbliższym czasie o tym głównie miał nauczać. Mówił im, że są solą ziemi, wybraną do ochraniania i odświeżania innych, więc, nie wolno im brać się do tego bez odpowiedniego zasobu sił. Objaśniał im to dokładniej przez przykłady i przypowieści, a po skończeniu tej nauki przeprawił się przez jezioro. Stosownie do polecenia Jezusa chrzcili uczniowie wraz z Saturninem w dolinie koło Kafarnaum. Ochrzczono między innymi, syna wdowy z Naim i dano mu na chrzcie imię Marcjalis. Saturnin wkładał nań ręce. Niewiasty nie poszły za Jezusem na naukę, lecz pozostały u wdowy z Naim na chrzcinach jej syna.

 

473

 

Przy Jezusie byli siostrzeńcy Józefa z Arymatei, przybyli z Jerozolimy, Natanael, Manahem z Korei i wielu innych uczniów; w ostatnim czasie było ich wszystkich w Kafarnaum około trzydziestu. Wylądowawszy na wschodnim brzegu jeziora, poniżej ujścia Jordanu, szło się na wschód pod górę, potem zwróciwszy się nieco na zachód, było się już na miejscu, gdzie Jezus miał nauczać. Można było tam także dojść, obchodząc w koło jezioro przez most na Jordanie, lecz dostęp z tej strony był uciążliwy dla licznych jarów i dzikich wąwozów. Betsaida-Julias leżało we wschodnich widłach ujścia Jordanu nad jeziorem. Od strony jeziora wiodła nad stromym brzegiem wzdłuż miasta droga. Mównicy na górze nie było, stał tylko namiot na pagórku, otoczony wałem; w kierunku zachodnim i południowo-zachodnim był stąd przepyszny widok na jezioro i wznoszące się za nim góry aż do Taboru. Wkoło góry rozłożyły się obozem tłumy żydów i pogan; pogan było najwięcej i to przeważnie świeżo ochrzczonych. Jedni od drugich nie oddzielali się zbyt starannie, bo i tak żydzi tutejsi mieli częste stosunki z poganami, a poganie w tej okolicy mieli przewagę. Jezus mówił najpierw o ośmiu błogosławieństwach w ogóle, a potem objaśniał pierwsze z nich: „Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem ich jest królestwo niebieskie.” Opowiadał potem przykłady i przypowieści, mówił o Mesjaszu, a głównie o nawróceniu pogan. — Spełniło się — mówił — to co przepowiedział prorok ku pocieszeniu pogan: poruszę wszystkich pogan, bo i dla pogan przyjdzie pocieszenie.*) — Dziś Jezus nie uzdrawiał, gdyż załatwiono się z tym już za dni poprzednich. Zjawili się tu także Faryzeusze, przepłynąwszy jezioro na własnej łodzi, i przysłuchiwali się nauce z zawiścią i złością w sercu. Podczas przestanków posilali się ludzie tym, co przynieśli z sobą. Uczniowie także nie przyszli z próżnymi rękoma; mieli dla siebie i dla Jezusa ryby, chleb, miód i małe dzbanuszki ze sokiem, czy balsamem, którego dodawano troszkę do wody do picia. Pod wieczór wracał lud z Kafarnaum, Betsaidy i innych okolicznych miejscowości do swych domów, okręty czekały nań na brzegu jeziora. Jezus z uczniami udał się wzdłuż doliny Jordanu, do jednej gospody pasterskiej. Tam udzielał uczniom nauki, przygotowując ich w ten sposób do przyszłego zadania apostolskiego. Przez 14 następnych dni będzie Jezus uczył o ośmiu błogosławieństwach, a szabat przepędzi w Kafarnaum. Następne dni uczył Jezus dalej na górze. Znajdowała się tam raz Maryja, Maria Kleofasowa, Maroni z Naim i jeszcze dwie inne niewiasty. W drodze do jeziora rozmawiał Jezus z Apostołami i uczniami o przyszłym ich powołaniu: „Wyście światłością świata!” o owym mieście, na górze położonym, o lampie na świeczniku, o wypełnieniu przykazań; poczym pojechał do Betsaidy i zamieszkał w domu Andrzeja. Między ochrzczonymi, których w tych dniach Saturnin ochrzcił koło Kafarnaum, znajdowali się także żydzi z Achai, dokąd schronili się byli ich przodkowie w czasie niewoli babilońskiej. Betsaida-Julias jest nowo wybudowanym miastem pogańskim, w którym jednak i żydzi mieszkają i gdzie się znajduje słynna z różnych gałęzi nauk, szkoła. W mieście tym Jezus jeszcze nie był, lecz mieszkańcy tamtejsi przychodzili słuchać nauki Jego do Kafarnaum, gdzie też wielu chorych Jezus z pośród nich uzdrowił. Wspomniane wyżej miasto leży w pięknej dolinie nad wschodnim brzegiem Jordanu, na pół godziny drogi od ujścia rzeki do jeziora. Stąd o godzinę drogi na północ prowadzi przez rzekę murowany most, Wracając z góry, uczył Jezus uczniów, jakie ich czekają w przyszłości cierpienia i prześladowania. Sypiał On na łodzi Piotrowej. W dzień potem, gdy z owej góry podążał ku Kafarnaum, otaczały Go liczne tłumy ludu. On jednak udał się do domu Piotrowego przed bramą miejską, po prawej

 

474

 

stronie doliny. Na wiadomość, że Jezus z uczniami znajduje się w owym domu, zgromadziło się około Niego mnóstwo ludzi, pomiędzy nimi wielu Faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Cały obszerny dziedziniec w koło otwartej sali, gdzie Jezus usiadł i nauczał, przepełniony był tłumem ludu. Mówiąc o dziesięciu przykazaniach, przyszedł na miejsce, o którym jest wzmianka i w kazaniu na górze: Słyszeliście, iż powiedziano starym „nie będziesz zabijał”, nawiązał też do tego naukę o przebaczeniu urazów i o miłości nieprzyjaciół. Wtem powstał na dachu hałas i wnet przez otwór w nim się znajdujący, spuszczono na sznurach do sali sparaliżowanego wraz z łóżkiem, z prośbą: „Panie, zmiłuj się nad chorym!” Z początku bowiem nadaremnie usiłowano wraz z chorym przedrzeć się przez tłum, i dlatego w końcu chwycono się tego sposobu, że kilku ludzi po schodach wyniosło chorego na dach, a potem przez otwór spuścili go do sali przed Jezusa. Oczy wszystkich padły na chorego, Faryzeusze oburzali się na to, uważając takie postępowanie za bezczelność i bezprawie, lecz Jezus, widząc taką wiarę u ludu, cieszył się, a przystąpiwszy do chorego, rzekł: „Bądź spokojny Mój synu, odpuszczają ci się grzechy twoje!” Jak zawsze, tak i teraz oburzyli się Faryzeusze na takie słowa, uważając je za bluźnierstwo! „Któż bowiem — mówili — może grzechy odpuszczać jak tylko Bóg?” Jezus przewidując ich myśli, rzekł: „Dlaczego macie złe myśli w sercach waszych? Cóż jest łatwiej powiedzieć: odpuszczają ci się grzechy twoje? czy też wstań, weź łoże twoje i chodź? Ale, żebyście wiedzieli, iż Syn człowieczy ma moc na ziemi odpuszczać grzechy, mówię tobie — tu zwrócił się do sparaliżowanego — wstań, weźmij łoże twoje i idź do domu!” I wstał ów człowiek zdrowy, zabrał łoże swe wraz z podporami na ramiona, a otoczony towarzyszami swymi i przyjaciółmi, odszedł uradowany, wśród powszechnej radości ludzi. Faryzeusze, pełni gniewu, po cichu, jeden po drugim się wynieśli. Jezus zaś, ponieważ zapadł szabat, udał się otoczony tłumem, do synagogi.

 

Jair i jego powtórnie chora córka. Uzdrowienie niewiasty na krwotok cierpiącej, dwóch ślepych i Faryzeusza

 

Jair, przełożony nad synagogą, znajdował się tam wówczas także, pełen smutku i wyrzutów sumienia. Córka jego, niebezpiecznie chora, była powtórnie bliską skonu, niebezpieczniejszego jak za pierwszym razem, gdyż było niejako karą za grzechy jej i rodziców. Już poprzedniego szabatu popadła była we febrę. Matka jej i siostra, wraz z matką Jaira odpłaciły się lekkomyślnością za pierwsze uzdrowienie a nawet za dobrodziejstwo to wcale Jezusowi nie podziękowały; Jair zaś, będąc chwiejnym i słabym i aż nadto uległym swej urodziwej i próżnej żonie, dał sobą we wszystkim rządzić. W domu panowała lekkomyślna gospodarka kobiet, które zazwyczaj zajęte były tylko strojeniem się na sposób pogan. Skoro dziewczyna po raz pierwszy wyzdrowiała, kobiety razem z nią śmiały się i szydziły z Jezusa. Niewinność, którą dotychczas dziewczynka się odznaczała, nie jaśniała już dawnym blaskiem. Obecnie dostała febry, gorączka niezwykle ją trawiła, a w ostatnim tygodniu była w ciągłym majaczeniu, słowem bliską była śmierci. Rodzice widzieli w tym karę za swą lekkomyślność, lecz nie chcieli się do tego przyznać. Widząc jednak bliską śmierć córki, matka zawstydzona i zaniepokojona, rzekła do Jaira! „Zmiłuje się też Jezus jeszcze raz nad nami?” i nalegała nań, by Go jeszcze raz o to prosił. Lecz Jair wstydził się pokazać Jezusowi i czekał aż do soboty, gdy będzie nauczał; miał bowiem silną wiarę, że Jezus, skoro tylko zechce, może mu dopomóc. Również było go wstyd prosić Jezusa o to we dnie wobec ludzi. Gdy Jezus wyszedł z synagogi, powstał koło Niego niezmierny natłok. Mnóstwo ludzi i wielu chorych chciało się do Niego

 

475

 

zbliżyć. Jair, zbliżywszy się, upadł przed Nim, zasmucony, i prosił usilnie, by się jeszcze raz raczył zmiłować nad jego już umierającą córką. Jezus przyrzekł mu to. Wtem nadszedł jeden z domowników Jaira, wysłany przez panią domu, która, strapiona długą nieobecnością męża, sądziła, że Jezus nie chce go wysłuchać. Posłaniec doniósł, że córka już nieżywa, lecz Jezus kazał mu tylko ufać i być dobrej myśli. Zmrok już zapadał, a koło Jezusa ciągle był natłok. Teraz przyprowadziły do synagogi służebnice ową niewiastę, cierpiącą na krwotok, która niedaleko stąd mieszkała. Inne niewiasty, które, choć nie w tym stopniu cierpiące, jak ona, w południe, wśród natłoku przy przewozie, za dotknięciem się szaty Jezusowej uzyskały zdrowie, rozmawiając z nią o tym, silną w niej obudziły wiarę. Spodziewała się, że wieczorem, gdy Jezus będzie wychodził z synagogi, wśród natłoku ludzi będzie się mogła niepostrzeżenie Go dotknąć. Jezus, czytając jej myśli, szedł powoli. Wtedy ona niewiasta, wraz z córką, Leą i wujem tejże męża, przybliżyła się do Niego, siadła na kolanach, a oparłszy się jedną ręką na ziemi, drugą dotknęła się szaty Jezusowej, i w oka mgnieniu uczuła się zupełnie uleczoną. Jezus jednak zatrzymał się, spojrzał na uczniów i zapytał: „Kto się Mnie dotknął?” Na to odrzekł Piotr: „Pytasz, kto się Ciebie dotknął? Widzisz, iż lud prze na Ciebie.” Lecz Jezus odrzekł: „Ktoś Mnie się dotknął, gdyż czuję, że siła wyszła ze Mnie.” Przy czym spojrzał wokoło, a gdy się lud trochę rozstąpił, nie mogła się owa niewiasta dłużej ukryć. Przybliżyła się przeto do Jezusa i w trwodze rzuciła Mu się do nóg, mówiąc, iż ona to zrobiła i że cierpiąc od długiego czasu na krwotok, za dotknięciem się Jego uleczoną została. Błagała Go, aby jej przebaczył. Wtedy Jezus rzekł do niej: „Bądź spokojna, córko, wiara twoja cię uzdrowiła. Idź w pokoju i bądź wolna od cierpień.‖ Wówczas odeszła uzdrowiona, wraz z swymi krewnymi. Niewiasta ona nazywała się Enue, liczyła lat 30 i była bardzo wynędzniałą i bladą. Nieboszczyk, jej mąż, był żydem. Jedyna córka, jaką miała, wychowywała się u wuja, który właśnie wraz z nią przyszedł do chrztu i jej szwagrową, imieniem Leą, której mąż jest zaciekłym Faryzeuszem. Związek małżeński, w który owdowiała Enue chciała ponownie wejść, nie był po myśli jej bogatych krewnych, dlatego też się jej sprzeciwiali. Przyspieszając kroku, zdążał Jezus do domu Jaira. Towarzyszyli Mu uczniowie, Piotr, Jakub, Jan, Saturnin i Mateusz. W przedsionku domu stało mnóstwo narzekających i płaczków. Przechodząc obok nich, nie powiedział im już Jezus: „ona śpi tylko”, lecz poszedł dalej. Matka Jaira, żona jego i jej siostra wyszły w zasłonach żałobnych naprzeciw Niemu. Zostawiwszy na podwórzu Saturnina i Mateusza, udał się Jezus w towarzystwie Piotra, Jakuba i Jana, wraz z Jairem, żoną tegoż, i matką do izby, gdzie leżała umarła. Obecnie leżała ona w innej, szczuplejszej izdebce, aniżeli poprzedniego razu. Miejsce, w którym leżała, znajdowało się teraz za ogniskiem. W ogrodzie kazał Sobie zerwać Jezus gałązkę, jako też przygotować miednicę z wodą, którą pobłogosławił. Zwłoki zmarłej, odrętwiałe, przedstawiały widok o wiele nie przyjemniejszy, aniżeli poprzednio. Dawniej widziałam jej duszę blisko ciała, teraz nie widziałam jej wcale. Przedtem powiedział Jezus: „Ona śpi”, teraz nie powiedział nic. Była nieżywa. Jezus, umaczawszy gałązkę w pobłogosławionej wodzie, pokropił nią umarłą dzieweczkę, następnie modląc się, ujął ją za rękę i rzekł: „Dzieweczko, tobie mówię, wstań!” W chwili, gdy Jezus się modlił, widziałam, jak dusza jej w postaci czarnej kuli weszła do jej ust. Podniosła oczy, wyprostowała się za ujęciem ręki przez Jezusa i wstała z łoża. Jezus oddał dziewczynkę rodzicom, którzy wśród płaczu do nóg Mu się rzucili. Potem kazał Jezus przynieść jej co do zjedzenia, a mianowicie winogron i chleba. Gdy przyniesiono co Jezus rozkazał, wskrzeszona

 

476

 

jadła i rozmawiała. Jezus napominał rodziców do wdzięczności względem Boga za takie dobrodziejstwo, do porzucenia rozkoszy światowych i czynienia pokuty, przypomniał im obowiązek wychowania wskrzeszonej dzieweczki tak, aby nie popadła w śmierć wieczną. Zganił im całe ich postępowanie i lekkomyślność, z jaką przyjęli pierwszą łaskę, skutkiem czego w tym krótkim czasie córka ich naraziła się na śmierć cięższą, bo na śmierć duszy. Wskrzeszona do życia płakała ze wzruszenia. Jezus przestrzegał ją przed wszelkim grzechem, przed pożądliwością oczu, dodając i to, że spożywszy z chleba, który był pobłogosławił, na przyszłość już więcej służyć nie powinna ciału, ale natomiast pożywać winna z chleba żywota; powinna pokutować, mieć silną wiarę, modlić się i spełniać pobożne uczynki. Słowa te wywołały w rodzicach dzieweczki zupełną przemianę. Jair przyrzekł we wszystkim być posłusznym Jego rozkazom; również żona jego wraz z wszystkimi obecnymi przyrzekli poprawę, płacząc i dziękując. Jair zupełnie przemieniony, rozdał natychmiast część swych dóbr między ubogich. Córce jego było na imię Salome. Z powodu wielkiego napływu ludzi przed dom Jaira, polecił Jezus temu ostatniemu, aby nie czyniono niepotrzebnego rozgłosu i opowiadania. Takie polecenia dawał On bardzo często uzdrowionym, a czynił to z różnych powodów. Najczęściej zaś dlatego, że zbytnie przechwalanie się i rozgłaszanie doznanej łaski przeszkadzało skupieniu duszy w rozmyślaniu miłosierdzia Bożego. On zaś życzył Sobie, by uleczeni w cichości myśleli o poprawie a nie biegali wszędzie, ciesząc się nad miarę z otrzymanego zdrowia, przez co bardzo łatwo w grzech wpaść mogli. Często nakazywał także milczenie w tym celu, by uczniów nauczyć pogardy sławy a spełniania dobrych uczynków jedynie z miłości ku Bogu; albo znowu dlatego, aby nie przysparzać ludzi ciekawych i niespokojnych, jako też, by się nie cisnęli do Niego tacy chorzy, których samo tylko pragnienie pozbycia się choroby do Niego pociągało, ale nie wiara. Wielu bowiem przychodziło tak, jakby tylko chcieli doświadczać; tacy popadali później w grzechy i chorobę, jak to miało miejsce w domu Jaira. Po tym wszystkim wyszedł Jezus wraz z pięciu uczniami tylną częścią domu, by w ten sposób ujść natłoku u drzwi. Pierwsze uleczenie w domu Jaira odbyło się za dnia, — dzisiejsze wieczorem po szabacie, przy świetle lamp. Dom Jaira leżał w północnej stronie miasta, Jezus zaś udał się w stronę północno zachodnią ku wałom. Pomimo to wyśledziło Go dwóch ślepych wraz z przewodnikami. Skoro Go tylko spostrzegli, pospieszyli za Nim, wołając: „Jezusie, Synu Dawidów, zmiłuj się nad nami!” Jezus tymczasem wszedł do jednego domu w wale, należącego do pewnego zaufanego męża, sprawującego w tej dzielnicy miasta urząd stróża. Uczniowie także tutaj niekiedy gościli, a miał ów dom także wyjście po drugiej stronie miasta. Ślepi jednakże weszli za Jezusem do domu, błagając: „Jezu, Synu Dawidów, zmiłuj się nad nami!” Wtedy Jezus, zwróciwszy się do nich, rzekł: „Wierzycie, iż Ja mogę to uczynić?” Oni odpowiedzieli: „Tak, Panie!” Wówczas wyjął z kieszeni flaszeczkę napełnioną balsamem czy oliwą, i nalał z niej trochę do małej, ciemnej i płytkiej miseczki. Następnie, trzymając ją na dłoni lewej ręki, wsypał nieco gliny, zmieszał wielkim i wskazującym palcem ręki prawej i pomazał oczy ślepych, mówiąc: „Niech się stanie według waszego pragnienia!” Wtedy owi ślepi otworzyli oczy, widząc wszystko, a upadłszy Mu do nóg, dziękowali. Jezus również i im zakazał cudu tego rozgłaszać. Uczynił to zaś obecnie dlatego, aby tłum aż tu za Nim się nie cisnął i aby Faryzeuszom nie dawać powodu do gniewu. Jednakowoż już owo wołanie ślepych o pomoc zdradziło było Jego w tej okolicy obecność, a także uzdrowieni od ślepoty rozgłaszali wszędzie szczęście, jakiego dostąpili. Tymczasem ludzie z okolicy Seforis, dalecy krewni Anny, przyprowadzili doń

 

477

 

człowieka niemego, który był od diabła opętany. Związawszy mu ręce i opasawszy sznur koło ciała, wlekli go w ten sposób, był bowiem zupełny i obrzydliwy szaleniec. Był to Faryzeusz, należący do komisji, która Jezusa śledziła, nazywał się Joas, a był jednym z owych, z którymi Jezus dyskutował w szkole leżącej między Seforis, a Nazaretem. Przed 14 dniami opętał go szatan, mianowicie wtedy, gdy Jezus wracał z Naim. Człowiek ów wbrew własnemu przekonaniu, i chcąc się tylko pochlebić innym Faryzeuszom, rzucał na Jezusa bluźnierstwa, że musi posiadać diabła, skoro krąży jak szalony po kraju. W Seforis dyskutował z nim Jezus o rozwodzie małżeńskim. Był to wielki grzesznik. Obecnie, gdy go przyprowadzono, zerwał się na Jezusa, lecz Pan, skinąwszy ręką, rozkazał szatanowi wyjść z niego. Na to drgnął cały ów opętany, a czarna para wyszła z ust jego. Potem upadł przed Jezusem na kolana wyznając swe grzechy i prosząc o przebaczenie. Jezus przebaczył mu wszystko, na pokutę zadając mu kilka dni postu i jałmużny. Miał się na dłuższy czas wstrzymać od niektórych potraw, których żydzi najwięcej używali, jak np. od czosnku. Zdumienie ogarnęło wszystkich, uważano bowiem za rzecz najtrudniejszą wypędzić niemego diabła. Faryzeusze mieli z nim już dosyć kłopotu. Gdyby go przed Jezusa nie byli przyprowadzili jego domownicy, to Faryzeusze z pewnością byliby go nigdy do Niego nie dopuścili. Najwięcej gniewało ich, że nawet jeden z ich grona szukał pomocy u Jezusa i pomoc tę znalazł, wyznając publicznie swe grzechy, w których oni także uczestniczyli. Po odejściu owego opętanego, rozeszła się w Kafarnaum wieść o tym uzdrowieniu; ludzie mówili powszechnie, że o takich cudach w Izraelu nie słyszano. Faryzeusze srożyli się jednak, mówiąc: „On wypędza szatany mocą ich księcia.” Jezus wyszedł wraz z uczniami tylnymi drzwiami domu, obszedł zachodnią część miasta, i poszedł aż do domu Piotra na przedmieściu, gdzie przepędził noc. W owych dniach dał Jezus ponownie wobec uczniów świadectwo o Janie Chrzcicielu. Jest on czysty — mówił — jak anioł, do ust jego nie weszło nigdy nic nieczystego, z ust nie wyszedł żaden grzech, żaden fałsz. A kiedy Go pytali, czy też długo jeszcze Jan żyć będzie, rzekł Jezus, że umrze, gdy czas jego przyjdzie, a ten jest już niedaleki. Tym zasmucili się uczniowie bardzo.

 

Uzdrowienie człowieka z uschłą ręką. Błogosławiony żywot, który Cię nosił

 

Gdy Jezus szedł do synagogi nauczać, obmyśliwali Faryzeusze znów złośliwą psotę. W kącie synagogi stał człowiek z uschłą ręką, który nie miał odwagi zjawić się przed Jezusem, a teraz w dodatku obawiał się i obecnych tu Faryzeuszów. Faryzeusze zarzucali Jezusowi, jak może z takimi ludźmi, jak celnik Mateusz, przestawać, a Jezus odpowiedział na to, że przybył na ziemię dla nawracania i pociechy grzeszników, a Faryzeuszów wcale za uczniów użyć nie może. Wtedy rzekli mu szyderczo: „Nauczycielu! oto tu jest jeszcze jeden, może i jego także zechcesz uzdrowić?” Na to Jezus zawezwał owego z uschłą ręką, i postawiwszy go w środku synagogi, rzekł: „Grzechy twoje są ci odpuszczone!” Faryzeusze, którzy tym człowiekiem pogardzali, gdyż nie miał u nich dobrej sławy, rzekli: „Uschła ręka jednak mu nie przeszkadzała do grzeszenia.” Wówczas Jezus ujął jego rękę, wyprostował jej palce i rzekł: „Władaj twą ręką!” Na te słowa wyciągnął ów człowiek rękę, zupełnie uzdrowiony, i podziękowawszy, odszedł. Jezus zaś, biorąc go w obronę przeciw oszczerstwom Faryzeuszów, okazał dlań współczucie i nazywał go człowiekiem dobrego serca. Faryzeusze, zawstydzeni i pełni jadu, nazywali Jezusa gwałcicielem szabatu i odeszli. W bliskości synagogi znajdowali się Herodianie i z nimi to porozumiewali się Faryzeusze, w jaki by sposób podczas świąt w

 

478

 

Jerozolimie na Jezusa się zasadzić. Gdy Jezus następnie w domu Piotra przemawiał do ludu, była między innymi niewiastami także Lea, bratowa owej uzdrowionej z krwotoku Enui. Mąż jej był Faryzeuszem i przeciwnikiem Jezusa; ale ona była poruszoną przez Jego naukę. Widziałam, że z początku spokojnie i przygnębiona chodziła tu i ówdzie wśród ludu, jakby kogo szukała. Była to jednak wewnętrzna siła, która ją nakłaniała do okazania jawnie czci Jezusowi. Wtem nadeszła także Matka Jezusowa wraz z innymi niewiastami; były to: Marta, Zuzanna Jerozolimska, Samarytanka Dina i Zuzanna Alfeuszowa, córka Marii Kleofasowej i siostra apostołów. Dochodziła już może lat 30, miała dorastające dzieci, a mąż jej żył w Nazarecie, i stąd to właśnie niewiasty zabrały ją z sobą. Zuzanna Kleofasowa chciała przyłączyć się do grona niewiast zajętych usługiwaniem. Maryja poszła z niewiastami na podwórze, stanąwszy koło miejsca, gdzie nauczał Jezus. W nauce Swej zarzucał Faryzeuszom ich chytrość i nieczystość, a ponieważ mowę przeplatał nauką, o 8 błogosławieństwach, przeto rzekł właśnie teraz: „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądają!” Lea, zobaczywszy Maryję, nie mogła już powstrzymać wybuchu radości, i upojona zachwytem, zawołała wśród ludu: „Błogosławieńszy (tak na pewno zrozumiałam), błogosławieńszy żywot, który Cię nosił i piersi, któreś ssał!” Wtem Jezus, spojrzawszy na nią spokojnie, zawołał: „Tak, błogosławieni, którzy słuchają Słowa Bożego i go strzegą!” — i nauczał dalej. Następnie zbliżyła się Lea do Maryi, a pozdrowiwszy ją, rozpoczęła mowę o uzdrowieniu Enui i że jest gotowa oddać swoje mienie na rzecz gminy, aby tylko Maryja wstawiła się do Syna Swego, żeby nawrócił jej męża. — Był nim Faryzeusz z Paneas. Maryja rozmawiała z nią całkiem po cichu i nic nie wiedziała o jej radosnym wykrzyku; potem odeszła z innymi niewiastami. Maryję zdobi prostota nie do opisania. Jezus nie wyróżniał Jej nigdy ponad innych ludzi, chyba tylko tym, że Ją otaczał czcią. Nie wdawała się z nikim, jak tylko z chorymi i prostaczkami; zdobiła Ją zawsze pokora, niewypowiedziana cichość i prostota. Wszyscy, nawet nieprzyjaciele Jezusa, oddają Jej cześć, a przecież nie lgnie do nikogo, przywiązana do ciszy i samotności. Następnie znajdował się Jezus w przystani Piotrowej, gdzie przed wielką rzeszą ludu nauczał w przypowieściach o królestwie Bożym. Uczył również i ze Swojej łodzi na morzu. Gdy pewien uczony w Piśmie, imieniem Sarazet, oświadczył gotowość, że pójdzie wszędy za Nim, wtedy Jezus rzekł i jemu: „Lisy mają nory itd.” Był to przyszły mąż Salomy, córki Jaira, i oboje przystali po śmierci Jezusa do gminy chrześcijańskiej. Prócz tego uczonego przyszło do Jezusa jeszcze dwóch innych, którzy przez długi czas towarzyszyli Mu jako uczniowie. Jeden z nich rzekł do Jezusa, ażeby przecież już raz wziął w posiadanie Swoje królestwo, wszak dostatecznie Swe już posłannictwo udowodnił; czyż nie zechce zasiąść na stolicy Dawida? Gdy mu zaś Jezus to wytłumaczył i polecił iść za Sobą, wtedy on rzekł, że musi się wpierw w domu pożegnać. A Jezus mu na to: „Kto przyłoży rękę do pługa itd.” Trzeci z nich, który już w Seforis przystał do Jezusa, rzekł, że musi jeszcze ojca pogrzebać. Na to rzekł Jezus: „Niechaj umarli grzebią swych umarłych.” Ale miało to inne znaczenie; albowiem ojciec jego nie był jeszcze umarł; był to przyjęty zwrot mowy na oznaczenie podziału majątku i zabezpieczenie ojca. Noc przepędził Jezus pod namiotem, na górze Chorazin na modlitwie w towarzystwie kilku uczniów. Rano zeszli się także inni uczniowie na kazanie mające się odbyć. Podczas kazania objaśniał Jezus czwarte błogosławieństwo i tekst z Izajasza: „Oto sługa, którego wybrałem, Mój ulubiony, w którym upodobała Sobie dusza Moja! Spuszczę nań ducha Mego i on ogłosi sąd narodom.” Słuchaczów było mnóstwo, między nimi z okolicznych twierdz gromadka rzymskich żołnierzy. Wysłano ich tu, by wysłuchawszy nauki Jezusa i zbadawszy, co zacz, zdali z tego sprawę. Z Galii bowiem i z innych prowincji wysyłano do Rzymu z zapytaniami, co to za prorok powstał w Judei, kraju podwładnym Rzymianom; władze rzymskie wystosowały więc odpowiednie zapytania do dowódców w Judei, a ci wysłali na zwiady żołnierzy. Wszystkich było tu około stu. Obrali sobie dobre miejsce, by dokładnie widzie i słyszeć. Po nauce zeszedł Jezus z uczniami z góry w dolinę ku południu; było tu źródło przy którymi pomocne niewiasty przygotowały chleb i ryby, Tłumy rozsiadły się na stoku góry. Wielu z nich jednak nie miało ze sobą żadnych zapasów, więc niektórzy, zebrawszy się na odwagę,

 

479

 

posłali do uczniów po żywność. Kosze z chlebem i rybami stały na tarasie. Jezus pobłogosławił je i przy pomocy uczniów rozdzielał proszącym. Zdawało się, że ani mowy niema, aby to wystarczyło; wszyscy jednak otrzymali tyle, ile im było potrzeba. To też mówili jeden do drugiego: „wszystko mnoży się w Jego rękach!” Rzymscy żołnierze prosili także o ów pobłogosławiony chleb, by posłać go jako znak i dowód do Rzymu, i tym utwierdzić, co widzieli i słyszeli. Jezus kazał im jednak dać z tego, co będzie zbywać; a że po rozdzieleniu zostało jeszcze dość chlebów, każdy więc ze starszyzny dostał nieco, którzy zabrali to z sobą do domu.

 

Jezus w Magdala i Gergeza. Wpędza szatanów w wieprze

 

W przerwach w czasie publicznego nauczania i uzdrawiania przygotowywał Jezus skrzętnie Apostołów i uczniów do przyszłego ich zawodu, ilekroć tylko znalazł się z nimi sam na sam. I teraz ustawił dwunastu Apostołów na samotnym placu nad jeziorem w tym porządku, w jakim wymienieni są w ewangelii i udzielał im mocy uzdrawiania i wypędzania złych duchów, dołączając Swe błogosławieństwo; uczniom zaś dał władzę chrzczenia i wkładania rąk. Miał przy tym do nich wzruszającą przemowę, obiecując im, że nigdy ich nie opuści i wszystkie losy z nimi dzielić będzie. Wszyscy płakali; Jezus był także bardzo wzruszony. Przy końcu rzekł, że wiele jeszcze pozostaje do załatwienia, poczym, uskuteczniwszy wszystko, pójdą do Jerozolimy, bo zbliża się czas wypełnienia obietnicy. Uniesieni zapałem, przyrzekli Apostołowie i uczniowie czynić wszystko co rozkaże, i zawsze pozostać Mu wiernymi, na co przepowiedział im Jezus, że nadejdą jeszcze smutne, ciężkie chwile i nawet między nimi zło się pokaże; miał tu na myśli Judasza. Tak rozmawiając, przybyli do miejsca, gdzie były łodzie. Jezus wsiadł do łodzi z 12 Apostołami i pięciu uczniami, między którymi był Saturnin, i kazał płynąć wzdłuż wschodniego brzegu jeziora. Minąwszy Hippos, wylądowali w pobliżu niewielkiej miejscowości Magdala. Magdala leży tuż nad jeziorem po północnej stronie dzikiego jaru, do którego spływa woda z bagien, położonych wyżej koło Gergezy. Miejscowość ta leży tuż pod stromą wyniosłością, tak, że tylko w południe i wieczór słońce tam trochę zagląda. Ziemia, szczególnie w pobliskiej kotlinie, jest bagnista, a częste mgły zanieczyszczają powietrze. Jezus nie poszedł zaraz do osady. Piotr zatrzymał łódkę na mieliźnie, połączonej mostem z lądem stałym. Zaledwie wyszli na brzeg, nadbiegło kilku opętanych, krzycząc na Jezusa: „Czego chcesz od nas? pozostaw nas w spokoju?” A przecież sami dobrowolnie tu przyszli. Jezus uwolnił ich od złego ducha, a oni, podziękowawszy Mu, wrócili do osady. Wkrótce nadeszli ludzie z innymi opętanymi. Piotr, Andrzej, Jan, Jakub i jego siostrzeńcy udali się do osady i tu uzdrawiali chorych i opętanych, i po raz pierwszy tu spotykane niewiasty, cierpiące na konwulsje. Czynili to w Imię Jezusa z Nazaretu, a niektórzy dodawali formułkę: „któremu posłuszne są wichry morskie.” Niektórzy uzdrowieni szli zaraz do Jezusa i słuchali Jego upomnień i nauki. Jezus tłumaczył mieszkańcom i uczniom, że dlatego jest tu tylu opętanych, bo ludzie zanadto ulegają swym namiętnościom i zbyt są przywiązani do rzeczy doczesnych. Wielu opętanych było z Gergezy, położonej na górze o godzinę drogi na wschód. Włóczyli się wciąż po okolicy, kryjąc się w grotach i dołach. — O zmierzchu jeszcze uzdrawiał Jezus, poczym przenocował z uczniami na łodzi. Z okolicy Gergezy, mającej około cztery godziny drogi w obwodzie, nie stawił się był nikt na naukę Jezusa na górze. Na drugi dzień wszedł Jezus na wyżynę; tu zastąpiło Mu drogę dwóch opętanych młodzieńców żydowskich z Gergezy. Choroba nie owładnęła jeszcze nimi całkiem, ale już mieli czasami napady, a nie mając spokoju, włóczyli się bez przestanku po

 

480

 

okolicy. Gdy jeszcze byli zdrowi, a Jezus raz tędy przechodził idąc z Tarychei przez Jordan, prosili Go, by ich przyjął za uczniów, lecz Jezus odmówił im. Teraz, gdy Jezus uwolnił ich od złego ducha, prosili znów o to, dodając, że nie byliby popadli w takie nieszczęście, gdyby już wtenczas był ich przyjął za uczniów. Jezus jednak znowu im odmówił, upominał ich do poprawy, a potem kazał im wrócić do domu i oznajmić, w jaki sposób doznali uzdrowienia. Radzi nie radzi odeszli. Idąc dalej, nauczał Jezus przy domach i szałasach pasterskich; tu nieraz się trafiało, że z za krzaków lub pagórków wypadali ku Niemu opętani i obłąkani, wymachiwali rękoma i wrzeszczeli, by nie szedł tu i pozostawił ich w spokoju. Jezus wtedy przywoływał ich rozkazem do Siebie i uwalniał od złego ducha, przy czym niektórzy z nich wołali, by nie wpędzał ich w przepaść. Niektórzy z Apostołów uzdrawiali chorych w okolicy przez wkładanie rąk, przy czym wzywali ludzi na naukę Jezusa, mającą się odbyć na górze na południe od Magdali. Na tę naukę zeszły się wielkie, tłumy ludu. Jezus napominał ich do pokuty, mówił o bliskości królestwa Bożego i ganił ich przywiązanie do rzeczy doczesnych. Mówiąc o wartości duszy, wzywał ich, by poznali, że Bogu przecież więcej zależy na duszy, niż na wielkich, doczesnych bogactwach ludzi. Odnosiło się to do owej ogromnej trzody wieprzów, które wkrótce miały zginąć w jeziorze z dopuszczenia Jezusa; mieszkańcy bowiem Gergezy znowu zapraszali Jezusa do siebie. Jezus zaś rzekł im, że jeszcze przyjdzie do nich i że przyjście Jego nie bardzo będzie im pożądane. Prosili Go też, by nie szedł na wyżynę przez jar, bo błąkają się tam dwaj szalejący opętani, których nie można skrępować, bo już nieraz zerwali łańcuchy i niejednego już udusili. Jezus odrzekł na to, że właśnie z powodu nich pójdzie tamtędy, jeśli będzie pora, bo przysłany jest tu dla nieszczęśliwych. Przy tej sposobności powiedział także ów tekst,*) w którym mówi ewangelista, że gdyby mieszkańcy Sodomy i Gomory widzieli i słyszeli te rzeczy, jakie się dzieją tu w Galilei, to z pewnością byliby się nawrócili. Gdy Jezus zabierał się już do odejścia, prosili Go bardzo słuchacze, by jeszcze został dłużej, bo nigdy nie słyszeli tak miłej nauki i zdaje im się, jakoby słońce poranne oświeciło ich ponurą, mglistą ziemię. Przestrzegali Go przy tym, że już noc zapada. Na to odrzekł im Jezus w porównaniu, że On sam nie lęka się nocy, ale oni powinni się lękać pozostać w wiecznej ciemności w czasie, gdy właśnie światło Słowa Bożego pojawiło się między nimi. Poczym wsiadł Jezus z uczniami na łódź. Z początku płynęli, jak gdyby chcieli przeprawić się do Tyberiady, lecz później nawrócili ku wschodowi, zatrzymali łódź prawie przy brzegu, o godzinę drogi na południe od wąwozu i pokładli się w łodzi na spoczynek. Magdala jest to nieznaczna miejscowość, mniejsza od Betsaidy, o tyle dogodna, że jest tu przystań dla rybaków. Mieszkańcy otrzymują zarobek z Hippos, gdzie kwitnie przemysł i handel. Obok Gergezy poprowadzony jest publiczny gościniec, wiodący w dół do Hippos. Być w granicach Magdali jest to samo, co być w granicach Dalmanuty, miasta leżącego z drugiej strony jaru, o kilka godzin drogi stąd. Wyszedłszy następnego ranka na brzeg, uzdrowił Jezus znowu przez włożenie rąk wielu opętanych. Ludzie tutejsi sami oddawali się w moc szatana, bo od dawien dawna trudnili się czarnoksięstwem. W jarze i na górach rośnie tu obficie pewne zioło, które oni zbierali i namiętnie je spożywali, gdyż miało tę własność, że upajało jak opium i do tego wprawiało w konwulsje. Inne znów zioło służyło jako przeciwdziałające, ale od pewnego czasu nie chciało skutkować; że zaś nie wyrzekli się spożywania tamtego, więc też popadli w największą nędzę. Ziemia Gergezeńczyków był to szmat kraju, długi na 4 do 5 godzin, a szeroki na pół godziny drogi. Zjednoczyła ich ściśle wspólność charakterów i wypadków dziejowych; wartość ich moralna, ogółem wziąwszy, bardzo licha. Ziemia Gergezeńczyków ciągnie się od jaru między Dalmanutą i Magdalą, który stanowi

 

481

 

jej kraniec południowy, a liczy na swym obszarze wraz z Gergezą i Gerazą dziesięć miasteczek, rozrzuconych rzędem wzdłuż na całej przestrzeni. Łącznie z okolicą Chorazin otacza ziemia Gergezeńczyków jakby pierścieniem kraj Zin i wielki pusty obszar. Granicę Gergezeńczyków od wschodu stanowi długie pasmo górskie, na którego południowym końcu leży twierdza Gamala; od południa jest granicą jar, od zachodu nadbrzeżna dolina jeziora. Tu leżały miasta Dalmanuta, Magdala i Hippos, te jednak nie należały już do Gergezeńczyków, jak również całe nadbrzeże poza jarem na południe od Magdali. Z północnej strony rozciąga się ziemia Chorazin. Okręgu 10ciu miasteczek nie trzeba stawiać na równi z okręgiem dziesięciu miast; ten ostatni jest o wiele rozleglejszy i leży zupełnie oddzielnie. Za czasów walk Gedeona z Madianitami stali mieszkańcy tych dziesięciu miasteczek po stronie pogan i od tego też czasu wzięli tutaj poganie przewagę i uciskali coraz więcej żydów, wypasając ku wielkiemu ich zgorszeniu i zgryzocie na północnych stokach jaru nad bagnami ogromne trzody wieprzów, po kilka tysięcy sztuk liczące. Trzód tych strzegło około stu pogańskich pasterzy i pastuszków. Wspomniane bagno leży o trzy kwadranse drogi od Gergezy u stóp wzgórz gamalskich; powstało zaś sztucznie w ten sposób, że tuż nad stokiem jaru zbudowano z belek tamę i w ten sposób zatrzymano wodę potoku, płynącego w tę stronę. Z bagna odpływa woda przez jar do morza Galilejskiego. W koło bagna i na stokach jaru rosną nadzwyczaj grube dęby. Ziemia nie bardzo jest urodzajna i gdzie niegdzie tylko na słonecznych miejscach uprawiają wino. Rośnie tu rodzaj trzciny cukrowej, którą rozsyłają w stanie surowym. Nie tyle bałwochwalstwo oddawało tutejszych mieszkańców w moc szatana, o ile gorliwe uprawianie czarnoksięstwa. W samej Gergezie i w okolicznych miejscowościach roiło się od czarnoksiężników, którzy, otoczeni rojem kotów, psów, ropuch, żab i innych płazów, uprawiali swoje niecne rzemiosło. Wywoływali te zwierzęta, lub też prawdopodobnie sami się w nie przemieniali, by ranić lub zabijać ludzi i dobytek. Jak wilki żarłoczne wyrządzali szkody ludziom, mścili się zawzięcie na tych, ku którym żywili nienawiść, wywoływali zaklęciami nagłe burze i huragany na jeziorze. Wiedźmy przyrządzały czarodziejskie napoje. Tak postępując, popadli zupełnie w moc szatana, i dlatego było tu tyle opętanych, szaleńców i cierpiących na konwulsje. Około dziesiątej godziny z rana popłynął Jezus z kilku, uczniami czółnem w górę potoku, płynącego przez jar; wybrał tę drogę, bo bliżej było tędy, niż pieszo ścieżkami. Upłynąwszy kawałek, wysiedli i Jezus poszedł naprzód w górę północnym stokiem jaru, a za Nim udali się uczniowie i wkrótce się z Nim złączyli. Nie doszli jeszcze na wierzch, gdy naraz pokazało się owych dwóch opętanych szaleńców. Za zbliżeniem się Jezusa wpadli w szał, i jużto kryjąc się w dołach, jużto wypadając z ukrycia, miotali na przybyłych trupie kości, wrzeszcząc przy tym przeraźliwie. Nie uciekali jednak, lecz jakby pchani jakąś tajemną siłą, coraz więcej się przybliżali, a kryjąc się za krzaki i głazy, wystawiali głowy i wykrzykiwali: „Mocy! Potęgi, przybywajcie na pomoc! Oto zbliża się silniejszy od nas!” Wtedy Jezus wyciągnął ku nim rękę i rozkazał im położyć się na ziemię. Opętani upadli natychmiast plackiem na twarz, a podniósłszy nieco głowy, wołali: „Jezusie! Synu Boga najwyższego! Co nam i Tobie? Dlaczego przyszedłeś tu, przedwcześnie nas dręczyć. Zaklinamy Cię na Boga, nie dręcz nas!” Jezus przystąpił do nich z uczniami, a oni zaczęli trząść się i drżeć straszliwie na całym ciele. Na polecenie Jezusa podali im uczniowie do okrycia się szale, służące do zawijania głowy, które mieli na szyi. Jezus rozkazał opętanym okryć się w nie. Ci spełnili zaraz rozkaz, choć widocznie wbrew swej woli, otulili się starannie, drżąc wciąż i trzęsąc się kurczowo, poczym powstali, prosząc Jezusa, by ich nie dręczył. Jezus zapytał wtedy: „Ilu was jest?” a oni odrzekli: „Pułk.” Przez usta opętanych

 

482

 

przemawiały złe duchy wciąż w liczbie mnogiej, bo — jak mówiły — niezliczone są namiętności tych grzeszników. Tym razem powiedział szatan prawdę, gdyż już od siedemnastu lat oddawali się ludzie ci czarnoksięstwu i żyli pod władzą diabelską; od dawna już mieli od czasu do czasu takie napady, a od dwóch lat błądzili tu jak szaleńcy po pustyni. Oddani tak długo czarnoksięstwu, nie mogli się teraz wydobyć z więzów grzechowych. Nieopodal na miejscu, wystawionym na działanie słońca, była winnica. Stała tu wielka, ciosana kadź, spojona łatami, wysoka prawie na chłopa, a tak szeroka, że mogło się w niej pomieścić około 200 ludzi. W niej to wytłaczali Gergezeńczycy owe oszołamiające zioła, zmieszane z winogronami. Wytłoczony sok spływał w mniejsze koryta, skąd ściągano go w wielkie, gliniane naczynia o wąskich szyjkach i zakopywano je w winnicy w ziemię. Tak przyrządzonego soku używali, by popadać w szatańskie halucynacje i z tego też dostawali takich napadów szału. Ziele, do tego używane, była to roślina dorastająca wysokości ramienia, opatrzona, jak rozchodnik mnóstwem zielonych, tłustych liści, zakończona zaś wypukłością. Sok wyciskano na wolnym powietrzu z powodu odurzającej woni, jaką ziele wydawało; podczas roboty jednak rozpinano nad kadzią namiot. Właśnie teraz nadeszli prasownicy, by zabrać się do roboty. Wtem rozkazał Jezus opętanym, a właściwie pułkowi diabłów, w nich się znajdujących, przewrócić ową kadź. Ci pochwycili natychmiast ogromną kadź, pełną soku i leciutko wywrócili ją tak, że wszystko się wylało, co widząc robotnicy, z krzykiem uciekli. Uczniowie także przestraszyli się bardzo. Opętani powrócili z drżeniem do Jezusa, a szatani krzyczeli przez ich usta: „Nie wtrącaj nas w przepaść! nie wypędzaj nas z tej okolicy, a ostatecznie dozwól nam wejść w te wieprze.” I rzekł Jezus: „Wejdźcie w nie!” Na te słowa upadli opętani na ziemię, drgając konwulsyjnie, a z ciał ich miotała się cała chmura, rojąca się od owadów, ropuch, robactwa, a szczególnie niedźwiadków. Za parę chwil rozległy się wśród trzody wieprzów skrzeki i kwiki; słychać było krzyki i nawoływania pasterzy. Wkrótce cała trzoda, licząca kilka tysięcy sztuk, wypadła ze swych legowisk i na oślep popędziła w dół jaru, łamiąc krzaki po drodze. Słychać było tylko wrzaski zwierząt i huk jakby podczas burzy. Nie stało się to jednak w kilku minutach, jak się to opowiada, ale zabrało kilka godzin czasu. Wieprze uganiały długo na wszystkie strony, miotały się jak szalone i gryzły; wiele z nich powpadało w bagno i te porwał w dół bystry prąd wody, reszta jednak pognała ku jezioru. Uczniowie nie byli z tego zadowoleni, bo mniemali, że przez to zanieczyści się woda, na której uprawiają rybołówstwo, a zarazem i ryby. Jezus, odgadując ich myśli, rozproszył te obawy, mówiąc, że wieprze nie wpadną w jezioro, tylko w wir, znajdujący się na końcu jaru. Był to rodzaj stojącego bagniska, oddzielonego od jeziora ławicą piasku czy też rafą, porosłą trzciną i krzakami. Czasem przy wysokim stanie wody, ławica była zalana. Woda dopływała tu z jeziora, lecz z powrotem stąd nie odpływała. Bagnisko było głębokie, bezdenne, a pod cichym zwierciadłem wody ukrywały się zdradliwe wiry. W tę to otchłań rzuciła się cała trzoda wieprzów. Pasterze biegli początkowo za wieprzami, lecz widząc, że to na nic się nie zda, przybliżyli się do Jezusa; ujrzawszy uzdrowionych opętanych i dowiedziawszy się, jak do tego przyszło, zaczęli na nowo biadać nad szkodą. Jezus przerwał ich żale, mówiąc, że więcej znaczy dobro tych dusz, niż wieprze całego świata; poczym kazał im iść do miasta i powiedzieć właścicielom trzód, że wygnał z ludzi diabłów, których sprowadziła tu bezbożność krajowców i wpędził ich w wieprze. Uzdrowionych opętanych wysłał do domu przyodziać się, a sam poszedł z uczniami zwolna ku Gergezie. Wielu pasterzy dało już o wszystkim znać w mieście, toteż ze wszystkich stron zbiegali się ludzie. Przed miastem oczekiwali na Jezusa uzdrowieni wczoraj ludzie z Magdali, dalej dwaj żydowscy młodzieńcy,

 

483

 

uzdrowieni wczoraj, i prawie cała żydowska ludność Gergezy. Wkrótce nadeszli obaj uzdrowieni dopiero opętani, przystojnie odziani i przysłuchiwali się nauce Jezusa; byli to poganie tutejsi ze znakomitego rodu, spokrewnieni z pogańskimi kapłanami. Robotnicy z winnicy rozszerzyli już także w mieście wieść o przewróceniu kadzi przez opętanych i powstałej stąd szkodzie. Przyczyniło się to do tym większego zamieszania i rozruchu, gdyż wielu biegło za wieprzami popatrzeć, czy nie da się jeszcze co uratować, inni biegli do winnicy popatrzeć na kadź; takie zamieszanie trwało aż do nocy. Na wzgórku o pół godziny drogi od miasta miał Jezus naukę. Zwierzchnicy miasta i kapłani pogańskich bożków usiłowali odwieść lud od Niego, rozgłaszając, że Jezus jest potężnym czarownikiem, od którego zagraża im wielkie niebezpieczeństwo. Wreszcie, naradziwszy się, wysłali delegację do Jezusa. Wysłańcy, przecisnąwszy się do Niego prosili, by nie zatrzymywał się tu i nie wyrządzał jeszcze większej szkody; mówili, że uznają Go za wielkiego maga, lecz proszą, by ustąpił z ich granic. Narzekali przy tym bardzo z powodu utraty świń i wylania płynu czarnoksięskiego; jakże się zdziwili i przestraszyli, gdy między słuchaczami ujrzeli u stóp Jezusa obu opętanych, uzdrowionych już i przystojnie odzianych. Na żale ich rzekł Jezus: „Nie troszczcie się, nie będę zbyt długo wam uciążliwym. Przybyłem tu jedynie dla tych biednych opętanych i chorych. Wiem dobrze, że nieczyste świnie i szkodliwe napoje więcej mają w oczach waszych wartości, niż dobro tych dusz; nie tak jednak sądzi Ojciec niebieski, który dał Mi władzę uratować tych biednych ludzi, a zatracić wieprze.” — Następnie wytykał im wszystkie ich ohydne występki, grzeszne oddawanie się czarnoksięstwu, lichwę i służenie diabłu, nawoływał ich do pokuty i chrztu, ofiarując im zbawienie. Umysły ich jednak wciąż zajmowała szkoda, wynikła z utraty wieprzów; trwali więc, przy swym uporczywym, a na poły bojaźliwym żądaniu, by Jezus stąd odszedł. Spełniwszy poselstwo powrócili do miasta. Judasz Iskariot okazywał się tu nadzwyczaj czynnym i ruchliwym, bo znajome mu były dobrze te strony. Za czasów swej młodości, gdy umknął od dobroczyńców, którzy go tajemnie wychowali, mieszkał tu przez jakiś czas wraz z matką; obaj opętani byli to jego dobrzy znajomi i towarzysze młodości. Żydzi bardzo się radowali w duchu ze szkody, jaką ponieśli poganie przez utratę wieprzów, bo też poganie uciskali ich bardzo, a zresztą jako żydzi gorszyli się hodowaniem tylu świń. Nie wszyscy jednak tak myśleli, gdyż wielu żydów tutejszych zmieszało się już przez małżeństwa z poganami i umaczali ręce w ich zabobonnych praktykach. Wszystkich uzdrowionych wczoraj i dzisiaj, jak również obu uzdrowionych opętanych ochrzcili uczniowie, co ich bardzo wzruszyło i zmieniło wewnętrznie. Do chrztu używali apostołowie wody, przyniesionej z sobą w miechu. Ludzie klękali w koło nich, a oni czerpali wodę z naczynia, trzymanego w ręce, i chrzcili po trzech naraz, pokrapiając trzykrotnie wodą. Zaraz po chrzcie prosili Jezusa dwaj żydowscy młodzieńcy i obaj uzdrowieni opętani, by mogli pozostać przy Nim, jako Jego uczniowie. Tym ostatnim rzekł Jezus, że da im pewien urząd. Mieli mianowicie obchodzić dziesięć miasteczek Gergezeńczyków, wszystkim się pokazywać i wszędzie opowiadać, co ich spotkało, co widzieli i słyszeli, nawoływać ludzi do pokuty i chrztu i odsyłać chętnych do Jezusa. W tym nie mają się dać wstrzymać żadną przeszkodą, choćby nawet kamieniami za nimi rzucano. Jeśli wypełnią należycie to polecenie, otrzymają za to dar proroctwa. Także mieli na przyszłość zawsze wiedzieć, gdzie się znajduje Jezus, i odsyłać do Niego ludzi, pragnących słuchać Jego nauki. Przy tym dał im Jezus moc wkładania rąk na chorych i uzdrawiania ich. Powiedziawszy im to, pobłogosławił

 

484

 

ich Jezus, a oni zaczęli zaraz następnego dnia spełniać swe posłannictwo; później zostali wliczeni w poczet uczniów. Wieczorem poszedł Jezus z uczniami do przełożonego synagogi; przedtem jednak przyszli do tegoż zwierzchnicy miasta i zażądali, by usunął stąd Jezusa, w przeciwnym bowiem razie będzie odpowiedzialnym za wszystkie szkody, jakie miasto przez Jezusa poniesie. Wkrótce też opuścił Jezus miasto i zatrzymał się z uczniami na nocleg w szałasie pasterskim. Tu wyjaśnił uczniom, dlaczego dopuścił szatanom przewrócić kadź i wejść w wieprze. Chciał przekonać tych pysznych pogan, że jest prawdziwym prorokiem żydów, których oni tak brutalnie uciskali i wyszydzali. Dotknął utratą wieprzów tylu pogan naraz, bo chciał zwrócić ich uwagę na niebezpieczeństwo, grożące ich duszom, obudzić z uśpienia ten gnuśny naród, zagrzebany w kale występków i pobudzić ich do przyjęcia nauki. Dozwolił zaś wylać napój czarodziejski, bo w nim tkwiło główne źródło grzechów i opętania tych ludzi. Na drugi dzień zebrała się znowu wielka rzesza ludu koło Jezusa; cuda Jego rozgłosiły się już po całej okolicy. Nowo nawróceni żydzi chcą Gergezę na zawsze opuścić. Apostołowie, uzdrawiający tymczasem chorych w okolicy, przybyli wraz z uzdrowionymi także na naukę Jezusa. Między przybyłymi były i niewiasty i te przyniosły w koszykach żywność dla apostołów. Raz powstał ścisk wokoło Jezusa i wtedy przybliżyła się doń pewna kobieta z Magdali, cierpiąca na krwotok. Zwykle nie mogła chodzić, teraz jednak mocą wiary zebrała wszystkie siły, przyczołgała się z tyłu do Jezusa, ucałowała kraj Jego szaty i w jednej chwili wyzdrowiała. Jezus nauczał jeszcze chwilę, poczym zapytał: „Uzdrowiłem kogoś, kto to jest?” Niewiasta przybliżyła się do Niego i podziękowała pokornie za uzdrowienie. Słyszała była przedtem o uzdrowieniu Enui i dlatego postanowiła tak samo postąpić. Wieczorem, wziąwszy uczniów i dwóch żydowskich młodzieńców, opuścił Jezus Gergezę, opłynął jeziorem Magdalę i wysiadł na ląd na północ od Hippos, które nie leży tuż nad jeziorem, lecz nieco dalej na wyżynie. Na noc zagościł Jezus z uczniami do szałasu pasterskiego. Tu wspominał Jezus uczniom, że wkrótce nadejdą urodziny Heroda i że trzeba będzie udać się do Jerozolimy. Uczniowie odradzali Mu, tłumacząc, że niezadługo nadejdzie Wielkanoc, więc i tak trzeba będzie tam być. Jezus jednak trwał przy Swoim zamiarze, dodając, że podczas uroczystości nie będzie się pojawiał publicznie. Młodzieńcy gergezeńscy prosili Go tu jeszcze raz, by wziął ich z sobą. Jezus jednak dał im inne posłannictwo; polecił im mianowicie obchodzić dziesięć miast od Kedar aż do Paneas i głosić żydom, co widzieli i słyszeli. Na drogę dał im błogosławieństwo i podobną obietnicę, jak tamtym. Jeśliby mianowicie sprawowali dobrze ten urząd, mieli otrzymać ducha prorockiego, iż będą wiedzieć, gdzie Jezus przebywa, i w Jego imieniu będą mogli uzdrawiać chorych i głosić sąd i karę za grzechy. Lecz jak u tamtych tak i u tych obietnica ta odnosiła się do czasu późniejszego. Podobnie i tamci mieli głosić Imię Jego w dziesięciu miasteczkach gergezeńskich, a potem poganom w Dekapolis. Młodzieńcy zaraz odeszli, a Jezus tymczasem kazał popłynąć uczniom do Betsaidy, sam zaś mimo ich próśb pozostał i poszedł brzegiem na pustkowie, by się tam modlić. Droga wiodła tam wśród zwalistych stromych skał. Niektóre z tych skał przybierały w mroku nocnym pozór olbrzymich strasznych postaci ludzkich. Noc już zapadła. Uczniowie znajdowali się właśnie z łodzią na środku jeziora, a że wiatr dął przeciwny, więc bardzo im było ciężko wiosłować. Wtem ujrzałam na falach Jezusa. Szedł lekko jakby po gładkiej drodze, a znajdował się prawie naprzeciw Tyberiady, w sporym oddaleniu na wschód od łodzi. Gdy mijał łódź, dojrzeli Go i uczniowie; zlękli się bardzo, niepewni, czy to On sam, czy jego duch, i zdjęci trwogą głośno krzyknęli. — „Nie bójcie się! — rzekł Jezus — Jam jest!”

 

485

 

Uspokoili się nieco uczniowie, a Piotr rzekł: „Panie! jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do Siebie po wodzie i Jezus rzekł mu: „Chodź!” Piotr wyszedł natychmiast z łodzi po drabince i szedł po wzburzonych falach ku Jezusowi, jakby po równej ziemi. Zdawało mi się, że unosi się ponad wodą, bo nie przeszkadzały mu nic rozkołysane fale. Przeszedł tak kawałek, lecz wkrótce dziwnym mu się to zaczęło wydawać, zapomniał o słowie Jezusa, a zwrócił uwagę na wiatr i wzburzone fale; zaraz też zaczął zanurzać się w wodę, więc krzyknąwszy w trwodze: „Panie! ratuj mnie!” wyciągnął rękę do Jezusa, bo woda sięgała mu już do piersi. Jezus przybliżył się doń, ujął go za rękę i rzekł: „Człowieku małej wiary! dlaczego wątpisz?” Przyprowadziwszy go do łodzi, wsiadł z nim razem i zganił jego, jak i innych, za niepotrzebną obawę. Wiatr ustał natychmiast i spokojnie przypłynęli do Betsaidy. Przy brzegu spuszczono schody i wszyscy wysiedli na ląd.

 

Jezus uzdrawia w Betsaidzie i przybywa znowu do Kafarnaum

 

Zaledwie się Jezus w Betsaidzie pojawił, a już zabiegli Mu z krzykiem drogę dwaj ślepi, którzy na przekór przysłowiu prowadzili się wzajemnie. Jezus uzdrowił ich, a potem uzdrawiał chromych i niemych. Gdziekolwiek się Jezus pokazał, cisnął się do Niego lud, przyprowadzając chorych. Wielu się Go tylko dotykało i zaraz odzyskiwali zdrowie. Oczekiwano wszędzie na Niego, bo wiedziano, że będzie tędy wracał przed szabatem. Zdarzenie opętanych i wieprzów rozgłosiło się wszędzie, wywołując ogólne wrażenie i podziw. — Część uczniów chrzciła uzdrowionych koło domu Piotra. Widząc wreszcie uczniowie, że tłumy nie dają Jezusowi czasu do wytchnienia, poszli doń sami i starali się go nakłonić, by posilił się i trochę wypoczął. W dalszej drodze do Kafarnaum zabiegł Jezusowi drogę pewien niemy i ślepy opętany. Jezus uzdrowił go natychmiast, uzdrowienie to wywołało niezwykły podziw. Już przy zbliżaniu się do Jezusa, odzyskał ów człowiek mowę i zawołał: „Jezusie, Synu Dawidów! zmiłuj się nade mną!” Jezus dotknął się oczu jego, a opętany przejrzał natychmiast. Popadł on był zupełnie w ręce pogan z tamtej strony jeziora, i miał niejednego czarta w sobie. Kuglarze i wróżbiarze gergezeńscy, dostawszy go w swoją moc, włóczyli go z sobą na powrozie, pokazując go wszędzie publicznie jako siłacza, na ich rozkaz różne sztuki czyniącego. Za cudo ogłaszali, że na mocy pewnych zaklęć, chociaż ślepy i niemy, wszystko rozumie, wie i robi, wszędzie trafi, wszystko przyniesie i rozpozna, chociaż nic w tym dziwnego nie było, bo to diabeł działał przez niego. Tak to ci pogańscy kuglarze, wędrując po wszystkich miastach, używali diabła za pośrednictwem tego biedaka, dla podłego zysku. Przeprawiając się przez jezioro, nie brali go do łodzi, tylko kazali mu jak psu płynąć obok łodzi. Nikt nie troszczył się o niego, bo każdy miał go za straconego. Przytułku nie dawano mu żadnego; musiał walać się po rowach i dziurach, a jego panowie jeszcze go przy tym dręczyli. Obecnie był od dłuższego czasu w Kafarnaum, ale nie miał go kto przyprowadzić do Jezusa. Wreszcie odważył się sam na to i — jak widzieliśmy — odzyskał zdrowie. Przed szabatem nauczał Jezus w domu Piotra przy bramie, gdy wtem powstał w Kafarnaum wielki zgiełk. Nadpłynęło bowiem z tamtej strony jeziora wiele łodzi z żydami gergezeńskimi i ci zaczęli opowiadać o cudach widzianych. Cud uczyniony z wieprzami i wypędzenie czarta z niemego i ślepego opętańca wywoływały wielkie wrażenie. Widząc to faryzeusze, rozpuszczali wszędzie wieści, że Jezus wypędza czarty mocą diabelską. Nie podobało się to ludowi; wielkie tłumy zebrały się przed synagogą, pomiędzy którymi wielu było w łuki uzbrojonych. Gdy Jezus zbliżał się do miasta, wybiegł ów ślepy niemy opętaniec bez

 

486

 

przewodnika naprzeciw Niego; wielu pobiegło za nim, i widzieli własnymi oczyma cud, który w takie ich wprawiło uniesienie, że porwała ich złość na Faryzeuszów, którzy wciąż, nawet i teraz oczerniali Jezusa, że uzdrawia mocą diabelską. Rozjuszone tłumy kazały wywołać Faryzeuszów i zażądały, by uznali moc Jezusa i przyznali, że nigdy nie działy się takie rzeczy w Izraelu, że żaden prorok nie czynił podobnych cudów. Jeśli zaś chcą upierać się zatwardziałe przy swoim, to niech lepiej wynoszą się z Kafarnaum, bo nikt nie myśli znosić dłużej ich niewdzięczności i oszczerstw. Wobec tego zgrzecznieli nagle Faryzeusze. Z grona ich wystąpił jakiś barczysty mąż i tak zaczął lud tumanić: „To prawda, że nigdy nie słyszano w Izraelu o takich cudach, czynach i nauce; żaden prorok nie działał coś podobnego. Ale teraz wysłuchajcie, co należy myśleć o tym wypędzeniu diabłów w Gergezie i dzisiejszym oswobodzeniu od czarta człowieka, który tak jakby należał do Gergezeńczyków; w osądzaniu takich rzeczy trzeba być zawsze bardzo ostrożnym.” — Tu podał tłumom bardzo obszerny opis królestwa złych duchów i tak mówił dalej: „Są więc między czartami rozmaite stopnie i godności i jeden drugiego musi słuchać; Jezus zaś zawarł przymierze z jednym z najpotężniejszych. Dlaczego bowiem tego opętanego nie uzdrowił już przedtem? Dlaczego, jeśli jest Synem Boga, nie wypędził stąd Swą mocą diabłów z kraju Gergezeńczyków? Nie! Musiał najpierw przeprawić się tam i zawrzeć przymierze z najpotężniejszym z czartów gergezeńskich, musiał ułożyć się z nim i oddać mu na łup wieprze; bo chociaż ten czart niższy jest od Belzebuba, ale także wielką ma władzę. A teraz zaspokoiwszy tamtego w Gergezie, potrafił Jezus przez Belzebuba tego tu biedaka uwolnić.” Tak to podstępnie i wymownie tłumaczył tę sprawę ów mąż i prosił, by uspokojono się i oczekiwano końca mówiąc: „Można poznać czyny po owocach, jakie przynoszą. W dni robocze nie pracują już ludzie, tylko biegną za Nauczycielem oglądać widowiska; w szabat zaś zamiast spokoju słychać wszędzie krzyki i wrzaski. Wspomnijcie na dzień dzisiejszy, uspokójcie się i przygotujcie na nadchodzące święta.” — Udało mu się wreszcie nakłonić lud do rozejścia się; wielu nawet łatwowierniejszych na pół mowa jego przekonała. Wieczór ten poprzedzał święto pamiątkowe Poświęcenia świątyni. W domach i szkołach paliły się lampy, piramidalnie ustawione; w ogrodach, na podwórzach i przy studniach paliły się także lampy i pochodnie, ułożone w różne figury. Jezus udał się z uczniami do synagogi i nauczał tam, a Faryzeusze nie przeszkadzali Mu, bo się Go trochę bali. Jezus odgadywał ich myśli i wiedział, co niedawno mówili o Nim ludowi, więc śmiało wyzwał ich do dysputy, mówiąc: „Wszelkie królestwo, rozdzielone przeciw sobie, nie ostoi się; jeśli więc szatan szatana wyrzuca, przeciwko sobie jest rozdzielony: jakże tedy ostoi się jego królestwo? A jeśli Ja przez Belzebuba wyrzucam czarty, to synowie wasi przez kogo wyrzucają?” Tymi słowy zmusił ich Jezus do milczenia i bez przeszkody z ich strony wyszedł z synagogi. Noc przepędził w domu Piotra. Na drugi dzień odwiedził Jezus z kilku uczniami rodzinę Jaira, upominał ich i pocieszał. Ci ludzie bardzo się teraz zmienili i spokornieli. Mienie swe rozdzielili na trzy części; jedną część przeznaczyli dla ubogich, drugą dla gminy, a resztę dla siebie. Szczególnie stara matka Jaira jest życzliwie usposobiona. Córka nie pokazała się, dopóki jej nie zawołano, a wtedy weszła w pokornej postawie z zasłoniętą twarzą. Zdaje się, że urosła od tego czasu; trzyma się prosto i wygląda zupełnie zdrowo. Stąd udał się Jezus do pogańskiego setnika Korneliusza, pocieszał i pouczał jego rodzinę, a potem zabrawszy Korneliusza, poszedł do Serobabela. Tu zeszła rozmowa na urodziny Heroda i na Jana. Korneliusz i Serobabel oświadczyli Jezusowi, że jak wszystkich znakomitszych obywateli, tak i ich zaprosił Herod na urodziny do Macherus i zapytywali Go, czy wolno im tam iść. Jezus odrzekł im, że jeśli potrafią zachować się biernie

 

487

 

względem wszystkiego, co tam zajdzie, to nie może być niedozwolonym im tam iść. Lepiej byłoby jednak, gdyby potrafili się wymówić i pozostali w domu. Zaczęto potem wyrzekać na występne życie Heroda i trzymanie Jana w więzieniu, żywiąc jednak nadzieję, że Herod uwolni go w dzień swoich urodzin. Jezus odwiedził jeszcze Matkę Swą i oznajmił, że już jutro wybierze się dalej w drogę. Były tam obecnie Zuzanna, żona Alfeusza, córka Maryi Kleofasowej z Nazaretu, Zuzanna z Jerozolimy, Samarytanka Dina i Marta. Ta ostatnia bolała bardzo nad powtórnym upadkiem Magdaleny, który ją oddał znowu w moc szatana. Zapytywała też Jezusa, czy nie powinna ją odwiedzić, lecz Jezus kazał jej czekać. Rzeczywiście smutny jest stan Magdaleny. Dumna jest teraz, złośliwa, nieraz jakby nie przy zdrowych zmysłach, bije i dręczy swe służebne, a stroi się coraz cudaczniej. Niedawno biła ulubieńca, który obecnie z nią mieszka i wszystkim rządzi, a on nawzajem ją czynnie znieważył. Od czasu do czasu popada w melancholię, płacze, narzeka, biega po całym domu i szuka Jezusa, wołając: „Gdzie jest Nauczyciel, gdzie jest? opuścił mnie!”. Przy czym dostaje często kurczy lub padaczki. Można sobie wyobrazić boleść rodzeństwa, zmuszonego patrzeć bezradnie na latorośl tak szlachetnego rodu, pogrążoną w widoczną zgubę. Wzruszający to widok, gdy Jezus przechodzi ulice Kafarnaum w sukni jużto podpasanej, jużto wolno opuszczonej. Ruchy niezbyt żywe, ale gibkie, chód spokojny, płynący, postać pojedyncza, a jednak zdradzająca potęgę i wyższość nad innymi. Niema w Nim nic chwiejnego, nic chybionego, nic nie razi oka, żaden krok, żadne spojrzenie, żaden ruch nie jest na próżno, a przecież nic nie czyni dla zwrócenia na Siebie uwagi. Marta zwiedziła z Zuzanną gospody galilejskie aż do Samarii, powierzono jej bowiem zwierzchnictwo nad nimi; bliżej mieszkające niewiasty doglądają mniejszych okręgów. W niejednej gospodzie schodziły się niewiasty razem, przygotowywano zapasy i rozsyłano, na osłach. Raz przyszła do nich Maria Sufanitka i zaraz rozeszła się pogłoska między ludem, że Maria Magdalena była u niewiast, które zajmują się utrzymaniem stronników proroka z Nazaretu. Sufanitka mogła uchodzić za Magdalenę, bo bardzo była do niej podobna z postawy, a z tej strony Jordanu mało ją kto znał. Przy tym nazywała się także Maria, namaszczała Jezusa na uczcie u Faryzeuszów i także nie dobrą sławą się cieszyła; już teraz miano ją za Magdalenę, a później popełniali tę omyłkę prawie wszyscy, którzy nie mieli poufnych stosunków z gminą. Niewiasty starały się o wszystko gorliwie; przysposabiały nakrycia, posłania, przepaski, wełniane suknie, sandały, kubki, dzbanki z balsamem i oliwą itp. Jezus sam potrzebował bardzo mało, ale chciał, by uczniowie nie byli nikomu ciężarem i mieli wszystko, co potrzebne do utrzymania. Przez to odejmował Faryzeuszom sposobność do wszelkich pod tym względem zarzutów.

 

Rozesłanie Apostołów i uczniów

 

Przy końcu szabatu przemawiał Jezus jeszcze raz w synagodze ostro przeciw oszczerstwu Faryzeuszów, zarzucających Mu, że wypędza czarty mocą diabelską. Zażądał, by Mu wykazali, czy czynności Jego nie zgadzają się z Jego nauką, czy nie dochowuje tego, czego naucza. Jakoż nie mogli Mu Faryzeusze nic zarzucić. Potem nauczał Jezus przed bramą domu Piotra o błogosławieństwach: — Błogosławieni ubodzy w duchu — mówił, wykazując wbrew przeciwne postępowanie Faryzeuszów. Poczym przygotowywał uczniów do oczekującego ich rozesłania. W Kafarnaum nie chciał Jezus dłużej bawić; tłumy zebrały się za licznie i zanadto

 

488

 

były podrażnione. Przybyło tu także wiele Gergezeńczyków; byli to ubodzy ludzie, przywykli do włóczenia się, chcieli więc chodzić za Jezusem i mieć od Niego utrzymanie; sądzili bowiem, że podobnie jak Saul i Dawid każe się Jezus namazać na króla i założy Swą stolicę w Jeruzalem, Jezus jednak odprawił ich z niczym do domu, napomniał ich tylko do pokuty, do spełniania przykazań i wypełniania tych rad, które słyszeli od Niego. Tłumaczył im, że królestwo Jego jest inne, niż oni sądzą, i że wstępu doń nie mają grzesznicy. Następnie opuścił Jezus Kafarnaum z 12 Apostołami i 30 uczniami i poszedł w kierunku północnym. Tą samą drogą szły gromady ludzi. Jezus zatrzymywał się często i nauczał to tą, to ową gromadkę, poczym słuchacze odłączali się i szli do swych miejsc rodzinnych. Około trzeciej godziny po południu stanął Jezus na górze, oddalonej o trzy godziny drogi od Kafarnaum, a niedaleko tylko od Jordanu. Na górę prowadziło pięć dróg z pięciu miejscowości, rozłożonych w koło. Ludzi, towarzyszących Mu aż dotąd, rozpuścił Jezus, poczym posilił się z uczniami u stóp góry i razem weszli na szczyt. Była tu mównica i z niej miał Jezus jeszcze raz naukę do Apostołów i uczniów o ich posłannictwie. Rzekł im, że teraz mają pokazać, co się nauczyli, mają głosić, że zbliżyło się królestwo Boże, że nadszedł ostateczny czas pokuty, a śmierć Jana już się zbliża. Mają chrzcić, wkładać ręce, czarty wypędzać. Nauczał ich, jak mają się zachowywać w sporach, jak rozpoznawać i odprawiać zysku szukających stronników i fałszywych przyjaciół. Żaden z nich teraz nie znaczy więcej, jak inny. Przyszedłszy gdziekolwiek, mieli gościć tylko u pobożnych ludzi, żyć ubogo i skromnie i nikomu nie być ciężarem. Nauczał ich, jak mają się w drodze rozdzielać i łączyć potem. Dwóch Apostołów i kilku uczniów miało iść zwykle naprzód, zbierać ludzi i oznajmiać im zbliżanie się nauczycieli. — Apostołowie nosili przy sobie małe flaszeczki z oliwą; tę kazał im Jezus poświęcać i używać jej przy uzdrawianiach. Słowem, wszystko to ich nauczał, co napisane jest w ewangelii przy rozesłaniu; o niebezpieczeństwach nie uprzedzał ich jeszcze, rzekł tylko: „Dzisiaj przyjmie was jeszcze każdy chętnie; nadejdzie jednak czas, że będą was prześladować.” Po nauce uklękli wszyscy wokoło. Jezus pomodlił się i wkładał im ręce na głowę; uczniów pobłogosławił tylko. Następnie uściskali się wszyscy wzajemnie i rozeszli. Potem wyznaczył im kierunek ich dróg i czas, w którym znów bliżej Niego przybyć mają, dla zdania sprawy z pracy apostolskiej i dla zmiany uczniów przy Nim i przy nich. Z Jezusem szło sześciu Apostołów: Piotr, Jakub Młodszy, Jan, Filip, Tomasz i Judasz, prócz nich 12 uczniów, między nimi trzech braci Jakóba, Sadoch i Heliachim (synowie Marii Helego), Manahem, Natanael, tzw. mały Kleofas, i kilku innych z najmłodszych. Pozostali Apostołowie mieli 18 uczniów z sobą; między nimi był Jozes Barsabas, Judas Barsabas, Saturnin, Natanael Chased. Oblubieniec z Kany, Natanael, nie poszedł z nimi, miał inne sprawy dla gminy, i zajęty był w swym bliższym kółku, podobnie jak Łazarz. Przy rozstaniu się płakali wszyscy. Odchodzący Apostołowie poszli drogą na wschód ku Jordanowi w dół wiodącą, gdzie była miejscowość, zwana Lekkum, może ćwierć godziny od Jordanu oddalona. U stóp góry otoczyła Jezusa znów gromada ludzi, wracająca z Kafarnaum. Od podnóża tej góry udał się Jezus z uczniami na południe od Safet, leżącego na wysokiej górze, do miejscowości, zwanej Hukok, z której wiele ludzi wyszło już naprzeciw Niemu, i z radością przyjęli Go wraz z uczniami. Obok u studni oczekiwał Jezusa jeden ślepy i kilku kulawych, i prosili Go o pomoc. Jezus kazał mu umyć twarz wodą studzienną. Gdy to uczynił, pomazał mu Jezus oczy oliwą, ułamał gałązkę z krzewu, dał mu ją przed oczy i zapytał, czy co widzi. Człowiek ów rzekł: „Tak, widzę bardzo wielkie drzewa.” Jezus pomazał mu jeszcze raz oczy i znów zapytał. Wtedy rzucił się ów mąż przed Nim

 

489

 

z radością na ziemię, i zawołał: „Panie, widzę góry, drzewa, ludzi! widzę wszystko!” Pośród ludu powstała wielka radość, i zaprowadzili uzdrowionego do miasta. Jezus uzdrowił jeszcze kulawych i chromych, którzy na kulach stali wokoło. Kule były z cienkiego, bardzo mocnego drzewa, każda miała 3 nóżki, tak, że same przez się stać mogły i tak je można było złączyć, że chory wspierał się na nich piersią. Uzdrowiony ślepy wnet rozszerzył po mieście radosną wieść, więc nowe tłumy ludu wyszły za miasto do Jezusa, a za nimi poszli przełożeni synagogi i nauczyciele z dziećmi szkolnymi. W otoczeniu tłumów wszedł Jezus do miasta, a poszedłszy do szkoły, nauczał w przypowieściach o ośmiu błogosławieństwach. Wzywał wszystkich do pokuty, gdyż bliskie jest królestwo Boże. Każdą przypowieść tłumaczył Jezus obszernie; byli przy tym i uczniowie. Jezus kazał im pilnie słuchać nauki, by mogli tego samego nauczać, gdy rozproszą się po okolicznych domach i osadach. Tak więc to, co usłyszeli w publicznych naukach, mieli rzucać potem jako zasiew w serca innych ludzi. Zawsze bowiem rozchodzili się rano Apostołowie z uczniami po okolicy, nauczali i uzdrawiali, a wieczorem schodzili się przed najbliższą miejscowością, do której poszedł był Jezus. — Po nauce udał się Jezus z uczniami do przełożonego synagogi i tu zasiedli wszyscy do uczty, składającej się z ryb, miodu, placków i owoców. Hukok leży o pięć godzin drogi na północny zachód od Kafarnaum, pięć godzin drogi na południowy zachód od góry rozesłania i o trzy godziny drogi na południe od Safet. Mieszkają tu wyłącznie żydzi, ludzie nieźli; prawie wszyscy przyjęli już chrzest Jana. Trudnią się wyrobem wybornych materii, wełnianych, wąskich chust, ozdób i frędzli z jedwabiu. Robią także sandały o dwóch obcasach; sandały te są w środku giętkie, bardzo wygodne, proch wypada przez umyślne otwory. Miasto jest czysto utrzymane i przyjemne robi wrażenie. Niegdyś musiało być silną twierdzą; dotychczas jeszcze otaczają je w koło głębokie rowy, obecnie suche. Drzewa gęsto zasadzone, tworzą piękne aleje, z poza których zaledwie widać domy. W bramę wchodzi się przez most. Od bramy wiedzie długa ulica, rozszerzająca się przy końcu w obszerny plac, na którym wznosi się wspaniała synagoga. W koło otaczają ją kolumny; w razie natłoku otwiera się synagogę, zatem i z zewnątrz stojący mogą uczestniczyć w obrzędach; z tyłu łączą się mury w półkole. — Apostołowie i większa część uczniów rozeszli się parami po mieście i po okolicy; Jezus zaś udał się do synagogi, gdzie już zgromadzili się słuchacze. Przedtem jednak poszedł do dwóch oddzielnych hal i uzdrowił zebranych tam chorych wszelkiego rodzaju obojga płci. Posprowadzano także wiele chorych dzieci, niektóre przyniesiono na rękach, a Jezus uzdrowił je, zdrowe zaś dzieci pobłogosławił. W synagodze nauczał Jezus o modlitwie i o Mesjaszu, mówiąc, że już przybył, że żyje wśród nich i że On głosi Jego naukę. Co do modlitwy polecał czcić Boga w duchu i prawdzie. Przeczucie mi mówiło, że znaczy to czcić Boga w Duchu św. i w Jezusie Chrystusie; przecież to Jezus był Prawdą, prawdziwy, żywy, wcielony Bóg, Syn poczęty z Ducha. Na powyższe słowa zapytali nauczyciele uprzejmie Jezusa, by raczył im powiedzieć, kim jest właściwie, skąd ma początek, czy może Jego rodzice nie są właściwie rodzicami, a krewni krewnymi. Powinien przecież wyraźnie powiedzieć, czy jest Mesjaszem, Synem Bożym. Lepiej byłoby przecież, żeby uczeni w Piśmie wiedzieli, czego się trzymać a jako przełożeni ludu powinni Go poznać. Jezus odrzekł na to wymijająco: „Jeśli powiem: „Jam jest nie uwierzycie mi i powiecie, żem jest synem tych ludzi. Nie pytajcie o Moje pochodzenie, lecz zważajcie na Mą naukę i czyny; kto spełnia wolę Ojca, ten jest Synem Ojca, gdyż Syn jest w Ojcu, a Ojciec w Synu, a kto spełnia wolę Syna, spełnia i wolę Ojca.” Słowa te tak były piękne, tak pięknie mówił też o modlitwie,

 

490

 

że wielu z obecnych zawołało: ?Panie, Tyś jest Chrystus! Tyś jest prawdą!” Rzucili się też przed Nim na ziemię, chcąc Go uczcić. Jezus jednak rzekł im powtórnie: ?Czcijcie Ojca w duchu i prawdzie!” Poczym udał się z przełożonym na przedmieście i tu przenocował z uczniami. Na przedmieściu niema synagogi; jest tylko szkoła, ale w niej uczą bardzo wiele. Święto świateł jeszcze się nie skończyło. Na drugi dzień nauczał Jezus znowu w Hukok; mówił przypowieść o siewcy i nierównym kiełkowaniu nasienia, dalej o dobrym pasterzu, który przybył szukać zbłąkanych owiec, i będzie się cieszył, jeśli choć jedną odnajdzie i do stada odprowadzi. Tak ? mówił ? działać będzie dobry pasterz, aż zabiją go nieprzyjaciele; słudzy jego i słudzy sług jego tak samo czynić powinni, aż do końca dni. Jeśli zaś w końcu choć jedna owca będzie uratowaną, wystarczy i to dla zadowolenia miłości. Słowa Jego brzmiały nadzwyczaj mile w uszach słuchaczów.

 

Jezus w Betanat, Galgala, Elkese i Safet

 

Apostołowie poszli z kilku uczniami naprzód; Jezus zaś sam poszedł z resztą uczniów koło południa w tą samą stronę, skąd przybył wczoraj, i udał się do Betanat, leżącego o półtorej godziny drogi od Safet w stronie południowo zachodniej. Na pół godziny drogi przed Betanat zastąpił Mu drogę ślepy, prowadzony przez dwóch delikatnych chłopczyków w krótkich, żółtych sukienkach i kapeluszach z łyka z szerokimi kreskami; były to dzieci Lewitów. Ślepy ów, starszy już człowiek, z wyższego stanu, dawno już oczekiwał pomocy Jezusa. Obecnie, gdy chłopcy ujrzeli Jezusa, pospieszył z nimi naprzeciw, wołając już z daleka: ?Jezusie, Synu Dawidów! pomóż mi! zmiłuj się nade mną!” Stanąwszy zaś przed Jezusem, upadł na twarz i rzekł: ?Panie, Ty pewnie przywrócisz mi światło oczu. Długo czekałem na Ciebie. A już od dawna przeczucie mi mówiło, że przyjdziesz i uzdrowisz mnie.” Jezus rzekł mu na to: ?Jeśli tak wierzysz, to niech ci się stanie według twojej wiary!” To rzekłszy, poszedł z nim ku krynicy, ukrytej w zaroślach, i kazał mu obmyć w niej oczy. Oczy ślepego były dotychczas pokryte łuską i owrzodziałe, podobnie jak całe czoło. Po obmyciu jednak opadły łuski, a gdy Jezus pomazał mu oczy, czoło i skronie oliwą, znikło owrzodzenie, ślepy przejrzał w tej chwili, dziękując gorąco Jezusowi. Jezus pobłogosławił go, jak również obu chłopców, przepowiadając im, że kiedyś głosić będą słowo Boże. Za chwilę stanął Jezus przed miastem, gdzie już oczekiwali Go mieszkańcy, jak również Apostołowie i uczniowie, którzy tu tymczasem nadeszli. Radość powstała ogólna, gdy dowiedziano się o uzdrowieniu ślepego. Ślepy ten nazywa się Ktesifon; nie jest to jednak ów Ktesifon, którego Jezus również ze ślepoty uzdrowił, a który później, zostawszy uczniem, poszedł z Łazarzem do Galii. W otoczeniu Lewitów i tłumów poszedł Jezus do synagogi i nauczał zebranych, tłumacząc jeszcze raz przypowieści o siewcy i dobrym pasterzu. Dobrzy ci ludzie uważali przybycie tu Jezusa za szczęście. Mieszkanie urządzono Mu w domu Lewitów koło szkoły. Lewici żyli tu wspólnie, jakby w klasztorze, a z grona swego wysyłali zastępców do innych miejscowości. Faryzeuszów nie było wcale. Święto świateł jeszcze się nie skończyło, więc czas jest wolny od roboty. Betanat było niegdyś twierdzą i pełno tu było pogan, bo pokolenie Neftali nie wytępiło ich, lecz pozwoliło im zostać jako hołdownikom. Teraz niema już ani jednego; wypędzono ich po powtórnym odbudowaniu świątyni, kiedy to Ezdrasz i Nehemiasz zmusili żydów rozwieść się z żonami, pogankami. Groził Bóg przez proroków ludowi ciężką karą, jeśli żyć będą w takich mieszanych małżeństwach,

 

491

 

jeśli nie wypędzą pogan z kraju i przez to narażać się będą wciąż na pokusę łączenia się z nimi przez małżeństwa. Groźby te spełniły się w okolicy góry Tabor i w zapadłych górach między Endor a Scytopolis, gdzie widziałam pod ziemią wielkie pokłady złota; tam nie wypędzili żydzi tak zupełnie pogan i dlatego miejsca te stały się teraz jałową pustynią. Wyszedłszy z Betanat z uczniami i apostołami, obszedł Jezus Safet i poszedł ku północy do Galgala; jest to piękna znaczna miejscowość, przez którą prowadzi główny gościniec publiczny. Przyszedłszy tu, udał się Jezus z towarzyszami do synagogi, gdzie byli zebrani Faryzeusze. W nauce Swej występował ostro przeciw nim, tłumaczył wszystkie teksty proroka Malachiasza, mówiąc o Mesjaszu, o Jego poprzedniku, Janie, i o nowej czystej ofierze; głosił też, że czas ten przepowiedziany już nadszedł. Stąd skierował Jezus Swe kroki więcej na wschód do Elkese, miejsca rodzinnego proroka Nahuma, położonego na północ od Safet. Tu nauczał chwilę, poczym uzdrowił w zakładzie trędowatych ośmiu z nich i kazał im stawić się przed kapłanami w Safet. W dalszej drodze nauczał pasterzy, których jest tu sporo, bo na bujnych nadzwyczaj pastwiskach pasą się liczne trzody wielbłądów. ? Nieco dalej nauczał Jezus pogan, mieszkających w grotach na górze. Tak cały dzień wędrował Jezus, nauczał i uzdrawiał chorych, których wynoszono Mu wszędzie na drogę. Pod wieczór przybył Jezus do Betan, położonego na zachód nieco niżej od Safet, a o godzinę drogi od Betanat. Jest to mała kolonia Betanatu. Leży u stóp stromej wyniosłości, na której wznosi się Safet, tak, że stamtąd widać je jak na dłoni. Jezus stanął z uczniami gospodą u krewnych Swoich; tu bowiem mieszkała zamężna córka siostry Elżbiety. Miała pięcioro dzieci, z których najmłodsza córeczka liczyła około 12 lat. Synowie byli w wieku od 18 ? 20 lat. Rodzina ta należała do sekty Esseńczyków, a mianowicie do tego ich odłamu, któremu wolno było wchodzić w związki małżeńskie; mąż siostrzenicy Elżbiety był ich naczelnikiem. Wszyscy oni mieszkali oddzielnie wzdłuż murów miejskich; mieszkania były częścią w murze, częścią w skale wykute. Krewni ci Jezusa, ludzie pobożni, mieli tu posiadłość, odziedziczoną po przodkach. Rozmawiając z Jezusem, wyrażali swój żal nad losem Jana i wypytywali się, kiedy odzyska wolność. Odpowiedź Jezusa nastroiła ich poważnie i smutno, lecz zachowali się spokojnie. Jan był u nich, gdy dopiero co przyszedł z pustyni od źródeł Jordanu; oni też jedni z pierwszych przyjęli chrzest z rąk jego. Rozmawiali także z Jezusem o swych synach, których chcieli wkrótce wyprawić do Kafarnaum, by poświęcili się rybołówstwu. Jezus rzekł im na to, że tamtejsi rybacy oddali się już innemu rybołówstwu i że ich synowie także w swym czasie pójdą za Nim. Rzeczywiście należeli oni później do grona 72 uczniów. Jezus nauczał i uzdrawiał przez jakiś czas. Oznajmił potem, że ci drudzy uczniowie są w okolicy Sydonu i Tyru, a on sam chce udać się do Judei. Tomasz bardzo był z tego zadowolony, bo spodziewał się, że Faryzeusze będą tam stawiać opór Jezusowi, a miał chętkę z nimi dyskutować; zadowolenie swe objawiał współuczniom, lecz ci nie bardzo zadowoleni byli z tej podróży. Jezus zganił mu jego zbyteczną gorliwość i przepowiedział, że i on także nie zechce kiedyś uwierzyć. Nie chciało się to Tomaszowi w głowie pomieścić, bo sądził, że wiara jego nie zmniejszy się nigdy. Podczas gdy Jezus nauczał w szkole o błogosławieństwach, przybyli Faryzeusze z Safet, by Go zaprosić na szabat. Jezus objaśniał właśnie przypowieść o ziarnie, padającym na niejednakową rolę; Faryzeusze nie mogli, czy nie chcieli zrozumieć podobieństwa roli kamienistej, i wdali się o tym z Jezusem w dysputę, lecz w krotce musieli zamilknąć. Na ich zaprosiny rzekł Jezus, że pójdzie tam ze względu na zgubione owce, lecz że z tej okazji zgorszą się z Niego oni i

 

492

 

Saduceusze (było ich tu kilku). Rzekli Mu na to: ?Nauczycielu! zostaw nam troskę o to.” ?Znam was dobrze ? rzekł Jezus ? niesprawiedliwości waszej pełen jest kraj cały.” ? Wkrótce też poszedł Jezus do Safet w otoczeniu tłumów ludu. Z tej strony rozłożyło się miasto na tak stromej górze, że domy stoją prawie jeden nad drugim; ulice biegną głębiej, a do domów wchodzi się po schodach wykutych w skale. Pół godziny trzeba było iść pod górę do synagogi; tutaj jednak było już nieco równego miejsca. Z drugiej strony opada góra już nie tak stromo ku północnemu wschodowi. Przed miastem przyjęli Jezusa uroczyście życzliwi Mu mieszkańcy. Trzymając w ręku zielone gałązki, otoczyli Go w koło i wśród śpiewów wprowadzili do miasta. Tu umyto Jemu i uczniom nogi i podano im przekąskę, poczym zaprowadzono Go do synagogi, gdzie już zebrało się mnóstwo ludzi, bo właśnie kończyło się święto Świateł, a zaczynał się Nów i szabat. Głównie jednak zebrali się gwoli Jezusa i uczniów. W Safet jest wiele Faryzeuszów, Saduceuszów i uczonych zakonnych, a także zwykłych Lewitów. W tutejszej szkole zakonnej ćwiczyło się wielu młodzieńców w żydowskich sztukach wyzwolonych i w teologii. Tomasz poświęcał się tu także przed kilku laty naukom. Teraz więc, po dawnej znajomości poszedł zaraz do pewnego Faryzeusza, swego dawnego nauczyciela. Ten zdziwił się bardzo, że jego uczeń obraca się w takim towarzystwie. Tomasz jednak zaczął tak gorliwie prawić o czynach Jezusa i nauce, że zmusił go do milczenia. Przy szkole tutejszej osiedli od dawna Faryzeusze i Saduceusze z Jerozolimy, rządzili się tu jakby u siebie, przez co się ciężarem nawet tutejszym Faryzeuszom i nauczycielom. Kilku z nich poszło z innymi zaprosić Jezusa. Teraz, widząc, jak uroczystego doznaje przyjęcia, zgorszyli się i pochlebnie wprawdzie mówili o Jego sławie i cudach, lecz żądali, by nie czynił u nich zamieszek i zaburzeń. Jezus dał im na to jeszcze przed zaczęciem szabatu, w przysionku, wobec wszystkiego ludu ostrą odprawę i ganił surowo zaburzenia i zgorszenia, jakie sami swym postępowaniem w całym kraju wywołują. Nie wymieniał jednak jeszcze żadnych szczegółów, wreszcie zażądał, aby Mu wykazali, w czym On, którego Ojciec posiał prawo wypełniać, takowe obraża. Właśnie podczas tej dysputy nadeszli uzdrowieni wczoraj trędowaci z Elkese, by stosownie do Jego polecenia dać się oglądnąć kapłanom. Ujrzawszy ich Jezus, rzekł: ?Oto, widzicie, jak wiernie wypełniani prawo. Rozkazałem tym ludziom stawić się tu, chociaż nie zachodziła tego potrzeba, bo nie ludzkie leki oczyściły ich, lecz rozkaz Boży.” Ta okoliczność bardzo rozzłościła Faryzeuszów, poszli jednak dać im świadectwo. Zwyczajnie badano takim tylko piersi, i jeśli były czyste, uznawano ich za oczyszczonych; to samo musieli przyznać Faryzeusze i teraz, choć ogarniał ich przy tym podziw i złość. Oprócz zwykłej lekcji szabatowej tłumaczył Jezus w synagodze pierwszą księgę Mojżesza i księgę Królów, nauczał o dziesięciu przykazaniach i podnosił przede wszystkim takie punkty, przy których Faryzeusze i Saduceusze czuli w duchu, że się to do nich odnosi. Mówił także o spełnieniu się obietnic, głosił sąd Boży na tych, którzy nie ze chcą skorzystać z upomnień do pokuty. Przepowiadał zburzenie świątyni i spustoszenie wielu miast. Porównywał dalej prawdziwe prawo z ich ustawami ?wczorajszymi”, jak je nazywał, wykazując ich bezużyteczność. Zdaje mi się, że Jezus miał tu na myśli dzisiejsze księgi Żydów, zapewne Talmud, bo tych szczególnie się trzymali i te tylko studiowali. Po nauce poszedł Jezus z uczniami do jednego z tutejszych Faryzeuszów, utrzymującego publiczną gospodę dla nauczycieli i rabinów. Inni Faryzeusze zebrali się tutaj także na ucztę. Podczas uczty ganił Jezus ostro Faryzeuszów, że wytykali uczniom nie umywanie rąk przy stole i niezachowanie innych drobnych

 

493

 

zwyczajów, przyjętych przy uczcie. Karcił ich i za to, że za lada drobnostkę łajali ostro służących, roznoszących potrawy. Następnego dnia rano przyprowadzano na podwórze przed mieszkanie Jezusa wielu ciężko chorych, przeważnie starców. Nie łatwym to było wobec tak niedogodnych dróg. Byli tam ślepi, głusi, chromi, paralitycy i inni chorzy wszelkiego rodzaju. Jezus uzdrawiał ich po kolei, jużto przez włożenie rąk, jużto przez modlitwę, jużto przez pomazanie poświęconą oliwą, stosując przy tym więcej obrzędów niż zwykle; rozmawiał przy tym z uczniami i pouczał ich, w taki sam sposób uzdrawiać innych. Uzdrowionym dawał upomnienia, stosownie do ich stanu i wieku. Faryzeusze i Saduceusze jerozolimscy gorszyli się bardzo tym; wielu nowo nadeszłych chorych nie chcieli dopuścić, wreszcie zaczęli kłótnię, nie chcąc na żaden sposób cierpieć tego gwałcenia szabatu. Powstał więc wielki hałas, tak, że aż Jezus zwrócił się ku nim, pytając, czego chcą. Teraz wszczęli Faryzeusze z Nim dysputę co do Jego nauki, mówiąc, że zawsze naucza o Ojcu i Synu, a przecież każdy wie, kim są Jego rodzice. Jezus rzekł im na to, że ten jest Synem Ojca, kto pełni wolę Ojca; kto jednak nie zachowuje przykazań, nie ma prawa tu sądzić i powinien być zadowolonym, jeśli nie wyrzucą go z domu jako natrętnego obcego. Czynili dalej Jezusowi różne zarzuty co do uzdrawiania, i że wczoraj nie umył się przed ucztą. Nie chcieli jednak w żaden sposób dać się przekonać, że sami nie wypełniają prawa, aż wreszcie przyszło do tego, że ku wielkiemu ich przerażeniu zaczął Jezus wypisywać na ścianie domu różne ich tajne grzechy i przestępstwa głoskami, dla nich tylko czytelnymi. Następnie zapytał ich, czy wolą, by pismo to zostało i rozgłoszono wszystkim ich grzechy, czy wolą pozostawić Go w spokoju, a pismo zmazać. Strach ich wielki ogarnął. Jezus zabrał się spokojnie dalej do uzdrawiania, a Faryzeusze, zmazawszy pismo na ścianie, odeszli. Mieli oni nieczyste sumienie, bo sprzeniewierzali fundacje, przeznaczone dla wdów i sierót, i obracali je na stawianie różnych budowli. Safet miało dużo takich fundacji, a mimo to wiele było tu ubogich i nędzarzy. Wieczorem zakończył Jezus naukę w synagodze i przenocował w tym samym domu. Obok synagogi jest urządzony wodotrysk. Góra, na której leży Safet, pokryta jest bujną roślinnością; pełno jest drzew i ogrodów. Wzdłuż drogi, prowadzącej do miasta, rośnie obficie pachnące drzewo mirtowe. Na górze stoją wielkie, czworoboczne budynki. Są i wolne parcele budowlane, czekające na wystawienie namiotów. W mieście wyrabiają wiele ubiorów kapłańskich. Pełno tu uczącej się młodzieży i uczonych.

 

Jezus w Kirjataim i Abram

 

Jezus przebywał z uczniami i po okolicznych miejscowościach poza miastem i uzdrowił wiele chorych, których przynoszono Mu przed domy na drogę. Wczesnym rankiem posłał jednego z powinowatych, Józefa z Arymatei i syna Serafii do Kirjataim, odległego stąd blisko 3 godziny, dla przygotowania tam gospody, a potem poszedł tam ze Safet. Uczniowie rozproszyli się po drodze w różne strony, a Jezus także nauczał i uzdrawiał. Szedł między Betan i Elkese ku zachodowi, dalej zwracała się droga na południe. Nieco za Elkese, przy którym jest piękna studnia, leży małe jezioro, tej wielkości, jak jezioro przy kąpieli w Betulii; jest podłużne i wypływa z niego, na południe w dolinie, strumyk, który od Kirjataim w kierunku południowo wschodnim spada w dolinę miasta Kafarnaum. Dolina ta to zwęża się, to rozszerza, a do Kafarnaum wynosi dobrych siedem godzin. W drodze do Kirjataim przypadło do Jezusa kilku opętanych, i prosili Go o pomoc.

 

494

 

Mówili, że uczniowie nie mogli im pomóc, lecz spodziewają się, że On to prędzej potrafi. Jezus rzekł im, że jeżeli uczniowie nie pomogli, to nie uczniów, lecz ich wina, a to dlatego, że nie uwierzyli; kazał im tedy udać się do Kirjataim i pościć, pokutę czynić i czekać, aż uzna za stosowne ich uzdrowić. Na pół godziny przed Kirjataim wyszli naprzeciw Niemu Lewici owej miejscowości i wiele dobrych ludzi, jako też nauczyciele szkół z dziećmi. Obaj uczniowie, którzy zamówili gospodę, przybyli także. Przyjęto Go przy ogrodzie kąpielowym, do którego kanałem woda spływała z owego potoku. Ogród był pełen drzew, altan i ocienionych chodników z groblą i nadzwyczaj gęstym żywopłotem. Umyto Jezusowi i uczniom nogi i ugoszczono ich przekąską. Jezus nauczał tu przez chwilę dzieci i pobłogosławił. Było może koło godziny piątej, gdy dotarli do miasta, które położone jest na pagórku i ma widok na dolinę. Przez całą drogę aż do synagogi uzdrawiał wielu różnych chorych, leżących na drodze. W synagodze nauczał Jezus znów o błogosławieństwach i o karze spadłej na Lewitów, którzy zuchwale dotknęli się arki i że większa jeszcze kara spadnie na tych, którzy targną się na Syna człowieczego, gdyż arka była tylko obrazem i zapowiedzią Jego. Jezus mieszkał tu w jednej z majętnych gospód, którą uczniowie urządzili sprzętami wiernych, wpierw tu nadesłanymi. W jednym domu miejskim, w którym gotowano dla chorych, przyrządzano potrawy. Lewici byli także przy uczcie. Kirjataim jest miastem Lewitów i nie ma w nim Faryzeuszów. Mieszka tu kilka rodzin, spokrewnionych z Zachariaszem. Jezus odwiedził je ? były bardzo stroskane o Jana. Potem przedstawił im Jezus wszystko, co poprzedziło narodzenie Jana i przy nim zaszło, jako też jego przedziwny żywot i powołanie. Przypomniał im także wiele szczegółów o narodzeniu Syna Maryi i oznajmił, że koleje Jana są w zamiarach Bożych i że umrze, gdy powołania swego dokona. Przeto przygotował ich na śmierć jego. Opętani, którym wczoraj kazał się tu stawić i wielu innych chorych, zwrócili się do Niego przy synagodze o uzdrowienie. Niektórych uzdrowił; innych zaś cofnął i nałożył im wpierw post, jałmużny i modlitwy. Tu czynił to więcej niż gdzie indziej, ponieważ w tych stronach ściślejsze było przestrzeganie prawa. Następnie udał się z uczniami do ogrodu, w którym Go przyjęto. Tutaj począł nauczać, a uczniowie udzielali chrztu. W pobliżu spoczywali pod namiotami poganie, oczekujący Go, gdyż już w Kafarnaum kazał im tu czekać. W ogóle zostało mniej więcej 100 osób ochrzczonych; stali w wodzie koło basenu, a chrzcił ich Piotr i Jakub Młodszy, inni wkładali ręce. Wieczorem nauczał Jezus w synagodze o ośmiu błogosławieństwach i o zwodniczym uspakajaniu fałszywych proroków ? wbrew groźbom proroków prawdziwych ? a przecież proroctwa ich się spełniły. Przeto ponownie zapowiada Jezus groźby, ciążące na tych, którzy nie przyjmują posłańca Bożego. Z Kirjataim udał się Jezus z uczniami na południe. Przy odejściu towarzyszyli Mu Lewici i dzieci szkolne tak samo uroczyście, jak przy przybyciu. Mieszkańcy tutejsi mają tu przewóz towarów i wyrób szat kapłańskich z jedwabiu, który dostają z obcych krajów. Po drugiej stronie doliny na południowej wyżynie, gdzie jest miejscowość Naasson, jest plantacja trzciny cukrowej, którą sprzedają. Jezusowi wypadła droga przez tę wyżynę. Uczniowie porozchodzili się do różnych miejsc, więcej na wschód w dolinie położonych. Jezus nauczał blisko Naassoti i zastał tu ludzi, przybyłych z Kafarnaum, jako też pogan. Często daleko szły z Nim rzesze. Widziałam, że niektórych uzdrowił, między nimi kilkoro ludzi, którzy całkiem pokręceni, leżeli na drodze. Ujmował ich za ręce i kazał im powstać. Chcieli iść za Nim, lecz nie dozwolił im tego. Przeszedł jeszcze jedną dolinę, i

 

495

 

dostał się na wzgórze miasta Abram w Asser, przed którym zatrzymał się w gospodzie. Przed miastem są piękne ogrody i plantacje. Jezus wszedł tylko z dwoma uczniami do gospody, inni jeszcze nie zdążyli. Po wschodniej stronie wysokiego grzbietu, spadającego od Libanu w dolinę Zabulon, jest to okolica bardzo przyjemna i obfita w pastwiska. Wiele bydła i wielbłądów chodzi wśród bujnej trawy; nieco zaś na wschód ku jezioru spotyka się więcej owoców. Abram leży prawie o 3 godziny na południe od Kirjataim. Jezus jednak bocznymi drogami szedł z pewnością z 5 godzin. Pod wieczór nadszedł Tomasz, Jan i Natanael, z powrotem do Jezusa do gospody. Inni uczniowie byli jeszcze po okolicznych miastach. Granica między Naftali i Zabulon dzieli wzdłuż górę, na której leży Abram. Zarządca gospody przedłożył Jezusowi do rozstrzygnięcia spór o pobliską studnię do pojenia bydła, nad którą miał dozór. Gospodarz mówił: „Panie, nie puścimy Cię, musisz nasz spór rozstrzygnąć.” Jezus rozstrzygnął mniej więcej tak: aby obie strony puściły jednakową ilość bydła, a z której strony, bez poganiania, większa ilość bydła do studni się zbliży, ta strona ma mieć większe prawo do niej. Z tego wywiódł głęboką naukę o żywej wodzie, którą im da; którzy najgoręcej jej pragną, tych jest owa żywa woda udziałem. Następnego dnia poszedł Jezus do Abram, które w dwóch częściach, jakby dwie wioski, przy dwóch drogach jest położone i poprzedzielane wielu ogrodami. Nauczyciele szkół wyszli za miasto naprzeciw Jezusowi, umyli Mu nogi i odprowadzili Go do synagogi. Po drodze uzdrowił Jezus wielu chorych, niedołężnych, leżących na drodze, wycieńczonych starców i opętanych, którzy nie byli jeszcze szaleni, tylko mrucząc złowrogo, chodzili wszędy, jakby niespełna rozumu, lub złośliwi ludzie. Przyszli oni mimo woli na miejsce, gdzie był Jezus, i powtarzali co chwila te same słowa: „Jezus Nazareński! Jezus, Prorok! Syn Boga! Jezus Nazareński!” Jezus wyzwalał ich od szatana za pomocą błogosławieństwa. W synagodze uczył o błogosławieństwach i z proroka Malachiasza. Byli tu Faryzeusze, Saduceusze i Lewici i dwie synagogi w obydwóch częściach miejscowości. Saduceusze byli w osobnej synagodze, gdzie Jezus nie nauczał, Faryzeusze zaś zachowali się tu prawidłowo względem Jezusa. Gospoda leżała jaki kwadrans od południowego końca miasta i urządzona była przez Łazarza. Zarządcą gospody jest żonaty Esseńczyk, potomek z rodziny tego Zachariasza, który został zabity między świątynią a ołtarzem; żona jest wnuczką jednej z sióstr Anny. Mają dorosłe dzieci, posiadają stada i pastwiska obok pola, na którym Joachim modlił się przed poczęciem Maryi. Teraz, kiedy mają mniej zajęcia w domu, tu się przenieśli; później zastąpią ich inni. Schronisko to, jak wszystkie, urządzone jest całkiem porządnie i umiarkowanie, jest przy tym także ogród, pole i studnia. Pogan nie było w samym Abram, tylko u podnóża góry, w oddzielnych grupach domów. Inni Apostołowie i uczniowie, których Jezus zostawił przed Kirjataim, powrócili znowu do gospody, również Andrzej i Mateusz. Tomasz i Jakub Młodszy, zamiast nich poszli do Achzib w Aser, miejscowości oddalonej stąd ku stronie zachodniej około 10 do 12 godzin. Z Andrzejem przyszło dwudziestu ludzi, obcych i uzdrowionych, którzy chcieli słuchać nauki Jezusa. Obaj Apostołowie opowiadali, jak się im powodziło i jak się im wszystko udało: uzdrowienia, wypędzanie szatanów, nauczanie i udzielanie chrztu. Przychodziło także do gospody wielu chorych, potrzebujących rady i pociechy, po większej części chromi z powykrzywianymi członkami, wynędzniali starcy i opętani, także chore niewiasty, które były zebrane w jednym miejscu. Paralitycy, których wczoraj Jezus uzdrowił, chcieli Mu być pomocni przy innych chorych; odesłał ich jednak z powrotem i

 

496

 

powiedział, że przyszedł usługiwać, a nie być obsługiwanym. Jezus uzdrawiał i uczył cały ranek i znów rozstrzygnął spór o studnię, powstający zwykle stąd, ponieważ się tu stykały granice Aser, Neftali i Zabulonu, a ludzie trudnili się pasterstwem. Skarżył więc jeden, że studni, którą ojcowie jego wykopali, inni używają, — co jednak Jezus powie, to on uczyni; nie może jednak tak lekko odstąpić praw swoich potomków. Jezus rozsądził, aby wykopał sobie studnię na innym polu w miejscu, wskazanym przez Jezusa, a znajdzie o wiele obfitszą i lepszą wodę. Ochrzczono także dwudziestu do trzydziestu żydów, przybyłych z Andrzejem i Mateuszem. Nie było tu wody, w której można było stać, ochrzczono ich więc klęczących w koło, czerpiąc ręką wodę z miednicy. Potem poszedł Jezus do miasta. Ludzie, których Jezus w mieście uzdrowił, byli po większej części w rodzaju wyżej opisanych; ich stan musiał być w związku z wysokim położeniem miasta i sposobem życia. Jezus miał wiele trudu z dziećmi, które stały w szeregach na rogach ulic, lub gdzie było miejsce, i oczekiwały na Jezusa. Jezus pytał, uczył i błogosławił je. Matki przynosiły także chore dzieci, które On uzdrawiał. Przybywało także bardzo wiele ludzi z okolicy. W synagodze Faryzeusze byli bardzo uprzejmi, ustąpili Mu zaraz pierwsze miejsce, zostawiając uczniom Jego miejsce dokoła Niego, i położyli przed Nim księgę pisma. Nauczał tu znowu o jednym z ośmiu błogosławieństw, a potem o wielkich prześladowaniach, które przyjdą na Jezusa i na Jego wyznawców, o wielkich karach i spustoszeniach, które spadną na kraj i Jeruzalem. Faryzeusze, przerywając Mu, domagali się objaśnień, raz tego raz owego. Postępują oni tak zwykle. Ludzie tutejsi są bardzo pracowici, przyrządzają bawełnę na sprzedaż, wyrabiają średniej grubości szeroką materię i tkają także coś jak len. Jest to dosyć gruba trzcina, dzieląca się na wąskie paski, które gładzone na ostrej kości lub drzewie, rozpadają się na cieniutkie długie nitki. Są żółtawe i błyszczące i przędą je na kądzielach, z którymi podróżują. Nie jest to len, ani konopie jak u nas. Wyrabiają także wierzchy namiotów i lekkie ściany z wiórów i rogóżek. Jezus i Apostołowie chodzili cały następny ranek i część popołudnia do pojedynczych domów południowej części miasta; nauczali, pocieszali, godzili i upominali do jedności, miłości i pokoju. Gdzie była liczna rodzina, nauczał ją Jezus samą; po większej części jednak uczniowie zwoływali razem sąsiadów. Spory łagodzono, nieporozumienia wyrównywano. Odwiedzania te odbywały się przeważnie w tych domach, gdzie byli obłożnie chorzy, nie mogący być w synagodze. Kilku starców otrzymało chrzest na łożu; niektórzy mogli siedzieć tylko podparci i tych chrzczono z miednicy. Zaraz w pierwszym dniu po przybyciu do Abram, pouczył Jezus 2 pary nowożeńców i był przy ich ślubie. Były jeszcze jednak w pewnym domu 3 inne pary, i gdy się zeszli rodzice ich i najbliżsi krewni oraz kilku Faryzeuszów, pouczał ich Jezus o małżeństwie. Mówił, że kobiety poddane mają być mężom przez posłuszeństwo przykazaniu, nadanemu po pierwszym grzechu; że jednak mężowie czcić mają u kobiet przyrzeczenie, opiewające: że nasienie niewiasty zetrze głowę węża. Lecz teraz, gdy bliskim jest czas spełnienia obietnic, łaska ma zająć miejsce przykazania, teraz mają kobiety słuchać przez cześć i pokorę, a mężowie rozkazywać z miłością i sprawiedliwością. Wspominał także w tej nauce i to, że nie powinni pytać, w jaki sposób przyszedł grzech na świat; przyszedł przez nieposłuszeństwo, zbawienie zaś przyjdzie przez posłuszeństwo i wiarę. Mówił także o rozłące, że mąż i żona stanowią jedno ciało i przeto nie mogą być rozłączeni, chyba, że z ich wspólne go pożycia wynikałby wielki grzech;

 

497

 

natenczas mogą się rozejść, ale żadne z nich nie może zawierać nowych związków. Przykazania są w znacznej części dla ludów niedojrzałych i surowych; lecz teraz, kiedy ludy wyszły już z okresu dziecięctwa i się spełnił czas, są nowe związki małżeńskie rozłączonych pogwałceniem odwiecznego prawa naturalnego; rozłąka jest ustępstwem dla uniknięcia niebezpieczeństwa grzechu, dozwolonym tylko po stanowczej próbie i zbadaniu. Naukę tę miał w znakomitym domu rodziców jednego ze wspomnianych stadeł małżeńskich; wszystkie jednak pary nowożeńców były zebrane, i to narzeczone kotarą oddzielone od oblubieńców. Jezus stał u końca kotary i nauczał; były także obecne matki, za kobietami i ojcowie za mężczyznami, a prócz tego kilku uczniów i Faryzeuszów przy Jezusie. Nauka ta o małżeństwie była pierwszym wypadkiem, przy którym Jezus spotkał tu pewien opór ze strony Faryzeuszów. Poczęli jednak rozprawę nie tutaj, lecz wieczorem w synagodze, gdzie Jezus nauczał o ucisku Izraelitów w Egipcie i z Izajasza. Tu zaczęli stawiać trudności jego nauce o małżeństwie, mianowicie, że obowiązek uległości kobiet wydaje się im za łagodny, przepisy zaś co do rozłąki, za surowe. Wpierw szukali po różnych pismach, i mimo powtórnego Jego wyjaśnienia, nie mogli się zgodzić z Jego nauką. To nie zgadzanie się ich, wszelako bardzo ożywione, pozostawało zawsze jeszcze w granicach przyzwoitości. W dzień potem był Jezus z kilku uczniami przy zaślubinach niektórych par małżeńskich, jakoby świadek. Ślub odbywał się przed skrzynią prawa pod gołym niebem; kopuła bowiem w synagodze była otwarta. Widziałam, że nowożeńcy z przedostatniego palca puszczali nieco krwi do kubka z winem i pili, i że zamieniali obrączki, a przy tym czynili i inne obrzędy. Po obrzędach w synagodze rozpoczęły się gody tańcem, ucztą i zabawą, a odbywały się w pięknym, publicznym, godowym domu, opartym na słupach. Zaproszony był także Jezus z uczniami. Młode małżeństwa nie wszystkie były z miasta, lecz także z pobliskich miejscowości; odbywały jednak swe gody razem z tutejszymi nowożeńcami, ponieważ tak się umówiły, dowiedziawszy się o przybyciu Jezusa. Niektórzy byli z swymi rodzicami na naukach w Kafarnaum. W ogóle zauważyć trzeba, że ludzie tutejsi byli poczciwi i uprzejmi, i dlatego też gody uboższych urządzano wspaniale, chociaż z małym kosztem, wraz z małżeństwami zamożnych. Zauważyłam, że goście przynosili pewne dary, i że Jezus za Siebie i za uczniów dał upominek w pieniądzach, które Mu jednak z dodatkiem kilku koszy przednich chlebów godowych do gospody odesłali, poczym On kazał je rozdzielić ubogim. Z początku był taniec nowożeńców, bardzo umiarkowany i powolnym krokiem. Oblubienice były zakwefione; pary stały naprzeciw siebie, a każdy oblubieniec tańczył raz z oblubienicą. Nie dotykali jedno drugiego, tylko trzymali końce chustek, które mieli w rękach. Ponieważ każdy tańczył ze wszystkimi, a potem wszyscy razem, tempo zaś było bardzo wolne, przeto taniec trwał blisko godzinę; potem udano się do uczty, mężczyźni osobno, a kobiety znów osobno. Muzykantami były dzieci, chłopcy i dziewczęta, z wieńcami wełnianymi na ramionach i głowie; mieli piszczałki, krzywe, rogowe trąbki i inne instrumenty. Stoły biesiadne były w ten sposób poustawiane, że goście słyszeli się, ale nie mogli się widzieć. Jezus jednak zbliżył się do stołu nowożeńców, opowiedział przypowieść na sposób przypowieści o 10 mądrych i głupich pannach i zastosował ją do stosunków domu i czasu, a zarazem do potrzeb duszy. Powiedział każdej parze, jak o to lub owo w swym nowym gospodarstwie ma się starać i mieć je w zapasie, a to miało także duchowne znaczenie i odpowiadało usposobieniu i wadom każdej z nich. Była tam wzmianka i o lampie i jej symbolicznym znaczeniu.

 

498

 

Po uczcie bawiono się w zabawy z zagadkami. Zagadki wpadały do worka przez podziurkowaną deskę, na którą je rzucano, a każdy musiał rozwiązać tę, która wpadła do jego worka, albo też zapłacić karę. Nierozwiązane zagadki przychodziły znów w zabawę, a kto je rozwiązał, otrzymywał to, co inni za nie rozwiązanie jej stracili. Jezus przypatrywał się, i czynił wesołe i pouczające zastosowania. Potem poszedł Jezus z uczniami do gospody przed miastem w towarzystwie orszaku z pochodniami. Następnie miał Jezus naukę w synagodze, poczym odwiedził szkołę chłopców i młodzieńców, pytał ich i uczył i pożegnał się z niektórymi z ludzi. Po posiłku, w czasie, gdy w szabat wychodzono na przechadzkę, odwiedził Jezus z dwoma uczniami szkołę dziewcząt, która zarazem była poniekąd szkołą hafciarską. Dziewczęta od 6 do 14 lat — a było ich bardzo wiele były dziś pięknie poubierane. Także dwóch nauczycieli obecnych, którzy tam codziennie uczyli prawa, było przybranych w szaty świąteczne, mieli szerokie pasy i długie chusty, zwieszające z rękawów. Nad zakładem było około 10 wdów przełożonych. Prócz nauki czytania prawa, a dalej, prócz pisma i rachunków, wykonywały dziewczęta różne prace hafciarskie, które sprzedawano. Przez cały szereg sal były rozpięte długie zwoje różnych materii, na łokieć szerokości, także i węższe, aż do szerokości trzosów, a koniec gotowy zawsze rozwijano. Wzory, według których robiły, stały przed nimi, malowane na materiach. Były to kwiaty i liście, drzewka i linie wężowate w wielkich rozmiarach. Materia była bardzo przednią tkaniną wełnianą, na sposób lekkich płaszczów św. Trzech Królów, tylko nieco mocniejsze i różnej barwy. Haftowały delikatną, pstrą wełną, także jedwabiem; barwa żółta była jedną z najczęstszych. Nie miały one igieł, tylko małe haczyki. Niektóre szyły także na białej materii, o węższych pasmach; inne zaś wyrabiały pasy i wyszywały na nich głoski; przy tych robotach stały dziewczęta jedna przy drugiej. Zajęcia ich były podzielone; w miarę wieku i talentu postępowały do prac trudniejszych. Młodsze przygotowywały nici, drugie wygładzały wełnę, inne przędły; haftującym młodsze podawały zawsze nici i wszystkie narzędzia potrzebne. Dzisiaj nic nie robiły; gdy jednak dzieci pokazywały Jezusowi swe prace, i Jezus przechodził z przełożonymi przez salę, okazane mi były w obrazie całe działanie zakładu. Niektóre z dzieci pokazywały mniejsze i większe figury, haftowane na osobnych powierzchniach. Były to roboty zamówione i robione na sprzedaż. Nabywali je i poganie, dając w zamian różne materie itp. rzeczy. Dziewczęta mieszkały częścią w zakładzie, częścią dochodziły z miasta. Dom miał dwa piętra i był cały obrócony na zakład. Była także sala naukowa, a Jezus nauczał i wypytywał dzieci, które w ręce trzymały swe małe zwoje naukowe. Najmniejsze stały na czele, a nauczycielki w tyle. Przystępując rzędami po kolei na stopień do mównicy, pobłogosławił Jezus dzieci i przemówiwszy do nich w podobieństwach o ich pracy, opuścił zakład, a dzieci dały Mu upominki z materii i pasów, posławszy Mu je do gospody, a które następnie rozdane były do synagog. Potem miał Jezus końcową naukę w synagodze. Miasto było pełne ludzi, zebranych z całej okolicy. Niektórzy uczniowie byli dziś jeszcze poza miastem po, domach. Jezus pożegnał w synagodze wszystkich obecnych i powtórzył, o czym ich dotychczas pouczał. Wszyscy byli wzruszeni i objawiali życzenie, by u nich jeszcze pozostał. Zanim Jezus opuścił Abram, aby pójść do Dotaim, posłał dwóch uczniów z poselstwem do Kafarnaum, a dwóch do Cydessy. Przy Nim pozostał tylko Andrzej i Mateusz; inni podzielili się w wiele miejsc. Dotaim leżało na tym samym grzbiecie gór, co i Abram, i może było jakie 5 godzin stamtąd oddalone na południowy zachód. Tu była przygotowana gospoda

 

499

 

wyłącznie dla Jezusa i Jego uczni, tu też spotkał się Jezus z Łazarzem, który z dwoma uczniami powrócił z Jeruzalem. Także niewiasty z Jeruzalem przyjechały tu z Łazarzem.

SPIS TREŚCI

czytaj więcej...